7 września 2005

515 / 616

 Δ 

we can go anywhere but home. 
Helios miałby normalne dzieciństwo. Miałby, gdyby jego matka nie była zapaloną, zapatrzoną katoliczką, a ojciec damskim bokserem. Brzmi ponuro? W słonecznej Kalifornii świat zdaje się zapominać o tym, że ludzi może dotykać tego rodzaju patologia. Imię nadała mu kochająca, ciepła kobieta, która skończyła filologię klasyczną i miała ogromne zamiłowanie do starożytnej Grecji - jego babcia. Jego babcia również go wychowała, bo przecież nikt normalny nie dałby się dziecku wychowywać w takiej patologii. Babcia jednak zmarła, więc w trakcie burzy hormonów Helios wrócił do domu. Właściwie do miejsca, którego nigdy nie uznawał za dom, do sąsiedztwa, które było obce, do szkoły, w której przemykał się jak cień, nie mając największej ochoty związywać się emocjonalnie z kimkolwiek i czymkolwiek. Przeżył liceum w trybie nadzwyczajnym; będąc seniorem zaczynał studia na kierunku fizyki stosowanej z nachyleniem na astronomię. Bo poza tym, że w domu nienajlepsza atmosfera, to Helios był zawsze marzycielem i zawsze lubił patrzeć w gwiazdy. Zanim skończył podstawówkę znał wszystkie gwiazdozbiory Mlecznej Drogi widziane z Ziemi. W bibliotece przesiadywał przy komputerach przeszukując raczkujący jeszcze Internet za wiadomościami o nowych odkryciach w kosmosie. Mimo, że ojciec cały czas go pchał w stronę rozwoju fizycznego, chłopak pozostał wierny swoim zainteresowaniom; ćwiczenie lekkiej atletyki nie kolidowało pochłanianiu informacji w żaden sposób. No może poza tym, że zabierało czas, ale Ray nigdy nie miał większych problemów z organizacją czasu. To się przydało jak musiał godzić dwie szkoły na raz, jak końcowe egzaminy w liceum powielały się z tymi na pierwszym roku studiów, choć co bardziej leniwemu pewnie zdaje się, że te pierwsze w ogóle nie miały sensu, skoro Helios został przyjęty na University of California. Rozwijając się w dziedzinie nauki, jakoś z przyzwyczajenia pozostał przy codziennych treningach, jednak już nie skupiał się tylko na długich skokach i prawidłowej postawie. Do tego doszło budowanie wytrzymałości i precyzji ruchów, a także ćwiczenie mięśni. W trakcie studiów obudził także głód adrenaliny; kiedy już nie wystarczało wspinanie się na konstrukcje mostów, lub skakanie po dachach, wkroczył na ścieżkę lekko-przestępczą stając się drobnym złodziejem. Najpierw obierał sobie drobne cele, potem planował większe skoki, a to głównie dlatego, że nawet odłożone pieniądze dziadków nie wystarczały na godne życie w akademiku. Na rodziców nie miał co liczyć. I to nie tak, że mu się udawało. Złapano go kilka razu i grożono wyrzuceniem ze studiów. Jako, że astronomia była dla niego wszystkim, poniechał swojej działalności i skupił się na zdobywaniu stopnia naukowego z tym, co miał, ewentualnie dorabiając na boku. Na staż w NASA nie dał rady się załapać - tego pechowego roku brali większość dzieciaków, które miały znajomości w szeregach pracowników prestiżowej agencji kosmicznej. Możliwe, że jego wybryki zablokowały mu drogę ku marzeniom, chociaż przez ostatnie pięć lat był w stanie stwierdzić, że to musiało być przeznaczenie. Owszem, może praca przy składaniu asortymentu Stark Industries nie należała do tych z najwyższej półki, ale zawsze to było coś. Ta, coś, do momentu, w którym Stark i Stane urządzili sobie ring z fabryki zlokalizowanej w dolinie krzemowej. Właśnie tam, gdzie pracował Helios. 

Nie wspomina tego zdarzenia zbyt dobrze ani zbyt jasno; wie, że składanie podstawowych części na pewno nie wywołało wybuchu, który zmiótł pół fabryki i zabił wszystkich pracowników, którzy nie zdołali się ewakuować. Ray do nich należał; biorąc pod uwagę następujące wydarzenia, ciągle uważa, że on także znalazł się na liście ofiar, których rodzinom Stark powinien był wypłacić odszkodowanie. Ale gdzie tam. Zamiast tego zaoferowano mu dwa tygodnie badań, pół roku szkolenia i kolejne, niekończące się dni badań. Na początku było mu ciągle nieznośnie gorąco, często nie mógł utrzymać w ręku metalowych i plastikowych przedmiotów, które topiły się w wyższych temperaturach. Pięć posiłków dziennie było trochę za mało i tak jakby… Świat zwolnił. Uciążliwie było do tego stopnia, że Ray popadł w apatię i tylko rutynowo wykonywał to, co mu kazano. W tym czasie, gdy świat cieszył się Iron Manem, on siedział w betonowych bunkrach próbując nauczyć kontrolować się nowe umiejętności. Nie chciał ich; chciał wyjść, chciał… wrócić do smutnej rutyny człowieka po studiach, który nie załapał się do pracy, o której marzył. Badania nad nim przeprowadzał zespół S.H.I.E.L.D.; część należała do szalonych doktorków, może tylko dwoje uczestników badań było w miarę ludzkich i nie traktowało go jak obiektu. W związku z tym, udało mu się wymknąć z celi, w której był przetrzymywany; wyruszył na poszukiwanie nowego domu, jednak po drodze przydarzyło się kilka mniej istotnych wypadków, które dały mu do zrozumienia, że istnieje coś więcej w życiu, gwiazdy i adrenalina. Uratowanie autobusu pełnego dzieciaków od katastrofy kolejowej, przypadkowe wyjaśnienie samobójcy, że nie warto, pierwszy samodzielny lot, czy nawet bycie świadkiem tego, jak formuje się nowy zespół do walki ze złem dało mu nadzieję. Większą, niż cokolwiek do tej pory. 

Bycie dociekliwym dzieciakiem dało o sobie znać, kiedy nordycki bóg błyskawic dołączył do drużyny; Helios ukrywał się w Los Angeles i buszował w mitologiach, odnajdując w starych książkach bajki takie, które aż do bólu przypominały zapowiedź całkowitego upadku ludzkości. 

Nie potrafił się nigdy wytłumaczyć z tego, co zrobił w ciągu następnego roku. Śledząc badania na temat Tesseractu, znalazł pewną częstotliwość i współrzędne na nocnym niebie, które mogły go poprowadzić wprost do osoby odpowiedzialnej za awanturę o błękitny sześcian. Spróbował starej metody kontaktu z istotami pozaziemskimi. Włamał się do jednej z placówek NASA i dorwał się do starego, analogowego wręcz sprzętu Nadał wiadomość radiowo, bez żadnego szyfru, wprost. Wiem gdzie jesteś i jak cię znaleźć. Po prostu. Nie miał pojęcia, co się zdarzy dalej; nie miał na to najmniejszego wpływu. Jakieś pół roku później przyszła odpowiedź. Osobiście. Człowiek imieniem Thanos o fioletowej skórze pojawił się na progu jego mieszkania. Pytanie “jak?” było niewłaściwe; z resztą, Helios nie miał bladego pojęcia z kim zadarł i nie do końca potrafił się obronić przed tym, co uniknione. Nawet zmiana postaci w ciało niebieskie przypominające ludzkiej wielkości gwiazdę typu delta i wyemitowanie mocy równej osiemdziesięciu Słońc nie dało rady szalonemu tytanowi. Thanos śmiał mu się w twarz, podczas gdy obrócona w pył okolica uciekała przed jego oczami. 

Pierwsze co pamięta z uniwersum 616 nowojorski central park. Kolejną, nagła potrzeba skontaktowania się z Nickiem Fury. Dalej było tylko skrajne wyczerpanie i doładowywanie akumulatorów, które wyczerpał w starciu z Thanosem. Nikomu nie powiedział o swojej potyczce. Zamiast marudzić, kiedy przeprowadzano nad nim badania, przyjął wszelkie eksperymenty z pokorą, choć cierpliwości nie raz mu brakowało i Fury osobiście posmakował słonecznej furii Heliosa. Zatrudniono Raya, początkowo klasyfikując go jako mutanta, jednak z czasem status ten się zmienił; moce Heliosa zostały bowiem przebudzone pod wpływem czynnika zewnętrznego, a nie, tak jak w przypadku mutantów, pod wpływem hormonów w okresie dorastania. Na dzień dzisiejszy Helios jest inhumanem i pracuje w specjalnej sekcji S.H.I.E.L.D. do zadań wybitnie śliskich.

Brak komentarzy:

Stan Lee patrzy na to, co piszesz...

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon sponsoruje OSCORP. Przy jego tworzeniu nie ucierpial zaden pajeczak.