7 września 2015

"Because I'm a dhampir, I don't get to have a life, not like you"

                                                                      ... but call me "D"
Hybryda człowieka i wampira. Nie należący do obu światów. Dhampir bez pochodzenia. Wybryk natury porzucony przez wampiryczną matkę z klanu Syren, gdyż wolała swoje siostry od jedynego syna. Urodzony tylko dzięki czarnomagicznemu zaklęciu. Jaka była prawda? Tego się nie dowie.
Prawdopodobnie pochodzący z Japonii, ponieważ jego wygląd na to wskazuje. Ojca nie poznał, gdyż go nie szukał. Jeśliby mu zależało na synu to dawno wziąłby go pod opiekę. Jaka była prawda? Tego się nie dowie.
Wychowany niegdyś przez młodą azjatkę w dzisiejszej Osace, kilka set lat wcześniej. Wiedziała, że to nie jest normalne dziecko. Przeszywające, o krwistoczerwonym kolorze tęczówek, oczy nie przeraziły jej. Pokochała noworodka jak własnego syna.
Lata mijały. Chłopak o mlecznej karnacji i kontrastujących krwistoczerwonych tęczówkach, mający metr dziewięćdziesiąt i długie czarne włosy do pasa, wyrósł na najprzystojniejszego mężczyznę o wyrazistych rysach twarzy. Nawet jak nie uśmiechał się to wyglądał jak grecki Adonis. Kobiety się za nim oglądały... mężczyźni również, co niepokoiło część społeczeństwa. Na jego dwudziestych urodzinach skończyło się dorastanie fizyczne. Przestał się starzeć a widać to było po jego opiekunce, która prawie siwiała a on wyglądał jak nastolatek, ale mentalnie był dorosły.
Daisuke, tak nawzała go opiekunka, próbował rozumieć swoje ciało. Dlaczego ciągnęło go do krwi bardziej niż do zwykłego jedzenia? Czemu kły mu się wysuwały pod wpływem stresu? Po jakimś czasie zrozumiał, że został zrodzony z połączenia człowieka i wampira. Azjatka dawno wiedziała, ale nie chciała psuć mu dzieciństwa. Będąc noworodkiem wypijał mleko zmieszane z krwią, bo jak tego nie robiła to dziecko wymiotowało.
Opuścił Osakę gdy przyszywana matka zmarła na łożu śmierci, oglądając ostatni raz pięknego młodzieńca, który na jej oczach wyrósł na spokojnego i zrownoważonego mężczyznę. Od tamtej pory snuł się po świecie, ucząc się wszystkiego. 
Zrobił się z niego wprawny szermierz. Biegle władał długim mieczem, czasem z taką szybkością machał nim, że potrafił odbić lecące kule w jego stronę. Jak na dhampira przystało odziedziczył po matce wszystkie moce wampirów (oprócz zmian cielesnych) oraz słabości. Mógł chodzić w świetle dnia, ale po długim przebywaniu na słońcu odczuwał stan "przegrzania" i musiał kryć się. Trawił ludzkie jedzenie oraz pił krew, ale jak długo nie pił to żądza krwi w każdej chwili mogła go dopaść. Dodatkową zdolność jaką odziedziczył po matce to wbrew własnej woli wszyscy lgnęli do dhampira. Jego niski głos uwodził i wprawiał w zakłopotanie kogokolwiek, co czasem było dla Daisuke męczące, gdyż wolał życie samotnika, więc odzywa się w razie konieczności. Zawsze jak przeszedł obok kogoś to ta osoba odwracała się, czując motyle w brzuchu. Tą zdolność mogą łatwo blokować mutanci o dużej mocy telepatycznej jak również wampiry z klanu Syren.
Często można go spotkać ubranego w czarne ubranie przylegające do ciała, kapelusz z szerokim rondlem, naszyjnikiem z rubinem, kataną przypasaną do boku oraz wysokie do kolan buty. Zadomowił się w Instytucie Xaviera, gdyż potrzebował tymczasowego miejsca zamieszkania, obiecując profesorowi, że uczniom nic złego się nie stanie, ale nic na to nie poradzi jak będą na Daisuke reagować.


___
Zdjęcie znalezione w odmętach internetu, które mi spasowało do postaci.
Wampirycznych klanów w Marvelu jest kilka, ale wybrałam tą... będzie zabawnie.
Czekolada dla każdego komu uda się rozbawić, lub chociaż sprawić by uśmiechnął się, Daisuke!
Druga połówka dhampira mile widziana. Dziwnymi, zabawnymi oraz wybuchowymi sytuacjami nie pogardzę. Spokojne pogawędki? Proszę bardzo, Daisuke zaprasza do pokoju. Nie bierze odpowiedzialności za reakcje ciała i motyle w brzuchu.
Pokochajmy się!

11 komentarzy:

  1. [Dobry wieczór! Jeju, to zdjęcie jest naprawdę nieziemskie. <3 I pasuje idealnie! W ogóle cała postać jest taka trchę tajemnicza, mimo wszystko, podoba mi się to. Mam nadzieję, że zagrzejesz sobie u nas miejsce. Baw się dobrze!]

    Jemma Simmons

    OdpowiedzUsuń
  2. [E tam! Moja karta to nic nadzwyczajnego, naprawdę. Ale bardzo dziękuję i z chęcią nad czymś pomyślę. Pojawiło ci się już coś w głowie? Cóż, Simmons byłaby pewnie łatwo podatna na jego urok, bo to tylko zwykła śmiertelniczka, która ma niezwykle wysokie IQ. Tylko za bardzo nie wiem, jak mogliby się spotkać. S.H.I.E.L.D pewnie interesuje się dhampirami, ale... ale... no nie wiem, głośno myślę. :<]

    Jemma Simmons

    OdpowiedzUsuń
  3. [Rany, rany, jaka wspaniała karta! Daisuke to naprawdę przemyślana, ciekawa postać. Może Hinge nie przebywa tyle czasu w instytucie, ale może udałoby się coś wymyślić. Ciekawe jakby mój mglisty narwaniec mógł na niego reagować. Bo ja sama nie mogę nadal wyjść z zachwytu ani przestać zerkać na to wspaniałe zdjęcie. Witam, witam. I zapraszam do siebie, choć moja karta może jedynie schować się w cieniu Twojej :x ]

    Hinge

    OdpowiedzUsuń
  4. [Również dziękuję, choć z tą lekką ręką bym tak nie przesadzała. Ale to może raczej efekt tego, że to dość stara postać i po prostu w końcu miałam okazję ją spisać i pokazać ludziom, kehe.
    Hm, Hinge właściwie tylko odwiedza Instytut, sam mieszka w NY, starając sie wieść normalne życie (dobre mi żarty). Ale może w trakcie jednej z wizyt właśnie mógłby się właśnie ulotnić do jego pokoju, bo coś go tam przyciągnęło? Nikt chyba nie pakuje się do cudzego powodu od tak, a przy takiej sytuacji mamy przynajmniej powód - bliżej nieokreślone uczucie. Co Ty na to? Potem jakoś można to pociągnąć, na pewno coś wymyślimy. :) Zwłaszcza, że nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek stawiała go w podobnej sytuacji, więc naprawdę może wyjść ciekawie.]

    Hinge

    OdpowiedzUsuń
  5. [Uważaj bo zaraz się zarumienię ;_; Od razu też, żeby za bardzo nie przedłużać, spróbuję swoich sił w rozpoczęciu tej przygody.]

    Uwielbiał tu powracać. Czasem zastanawiał się nad tym, czy by nie wrócić tu na stałe. Życie tatuażysty, który mieszka w ulicę dalej w skromnym lecz przestronnym mieszkaniu nudziło go. Fakt, lubił spokój, ale to nie było to, co zwyczajnie go cieszyło. Może i czerpał radość z możliwości, jakie tu miał, ze spotkań ze swoim ukochanym siostrzeńcem. Ostatnie cenił sobie chyba najbardziej. Ah, no i te wszystkie wieżowce, na które można się "wspiąć" i popodziwiać. Coś ciągnęło go do miasta, ale nadal tylko Instytut mógł nazwać domem.
    I właśnie tutaj też teraz był. Przechadzał się korytarzem, wspominając dawne dzieje, choć dwa lata to przecież nie aż tak dużo czasu, gdyby dobrze się nad tym zastanowić. Wszystko wyglądało tak samo, tylko twarze sie zmieniały. To doroślały, to pojawiały się nowe. Zadziwiające i wzbudzające ciekawość. Takie uczucie ogarnęło Roberta, który zatrzymał się z wrażenia w miejscu, zauważając, że tuż nad jego skórą, że opuszki jego palców, knykcie, przedramiona sączą się dymem.
    -Co do...- mruknął pod nosem i wziął głęboki oddech, przymykając powieki. Nim się spostrzegł, już cały przyjął postać kształtnej mgły i prowadzony przez niezwykłe uczucie, przeciskał się przez szparę pod drzwiami do jednego z pokoi.
    Po kilkunastu sekundach, gdzieś pośrodku pomieszczenia, znów stał na równych nogach ze wzrokiem zwróconym w tą piękną twarz nieznajomego. Nie wiedział kim jest, ale był pewny, że w tym momencie bezczelnie się na niego gapił. Wytatuowany mutant pierwszy raz od niepamiętnych czasów czuł się nieswojo. Dym sączył się gdzieś spod kołnierzyka jeansowej koszuli i znikał gdzieś w powietrzu.
    -Ja...- Zająkał się i pokręcił głową rozbawiony swoim stanem.
    Nie mógł tego zwyczajnie pojąć. Spojrzał na drzwi, na niego, nawet wskazywał na nie palcem zdezorientowany, ale nic mniej lub bardziej konkretnego nie potrafiło opuścić jego ust. Musiał odetchnąć. Porządnie.
    -Hinge.- Przedstawił się próbując nadać chociaż swoim działaniom jakiegoś kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Robert miał wrażenie, że zaraz sie roztopi. Było mu gorąco od środka, czuł się jakby coś wywracało jego wnętrznościami przy czym zamiast mu się robić słabo, on tylko już nie mógł oderwać od niego wzroku. Był zwyczajnie piękny, choć słowo "zwyczajnie" kompletnie do D nie pasowało. Był nad wyraz piękny, jak lalka. Wytatuowany chłopak nawet wyciągnął dłoń w jego stronę, mając wrażenie, że musi ale to koniecznie musi sprawdzić, czy to naprawdę człowiek, a nie wytwór jego chorej wyobraźni pod wpływem czegoś.
    -Wybacz.- Duknął zabierając dłoń, nim ta dotknęła jego policzka, a wystarczyło kilka kolejnych milimetrów podróży tlących się palców, by ich opuszki mogły dotknąć tej zapewne miękkiej i delikatnej skóry.-I za tamto. Za tamto też i w ogóle.- Mówił widocznie zbity z tropu, poddenerwowany, wskazując na drzwi, siebie, podłogę.
    Z resztą za długo to nie trwało. Hinge zaraz złapał się za głowę i powoli, bez większego lamentu opadł na kolana przed nim. Był zmieszany, może nawet gdzieś odrobinę zawstydzony swoim stanem, ale za nic w świecie by tego nie przyznał. Dymił się od nadmiaru emocji, tych wszystkich dziwnych czynników. Jego szare oczy utkwione były w ideale, który w spokoju tylko go obserwował. Z jednej strony ciekaw był, jak ten może zachować taki spokój. Przecież tak paskudnie mu przeszkodził, zakłócając całą tą aurę pomieszczenia. Ale z drugiej strony frustrowało go to. Dlaczego tak trwał?
    -Co do...- Urwał wypowiedź tylko po to, żeby zagryźć wargę. Słowa przychodziły mu z ogromną trudnością, bo próbował zapanować nad sobą, nad mocą, która wymykała mu się spod kontroli i nad emocjami, które były wzburzone jak nigdy. I to serce, galopujące w jego piersi, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć. Mógłby przysiąc, że zaraz tu zejdzie i ktoś definitywnie będzie miał go na sumieniu.

    Hinge

    OdpowiedzUsuń
  7. Zimne dłonie na policzkach wystarczyły, by chociaż myśli i tak skupione na Daisuke w końcu się uspokoiły. No, odrobinę, bo w pierwszym odruchu aż zadrżał, kompletnie siebie nie poznając. Sam uniósł tlące się dłonie do góry i położył je na dłoniach dhampira. Wtedy dopiero przymknął powieki i wziął głęboki wdech.
    Robert miał wrażenie, że cały proces wracania do normy zajmuje mu wieki. Każdy oddech, choć z czasem spokojniejszy, przychodził mu z trudem. Długo jeszcze ulatniał się, ale wkrótce bicie serca zwolniło, a on sam w miarę się opanował. Patrzył na niego tymi zdezorientowanymi szarymi oczyma. Uśmiechnął się, nadal go nie puszczając, ciesząc sie, że jego metoda podziałała i udało mu się uspokoić mutanta.
    -Dziękuję, D.- Powiedział cicho, jakby cała sytuacja wymagała tego by mówić szeptem.- Ale właściwie, co to było? Nigdy... nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. To uczucie mnie tu wciągnęło. Nie mogłem się ruszyć, po prostu się działo. Miałem wrażenie, że...- przełknął ślinę, puszczając jedną z jego dłoni, za to drugą, nadal przyciskając do ciepłego policzka.- Że się rozpłynę. Nie mogłem nad tym zapanować. Niesamowite i... przerażające. Odrobinę. Cieszę sie, że mnie uratowałeś.- Skinął głową i wreszcie puścił jego drugą dłoń, choć nadal wiele by dał, żeby dłużej poczuć jego skórę na swojej. Była taka przyjemna. Aż głupio mu było o tym myśleć. Mając ponad dwadzieścia lat za sobą nigdy nie czuł się tak zawstydzony, zwłaszcza przed innym mężczyzną, przed kimkolwiek. Choć może nie tyle co zawstydzony, a może raczej bezradny w swoim położeniu na podłodze rezydenta Instytutu, którego można powiedzieć, dopiero co poznał i miał ochotę poznać go lepiej. Dowiedzieć się czegoś. Zdecydowanie.W końcu okropny i nieudany początek znajomości nie musiał oznaczać równie fatalnego końca.

    Hinge

    OdpowiedzUsuń
  8. -Rozumiem.- Mruknął i będąc dość leniwym, po prostu ulotnił się, żeby stanąć na równych nogach. Jeszcze zlepiając się w całość, zrobił krok w jego stronę.- Mam jednak wrażenie, że jakoś sobie z tym poradzę. To trudne, ale myślę, że warte swojej ceny, D. -Posłał mu uśmiech, choć ten nawet na niego nie patrzył.
    Hinge rozejrzał się dookoła i przysiadł na brzegu łóżka, starając się oswoić z dziwnym uczuciem skupionym w okolicach jego brzucha. Rozpiął guzik koszuli przy samej szyi i znów zerknął na ucznia.
    -To Twoja moc? Wiesz, ta aura. Całkiem ciekawe. Nie tyle co trudne do zniesienia, z resztą sam widziałeś, ale to ciekawe. Mimo wszystko wspaniałe uczucie, ale mogę się tylko domyślać, jakie to musi być trudne, D.- Pokiwał głową, lecz kiedy zastanowił się nad swoimi słowami zaraz nią pokręcił.- Wybacz, paplam.- Westchnął i podrapał się po skroni. Od razu też postanowił zmienić temat.- Rany, te pokoje nadal wyglądają tak samo. W prawdzie minęły dwa lata, od kiedy przestałem tu rezydować i się uczyć, no, mniej więcej uczyć, ale nadal można poczuć się tu jak w domu. No i właściwie, nie znamy się. Długo tu jesteś?
    Miał nadzieję, że uda mu się sprawić, by chłopak poczuł się lepiej. Dwudziestodwuletni Heyday był marny w pocieszaniu. Jedyne w czym był dobry był w stanie policzyć na palcach. Znikanie, swoje moce, kawa, picie i tatuowanie. Całe szczęście mimo swojego zwykłego lenistwa i olewactwa tak jak teraz przykładał się do swoich zamierzeń. Chciał dopiąć swego, chciał w jakiś sposób wytrwać i poznać go, dowiedzieć się czegoś o nim. Nie tylko aura Daisuke, ale cała ta ciekawość go rozsadzała. Zawsze lubił poznawać nowych ludzi. Przynajmniej w instytucie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy ich spojrzenia w końcu się spotkały, nie mógł oderwać od niego wzroku. Piękna twarz, oczy, zapewne miękkie włosy. Daisuke w oczach mutanta wyglądał jak lalka. Człowiek wykreowany na ideał. Jednak odnosił wrażenie, że jego nowy towarzysz był czymś wyraźnie zmartwiony i zakłopotany. Zupełnie jakby nie wiedział co ma począć. Sam Robert też nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Tylko go obserwował, nie wiedział jaki temat podjąć. Dziwne uczucie nadal nie pozwalało mu opuścić pomieszczenia. Walczył z nim, ze sobą. Był naprawdę ciekawy, głupi i odważny.
    -No i wszystko jasne.- Mruknął dość nieprzytomnie i potrząsnął głową.- Wybacz. Zagapiłem się. Twoje oczy... wyglądasz jakbyś był głodny. Sam bym coś zjadł, więc może mogę jakoś pomóc?- Zaproponował i uśmiechnął się nieznacznie.

    [Przepraszam, ze tak krótko po takiej przerwie. Praca, szkoła, terminy. Ale postaram się odpisywać już codziennie :x ]
    Hinge

    OdpowiedzUsuń
  10. [Wybieram wersję mniej spokojną, tą z atakiem wampira. Postaram się zacząć w ten weekend i bardzo przepraszam, że tak późno ci odpowiadam. :<]

    Jemma Simmons

    OdpowiedzUsuń
  11. Simmons nie była typem osoby, która przeraźliwe boi się późnego wychodzenia z domu, ale miała przed tym zrozumiałe obawy. Jak nikt wiedziała, że w ciemności czają się różne istoty, które niekoniecznie posiadają dobre intencje, dlatego kiedy zapadał zmrok, zawsze miała oczy i uszy otwarte. W sumie to podobna sytuacja miała miejsce za dnia, czego nauczyła się jako agentka S.H.I.E.L.D. Zbyt wiele rzeczy widziała na oczy, żeby wciąż naiwnie myśleć, że wszyscy ludzie na świecie są dobrzy, dają pieniądze na chore dzieci, oddają krew i nawet muchy by nie skrzywdzili. Otarła się o śmierć kilka razy i wcale nie było to tak, że sprawiło to zrządzenie losu. Sprawcami takiego stanu rzeczy byli ludzie, posiadający wolną wolę i swój własny rozum, którym teoretycznie powinni się kierować. Na początku nie potrafiła pojąć tego, jak bardzo byli oni okrutni, w jaki sposób umieli wyrządzić innym tak wielką krzywdę, ale potem zrozumiała, że niektórzy są po prostu źli aż do szpiku kości i dla takich nie wolno mieć ani grama współczucia, ponieważ wykorzystają to przy pierwszej lepszej okazji, wcześniej udając twoich przyjaciół. Tej ważnej lekcji nauczył ją Grant Ward i była to pierwsza i ostatnia rzecz, za którą Jemma była mu wdzięczna.
    No dobra, może była jeszcze jedna. Dzięki niemu zrozumiała, że musi być bardziej ostrożna, czujna, a także powinna poprawić swoje umiejętności walki, które niestety utrzymywały się na bardzo niskim poziomie. Zaczęła trenować, co przyniosło pozytywne skutki. Sprawiło to również, że zrobiła się bardziej pewna siebie. Nawet noc przestała być już dla niej taka straszna, ponieważ wiedziała, że teraz będzie w stanie stawić czoła osobie lub stworzeniu, które ją zaatakuje. Oczywistym było jednak, że nie spodziewała się takiego ataku, kiedy pewnego wieczora wracała do swojego mieszkania. Miała akurat kilka dni wolnego, więc postanowiła je wykorzystać. Szła ulicą lekko przyśpieszonym krokiem i w pewnym momencie poczuła silne szarpnięcie. Ktoś wciągnął ją do ciemnej uliczki. Jemma chciała krzyknąć, ale nieznajomy zasłonił jej buzię ustami. Zaczęła się szamotać, próbując się wyrwać oprawcy, ale na nic się to zdało, ponieważ była trzymana bardzo mocno, aż wydawało jej się, że ten ucisk jest wręcz nieludzki. Nie dawała jednak za wygraną. Otworzyła buzię i ugryzła mężczyznę, który syknął, a potem wymierzył jej solidny policzek. Później usłyszała charczenie, by następnie zobaczyć ostre kły w lekkim świetle księżyca.

    Jemma Simmons

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon sponsoruje OSCORP. Przy jego tworzeniu nie ucierpial zaden pajeczak.