Czekaj, czekaj, chcesz mi powiedzieć, że pozywasz ich za to, że zrobili Cię większym i zdecydowanie silniejszym?
28 lat / Nowy Jork / Pani adwokat, aha! / Kancelaria Goodman, Lieber, Kurtzberg & Holloway / Tak właśnie, Manhattan! / Jesteś superherosem, nabroiłeś i potrzebujesz adwokata? Chętnie pomogę. / Nie jestem Mattem Murdockiem, no kurwa. / Raz Tony Stark wywalił mnie na zbity pysk z Avengers Tower. To nie było fajne. / Jestem zajebista od A do Z! / Pssst, moje imprezy są lepsze od tych, które robi Stark. / Ja rozumiem, że miałam naprawdę wielu partnerów, ale jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie kurwą, to inaczej pogadamy. / Baronowa Arkadii / Zielona.
Dzień dobry... poproszę kawę. / Nie wiem dlaczego szef woli żebym pracowała w normalnym trybie. / Zielony tryb jest zdecydowanie efektywniejszy w każdej kwestii. / No, tak, Bruce Banner jest moim kuzynem. / Jestem dowodem na to, że raczej nie powinien oddawać swojej krwi byle komu. / Hej, Bruce, dzięki raz jeszcze! / Nie jestem jakimś mega geniuszem, ale posłali mnie do szkoły rok wcześniej. Hm. / Wiesz, kancelaria ma swoją politykę, ale posłucham Cię, jeśli jesteś w rozpaczliwej potrzebie. / Jestem DOBRA w tym czym się zajmuję. / Wiadomość specjalna dla Franka C. / Idź być gdzieś indziej. / Spytaj mnie, jak będę zielona.
AVENGERS / TEAM IRON MAN
-----
Hejo, Kage się kłania, tym razem z zieloną panią prawnik.
[Już kilka razy SHE-HULK była na Marvelowych odsłonach, ale nigdy jeszcze jej wizerunek nie wywołał u mnie "łał". Ale tym razem "łał" jest. Wielkie i puchate. Czuję ją, naprawdę czuję ją w Twojej KP. ]
OdpowiedzUsuńRobin Clark
[Taaak, Dżemma. <3 Póki co nie planuję żadnych takich kłopotów, ale zgłoszę się, jak pomoc Dżenny będzie potrzebna, obiecuję!]
OdpowiedzUsuńJemma Simmons
["Puniszerowe wajby"? Och, właśnie zdobyłaś moje serce. Robin jest niepozorna ciałem, ale potężna mutacją - ostatecznie więc wyszło z niej coś...no, nazwijmy, pomiędzy. Lubię niejednoznaczności.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Starkowi związków z Jen, zwłaszcza jeśli ma twarz JenJen. Schrupałabym. Im więcej gifów teraz przeglądam, tym bardziej oczarowuje mnie ten pomysł na wizerunek Walters. Odkrycie stulecia, piszmy do Stana Lee!]
Robin Clark
[Jenny, posłuchaj, naprawdę chciałem zadzwonić, ale rozumiesz, WOJNA O NOWY JORK, a potem mi się zapomniało, TYLE SPRAW NA GŁOWIE, ale na kawę wyskoczysz?]
OdpowiedzUsuń[Jenny wydaje się taaaka przeurocza. W takim razie czekam na telefon z niecierpliwością!]
OdpowiedzUsuńLally Foss
[Bitwa o Nowy Jork? Miałem na myśli Ultrona! Zjebałem sprawę, trzeba było posprzątać, wysłali mnie na jakieś zadupie. Ale tak, tak, stawiam kawę, ciastko, kolację, nawet śniadanie.]
OdpowiedzUsuń[Zawsze chciałam, żeby jakaś moja postać spróbowała z kobietą. Jen i JenJen to prawie jak kumulacja, więc chętnie coś bym coś z tym zrobiła. :D Weź, niech się znają, niech będzie fajnie, niech będzie mięta, akcja i czarny humor.]
OdpowiedzUsuńRobin Clark
[Piękne i silne jak zawsze najlepsze panie ;p Chociaż Gabi akurat na pewno musi być silna pracując z Tonym xD]
OdpowiedzUsuńPax
[ Dzięki za powitanie! Będę endżojować.
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom Jess ma coś wspólnego ze środowiskiem prawniczym. Jej przyjaciel, Matthew Murdock, zajmuje się prawną stroną Alias Investigations. I tak myślę, że Jenn i Matt mogą wpaść na jakiś trop prawniczego syfu, aż w pewnym momencie on stwierdza "przyślę do ciebie moje oczy", więc do drzwi Jennifer puka detektyw Jones.
Ale to tylko wtedy, jeśli masz ochotę na wątek.]
Jessica Jones.
[Miejmy więc takie powiązanie. Bardzo zielone, bo z miętą i "coś teges". Ile czasu temu był rozwód z Jamesonem? Robin byłaby dobrym lekiem na całe zło, mało wymagająca, ale z sercem po właściwej stronie (mimo wszystko). Niechby nawet było few-night-standy, kilka typowo babskich, z winem i jęczeniem na przykry świat. Lub z winem i wygrażaniem na przykry świat. A teraz Jen ma jakąś sprawę i szuka świadka, a Robin sprzątnęła go i nawet jednej kosteczki Jen nie znajdzie. Albo właśnie na odwrót - Robin pomaga Jen odnaleźć to, co przepadło jak kamień w wodę. Obie szukały osobno - jedna, bo potrzebuje zeznania, druga, bo potrzebuje odpowiedzi na kilka pytań. Spotykają się w połowie drogi. I dopiero z czasem Robin przyznaje się, że obsługuje więcej narzędzi niż korkociąg, otwieracz do piwa i nóż. Błądzę w ciemności!]
OdpowiedzUsuńRobin Clark
[ O, to jest nawet jeszcze lepsze, bo wtedy od pierwszego momentu Jess będzie podejrzliwa. I przepraszam za moją nieznajomość komiksów, kiedyś coś wiedziałam, dziś wiem czym jest kordegarda i cykl Krebsa.
OdpowiedzUsuńWątek współpracy wtedy mi się wkradł, bo węszyłam za zagadką. I wydaje mi się, że ktoś mógłby tuszować niektóre sprawy, do jakich ewidentnie dochodzi w Hell's Kitchen. Działka Matta i Jen nie jest tym szczególnie wzruszona do momentu, w którym zatuszowaną ofiarą jest córka jednego z jej klientów. Co Ty na to? Zgóóódź się, będziemy tropić szarą eminencję i będzie fajnie!]
Jessica Jones
[Jen mnie zawsze w jakiś sposób onieśmielała :D]
OdpowiedzUsuńColleen Wing
[Dobry wieczór!]
OdpowiedzUsuńTigra
[No, hejoł! She Hulk też jest niezła XD Pamiętam ją z komiksów, a potem kreskówek. No, dobra gościówa. A teraz też widzę, że całkiem interesujący z niej charakterek. Lawrence mogę sobie wyobrazić w zielonym kolorze, przecież znamy ją już jako niebieską mutantkę, dlaczego więc nie ziolona? ;) Dziękuję bardzo.]
OdpowiedzUsuńX-23
[Ojejuśku, sama chciałam przybiec pod twoją kartę z propozycją wątku, ale mnie wyprzedziłaś. XD
OdpowiedzUsuńNiech się zgłasza i to natychmiast. Lubimy wybuchy, strzelaninę i ogólny koniec świata, więc coś czuję że się dogadamy, szczególnie z zieloną wersją Jen. Loki co prawda nie do końca superbohater - może tylko w swojej własnej chorej głowie - ale dobrym adwokatem i tak nie pogardzi. c;]
Loki
[Cóż. Razem jeżdżą na rolkach, czasami piją. Niekiedy gonią za zielonym kuzynkiem. Niech w końcu zrobią razem coś epickiego. Albo coś spokojniejszego, z rodzaju oskarżenie koty o morderstwo. Co powiesz?]
OdpowiedzUsuńTigra
[Klecimy ten wątek z BFFS. Propozycja jest kusząc, ale nigdy takiego nie prowadziłam(facetami się zdarzało).]
OdpowiedzUsuńGamora
[Dziękuję bardzo! I mogę iść na kawę, o ile mnie zaraz nie zaczniesz "smashować" gniewnie jako poparcie Starka!]
OdpowiedzUsuńRogers
[Pazur jest, choć może raczej pazurek :D Coś tam jeszcze dopiszę ;)
OdpowiedzUsuńJa za to muszę pochwalić boską Jen, z równie boskim wizerunkiem! Świetnie dobrana! I ten gif w tekście <3 Bardziej mi tu pasuje, niż jako Mystique.
Jeśli masz ochotę na wątek, to ja bardzo chętnie! :D]
Rogue
[Musisz mi wybaczyć, omal Cię nie pominęłam, bo za późno załączyłam subskrybcję pocztą! Razem z autorem Crystal wcześniej ustaliliśmy sobie powiązanie, więc wychodzi na to, że na razie Quicksilver to tylko efekt eksperymentu i syn Magneto. Dziękuję i chwalę za wybór She-Hulk!]
OdpowiedzUsuńQuicksilver
[Jasne, że mogą. Poza tym - współczułabym towarzyszącym osobom, gdyby wciąż i wciąż Kapitan był Kapitanem i biegał w swoim flagowym uniformie. Wszystko wyjdzie w rozgrywce, a skoro tak to Stevenem zaraz zacznę w domniemanej siłowni <3]
OdpowiedzUsuńRogers
[Gamora jest tu raczej od nie dawna max miesiąca. Wyjechała sobie, że tak powiem na urlop, który się ciągle dłuży. Chodzi na siłownie dla przyjemności w godzinach wczesno rannych by zbytnio nie zwracać na siebie uwagi.]
OdpowiedzUsuńGamora
[No, siemka. Dzięki bardzo. Też nie należę do fanów Hulkowej rodzinki, ale jeszcze raz dzięki za chęci w poszukiwaniu. Doceniam to! ;D Mam nadzieję, że szybko się ogarnę, bo na razie mam etap depresyjnego wątpienia we własną tożsamość xD]
OdpowiedzUsuńWinter Soldier
Bądźmy szczerzy, Frank Castle rzadko kiedy pracował w normalnych godzinach, więc czuł się odrobinę dziwnie, kiedy parę minut po szóstej wieczorem odstawiał “służbowy” samochód do swojego, ekhm, skromnego arsenału na przedmieściach Nowego Jorku. Zanim nierzucającym się w oczy Fordem Expedition wyjechał z powrotem w kierunku centrum miasta, uzupełnił brakujące magazynki i pedantycznie odłożył na swoje miejsce wszystko, co kilka godzin wcześniej zapakował do bagażnika, a kevlarowy pancerz zamienił na ciemną bluzę. Doskonale zabezpieczony magazyn był co prawda idealną kryjówką i znajdował się tam nawet niewielki pokój ze wszystkim, co niezbędne do przeczekania paru dni, ale Frank wraz z upływem czasu korzystał z niego coraz rzadziej. Jego entuzjazm debiutanta dawno już wyparował, więc choć kilka lat temu jedynie sporadycznie sypiał gdzie indziej, teraz nie spojrzał nawet w kierunku korytarza prowadzącego do schronu. Cóż, kiedyś twierdził też, że zawsze jest w pracy, więc zupełnie nie przeszkadzało mu dzielenie przestrzeni życiowej z kilkoma tonami broni i amunicji. Teraz miał wziąć co prawda dwa wynajęte mieszkania, ale te służyły zwykle jedynie jako bazy wypadowe, bo najczęściej i tak budził się w łóżku Jen Walters. Dlatego też to klucze do jej manhattańskiego mieszkania zabrał ze sobą przed wyjściem i ruszył prosto w kierunku kosmicznych rozmiarów korka, który co wieczór ciągnął się przez niemal cały Brooklyn. Choć zwykle nowojorska miażdżyca drogowa doprowadzała go do szewskiej pasji, Frank ten konkretny korek wykorzystywał na doprowadzenie poziomu adrenaliny do normy, bo gdyby nagle okazało się, że nowojorczycy nauczyli się jeździć, prawdopodobnie stałby się gwiazdą lokalnej prasy jako kierowca, który na odcinku o długości zaledwie kilku kilometrów nazbierał mandatów na kilkanaście tysięcy dolarów.
OdpowiedzUsuńGodzinę później zostawił samochód na parkingu podziemnym i wjechał windą na właściwe piętro, dopiero w połowie drogi uświadamiając sobie, że po raz kolejny pod wpływem adrenaliny przegapił jakąś niewielką ranę, która od momentu powstania krwawiła sobie spokojnie, nieniepokojona przez nic i nikogo, o czym świadczyła niemal czarna plama na wysokości lewego przedramienia. Frank nie musiał prezentować operatorowi monitoringu swoich obrażeń, żeby wiedzieć, że pomiędzy prysznicem a wieczornymi przyjemnościami z Jen czeka go jeszcze zabawa w chirurga. Dzień jak co dzień.
O tej porze najzieleńsza z królowych wychodziła zwykle z psem, więc zamiast dobijać się do drzwi, Frank otworzył je własnym kluczem i wszedł do środka.
- O, cześć, wszyscy dzisiaj są do przodu z czasem? - zapytał z lekkim uśmiechem na widok Jen, która odpinała właśnie smycz od obroży Themis.
/ Pamiętam, pamiętam! Nie ma co się zamartwiać! Po prostu musiałam się zebrać, ale fakt - czasu mniej, choć szkoły niet. Mam nadzieję, że dobrze będzie Ci się czytało! /
OdpowiedzUsuńMimo znacząco zwiększonych przed paroma dekadami atrybutów fizycznych, Rogers dosyć często znajdywał się na siłowni. I tam też można było go spotkać. Rozpierająca energia czy potrzeba wysiłku fizycznego swoje robiła i trudno było takie dziwne, niezbyt komfortowe uczucie, odrzucić na bok. Po prostu czuł się niespełniony i choć mógł się spodziewać wielu, dwuznacznych czy też nie, rad, aby osiągnąć takie spełnienie - ostatecznie nigdy nie wypowiadał się w tymże temacie. Ni z chęci, ni z potrzeby. Nie miał sposobności rozgłaszania tego, nawet jeśli - to osobom zaufanym. Ostatnimi czasy jednak lepiej było się z tym wszystkim wstrzymać i naprawdę brać pod uwagę to, komu powinno się ufać, a komu stanowczo nie, a przynajmniej brać na daną osobę poprawkę.
Steven pojawił się na siłowni z torbą. Nawet jeśli znajdywały się jakiekolwiek szafki czy inne pomieszczenia do przechowania, przyzwyczajenie z miejskich, mieszczących się na Brooklynie, siłowni, robiło swoje.
Mężczyzna rozciągnął mięśnie odpowiednich partii ciała, które były priorytetem w rozgrzaniu się i skupieniu na ćwiczeniach. Wykonał paręnaście pompek, nie odczuwając zmęczenia, a potem podszedł do jednego z wystających drążków, aby także zacząć się podciągać. Na razie to wszystko wydawało się małe wycieńczające. Być może Steve powinien skierować się do sali z symulatorami, co umożliwiłoby mu ćwiczenie na terenie i choć byłoby ono całkowicie skomputeryzowane, holograficzne, to byłoby dobrym posunięciem, aby na tym się skupić. Nie miał jednak pewności czy jedna z odpowiadających tej funkcji sal, była dostępna. Jako że teraz był zajęty czym innym, nie planował w najbliższym czasie, sięgającym do godziny, może dwóch, rozeznać się w tym wszystkim.
Postanowił poćwiczyć z workiem treningowym, jednak najpierw owinął swoje dłonie bandażami. Jeden, a potem drugi - niespiesznie, ale zarazem dokładnie, by potem nie był zmuszony do ciągłego poprawiania w trakcie serii uderzeń, które lada moment miał sprzedawać swojemu “wrogowi”.
Lada moment, ale nie nadeszło to tak szybko, jak Rogers się spodziewał. Był o tak późnej porze jedyną osobą obecną na siłowni, która ćwiczyła. Zatem niemalże od razu usłyszał to, że ktoś przekracza próg i wszedł do pomieszczenia. Mimo tego, nie odwrócił się od razu, by sprawdzić, z kim teraz będzie współdzielić salę ćwiczeń. Powtórzył uderzenia do zakończenia serii i złapał za worek treningowy, aby go zatrzymać. Wtedy też skorzystał z tego, aby sprawdzić, kogo ma przywitać.
Odetchnął parę razy, opuszczając jedną z dłoni.
- Jen - przywitał się. Kąciki ust u Steve’a drgnęły nieznacznie. - Rozpiera energia, huh? - zagadał. Można by było odnieść wrażenie, jakoby miał problem z interakcjami międzyludzkimi, ale to nie jest akurat wina Stevena. Tylko autorki, bo czasem coś potrafi nieziemsko spieprzyć.
- Rzadko cię widywałem o późnej porze.
Rogers
[ A słyszałaś, że podobni Beyonce chce zagrać She-Hulk? Jen też by się nadała, jednak powiem, że wizerunek mnie zaskoczył, pozytywnie oczywiście.
OdpowiedzUsuńJasne, że mam ochotę komuś nakopać, masz jakiś konkretny pomysł? ]
Carol
Gdy Tony dowiedział się, że władze Sokovii domagają się od niego odszkodowania zaczął chichotać. A potem okazało się, że wieśniaki chcą całego, okrągłego miliarda dolarów potrąconego z prywatnego majątku należącego do Starka, wtedy zrobiło się znacznie mniej wesoło, a sam zainteresowany rzucał bluzgami na lewo i prawo, oczywiście nie bacząc zupełnie na towarzystwo przedstawicieli przybyłych w odwiedziny z samej wschodniej Europy. Zdążyli więc nie tylko go rozbawić i zdenerwować, ale też zaskoczyć, bo ubezpieczeni w prawników wyłożyli wszystkie karty na stół, nie dając mu żadnej możliwości obronienia swojego stanowiska. Czasu na znalezienie adwokata też nie, bo sprawa natychmiast trafiła do sądu, który – z racji ogólnej niechęci do Starka – z jakiegoś powodu postanowił ją przyjąć i nie widział w tym niczego niedorzecznego. Tony potrzebował więc szybkiej pomocy dwójki starych, dobrych znajomych; Jennifer Walters i Jacka Danielsa, ale niekoniecznie w tej kolejności.
OdpowiedzUsuńUmówienie się na spotkanie z Jenny okazało się być zadaniem znacznie trudniejszym niż Stark początkowo zakładał. Przyzwyczajony do tego, że wszędzie i do wszystkich przychodzi bez kolejki był nieco zażenowany, gdy spędził piętnaście minut czekając na korytarzu przed jej biurem, podczas gdy ona właśnie prowadziła rozmowę z kimś innym. Zanim został w końcu przyjęty zdążył zapoznać się z całym wczorajszym wydaniem Daily Bugle, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że J. Jonah Jameson z każdym rokiem coraz bardziej traci na inteligencji.
– Dwie sprawy, Walters – zaczął Tony, gdy wszedł do gustownie urządzonego, pachnącego kawą pokoju – Po pierwsze wyglądasz fantastycznie, przepraszam, że nie dzwoniłem. Po drugie Rosjanie chcą mnie udupić.
Podsumowanie: co Tony Stark wiedział o Sokovii. Nic a nic, poza tym, że leżała w tej mroczniejszej, spożywającej pierogi części Europy, gdzie ludzie albo mówili po rosyjsku albo bardzo do rosyjskiego podobnie. Nigdy wcześniej przed poznaniem bliźniaków Maximoff nie słyszał o tym cholernym miejscu i nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś usłyszy, więc nie bardzo zawracał sobie głowę dokształcaniem w tej kwestii. Nie spodziewał się wprawdzie by było mu to do procesu potrzebne, zwłaszcza że zaraz miał podpisać umowę z najlepszą panią adwokat w mieście, której nawet on nie potrafił czasem przegadać. Wiedział, że z Jenny ma jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent szansy na wygraną, ale wszystkie czytane w gazetach artykuły dotyczące sprawy jakoś nie napawały go optymizmem. Przedstawiciele Sokovii w bardzo skuteczny sposób kreowali się bowiem na tych najbardziej poszkodowanych i skrzywdzonych, którym pieniądze po prostu się należą. Sprzeciw!
– Ile bierzesz i ile z tego mogę zapłacić w naturze? – Tony uśmiechnął się w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób, by po chwili dodać, znacznie poważniej: – Nie, serio, musimy sprawić, że te gnojki nie tylko nie dostaną ani grosza, ale sami mi zapłacą za zniesławienie. To wykonalne?
[ Cześć, cześć! Dziękuję bardzo i mam nadzieję, że zawitasz do Lily z jakimś wątkiem :) Lub nad jakimś razem pomyślimy ]
OdpowiedzUsuńL. Cooper
[Hahahaha, Ruby ma chyba tyle skoków w bok, że jeden więcej nie zrobiłby mu różnicy.
OdpowiedzUsuńCóż, chyba jednak Rudolf rozwiązuje problemy w obrębie Bractwa. I chyba nie za pomocą legalnych środków i pomocy adwokatów :D]
Czerwonowłosy Rudolf
- Jasne, tylko poczekaj chwilę, bo ten pies patrzy na mnie jak na strzelonego jelenia – odpowiedział, podbródkiem wskazując Themis, która faktycznie tym razem przyjęła zdecydowanie bardziej czujną postawę niż zwykle i przyglądała się swojemu właścicielowi, jakby chciała zapytać, dlaczego dzisiaj przyczepił do siebie kolację. Themis daleko było jednak do wzorca psa bojowego i nie było takiej rzeczy, która nie byłaby w stanie jej rozkojarzyć, wyłączając natychmiast bitewne skupienie. Żeby zapomnieć o zapachu krwi i surowego mięsa wystarczył jej kawałek grubej liny, który Frank podniósł z podłogi i rzucił na drugi koniec salonu. Trafił z aptekarską precyzją pomiędzy kanapę a fotel, co zapewniło Themis przynajmniej kilka minut rozrywki, bo nie potrafiła zapamiętać, że przy jej rozmiarach do tego kąta dało się dotrzeć tylko naokoło. – I co się tak cieszysz? – zapytał zaczepnie, ale z uśmiechem, odwracając głowę i spoglądając na Jen, która od jej ulubionej wyuczonej powściągliwości przeszła w ekspresowym tempie do uśmieszków. Mógłby przysiąc, że gdyby miała odrobinę mniej samokontroli, chichotałaby już w najlepsze na widok największego nowojorskiego zabijaki, który postawiony pod ścianą przez młodą amstaffkę musiał naprędce wymyślać plan zachowania integralności cielesnej przy pomocy psiej zabawki i sprytnie przemyślanego rozmieszczenia mebli w salonie. Oboje wiedzieli, że tak nie było, ale oboje również zdawali sobie sprawę, że tak to właśnie wyglądało.
OdpowiedzUsuńFrank ze śmiechem pokręcił głową i ruszył w kierunku łazienki, po drodze zdejmując z siebie bluzę i T-Shirt. Nie przebrał się w zbrojowni, zdjął jedynie pancerz, więc wszystko, co miał na sobie lądowało teraz kolejno w pralce. Ilość proszku do prania i środka odkażającego, które wsypał bezpośrednio do bębna, urągała ekonomii i zdrowemu rozsądkowi, ale miała też swoje zdecydowane zalety. Mianowicie, była niezbędna do usunięcia wszystkich śladów biologicznych, które podczas dnia pracy miały wiele okazji znaleźć się na jego ubraniu. To przemysłowe cholerstwo niszczyło dobrej jakości ciuchy po dziesięciu praniach, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
Kiedy pralka ruszyła, Frank podszedł do umywalki i ciepłą wodą przemył lewe przedramię, wstępnie zmywając z niego przyschniętą i świeżą krew. Rana była długa na trzy, może trzy i pół cala, nieszczególnie głęboka, ale dla spokoju duszy lepiej było ją zszyć. I tak jak przypuszczał, była równie przypadkowa jak większość urazów, na które Castle w momencie powstania nie zwrócił nawet uwagi. Gładkie cięcie przebiegało w miejscu, które było jednym z najlepszych, jeśli nie chciało się zrobić przeciwnikowi żadnej krzywdy, bo w pobliżu nie przebiegały żadne większe naczynia krwionośne, o nerwach nie wspominając, a cała okolica była po prostu mięśniem powleczonym skórą. – Chodź, skarbie, oglądaj sobie! – zachęcił Jen, która nie pojawiła się w łazience bezpośrednio za nim, ale zajęła czymś w przedpokoju.
Cenił to, naprawdę bardzo to cenił. Przez ostatnie kilka miesięcy wiele się zmieniło w podejściu Franka do wszystkiego, co nie było jego wyjątkowo oryginalnym życiem zawodowym. Zdecydowanie zbyt długo był przekonany, że nie potrzebuje niczego i nikogo, i nie ma żadnych wymagań poza kawałkiem podłogi do spania, miejscem do ćwiczeń i możliwością jedzenia tego, czego przy tym trybie życia potrzebował jego organizm. To było jednak absolutne minimum niezbędne do przetrwania i, jak się wydawało, zachowania zdrowych zmysłów, chociaż to drugie przestało być takie pewne i oczywiste po kilku latach. Frank miał dość tego ascetycznego istnienia, które prowadził w imię wyższych racji, a ten styl życia było coraz mniej efektywny, na co z kolei nie mógł sobie pozwolić. W imię wyższych racji. Między innymi dlatego tak bardzo cenił sobie Jen, jej uśmieszki, humory, zamiłowanie do oglądania wszelkiej możliwej makabry i wszystko to, co dało się, choćby i na siłę, wrzucić do szufladki „Normalne Życie”. Cenił to, że miał dokąd i do kogo wracać, najprościej mówiąc.
Tony westchnął cicho, masując palcem wskazującym i kciukiem prawą skroń, zupełnie jakby miało mu to pomóc w uspokojeniu myśli. Marna szansa, albowiem Stark był człowiekiem z tysiącem różnych myśli na sekundę przepływających przez jego głowę i niezależnie od tego, jak bardzo chciał wyciszyć umysł, fizycznie nie miał takiej możliwości. Kiedyś nawet próbował, ale prawie spalił sobie przez to bujną czuprynę i uznał, że przedwczesna utrata włosów jednak nie jest tego wszystkiego warta. Dlatego teraz tak ciężko było mu skupić się na oskarżycielskich słowach Jenny.
OdpowiedzUsuń– Moja fundacja zajmuje się trochę innymi rzeczami – zauważył niezbyt błyskotliwie – Gdybym miał płacić każdemu, kto pośrednio lub bezpośrednio ucierpiał przez moje działania, to myślisz, że sam miałbym jeszcze jakieś środki do życia?
Fundacja Marii Stark została powołana właśnie do załatwiania takich spraw, ale Tony'emu... cóż, trochę się o tym zapomniało. Miał na głowie znacznie ważniejsze problemy niż interesowanie się losem jakichś biednych europejczyków, którzy wychowali sobie takie ewenementy jak Pietro i Wanda Maximoff, szatańskie pomioty próbujące zrzucić na niego całą winę! To oni powinni byli płacić, bo Tony był przekonany, że Magneto ma całe złoża nazistowskiego złota ukradzione w ramach bardziej złożonej zemsty, które wystarczyłoby na pokrycie szkód. Ale nie. O tym nikt nie pomyślał, wszyscy postanowili uwziąć się na niego.
– Swoją drogą, gdybym chciał adwokata prawiącego mi morały, to poszedłbym do Matta Murdocka – mruknął, kiwając głową, gdy zaproponowała mu kawę – Jen, postaw się w mojej sytuacji. Chodzi mi tutaj o sprawiedliwość! O odpowiedzialność zbiorową! – kontynuował, coraz bardziej nakręcając się w przedstawianiu jej swojej wizji – Byliśmy tam wszyscy, cała drużyna, a nikt prócz mnie nie dostał opierdolu! Dlaczego mam ponosić konsekwencje złych wyborów innych ludzi? Ja im nie kazałem zaprzyjaźniać się z moją morderczą sztuczną inteligencją, ale zapytaj Pyma, on mógł mieć z tym coś wspólnego.
Tony milczał dłuższą chwilę, by następnie uśmiechnąć się do samego siebie, gdy naszła go myśl o zrzuceniu całej winy na Hanka. Co prawda jego firma była na skraju bankructwa, ale miał całkiem ładny dom i mógłby go sprzedać razem ze swoimi nieudolnymi wynalazkami, wtedy na pewno zdobyłby chociaż część pieniędzy na udobruchanie rządu Sokovii. Tak. Jeśli Jen odmówi mu swojej pomocy, to na pewno spróbuje wykorzystać ten plan awaryjny.
– To co? Mogę na ciebie liczyć, czy tym razem mam stworzyć sobie robota-prawnika? Pamiętaj, że on też może zechcieć przejąć władzę nad światem, a wtedy będziesz czuć wyrzuty sumienia – przyznał na wpół żartobliwie, na wpół zupełnie poważnie, wpatrując się w nią w możliwie najbardziej błagalny sposób, na jaki tylko pozwalało mu rozdmuchane ego.
[No, siemka. Ponownie xD Nie. Trzeba go szukać. Nie ma tak łatwo! Nie wiem czy w ogóle chcesz coś kleić, ale jak tak to lepiej mi pomóż do której z Twoich postaci powinnam się udać?]
OdpowiedzUsuńZimowy Żołnierz
- Serce na szczęście w jednym kawałku, a bez tej nerki jakoś przeżyję. – Frank pokiwał posępnie głową, wbijając równie posępny wzrok w swoje przedramię, zdobne w dwa szwy. Dwa z, na oko, dwunastu, których potrzebowało. Chwilę później rzucił Jen krótkie spojrzenie, które szybko ześlizgnęło się po całym jej ciele, zatrzymawszy się na moment w okolicach biustu, teraz nieszczęśliwie zasłoniętego jego własną koszulką Chociaż z natury unikał przedmiotowego traktowania kobiet, do ascety było mu daleko, więc nierzadko zaglądał Jen w dekolt tak bezceremonialnie, jak ona przyglądała się w tym momencie wszystkim jego walorom. – Więc wciąż należy tylko do ciebie, moja piękna – dodał ze zdecydowanie zbyt wielkim namaszczeniem, nie mogąc już powstrzymać szerokiego uśmiechu. Frank po raz kolejny spojrzał w górę, ale napotkawszy pełen pobłażliwego powątpiewania wzrok Jen, roześmiał się głośno.
OdpowiedzUsuńNie, takie deklaracje jednak do niego nie pasowały, z czego oboje zdawali sobie sprawę, ale dowcip zawsze się udawał. To nie oznaczało, że w świadomości obojga ta kwestia nie wyglądała właśnie w ten sposób, ale kiedy Castle próbował, w żartach lub na poważnie, wygłaszać podniosłe kwestie, chwilę później oboje płakali ze śmiechu. Sam Frank nie mógł być bardziej wdzięczny za to, że Jen nie oczekiwała takich słodko-pierdzących wyznań, bo ani nie chciał, ani nie potrafił ich formułować i wygłaszać. Zresztą, jeśli miał do wyboru wspólne mówienie do siebie wierszem lub wspólne zaśmiewanie się z celowo nieudolnych poetyckich zapędów, zdecydowanie wolał tę drugą opcję.
Kiedy przestał wreszcie rechotać, wprawnym ruchem domorosłego chirurga z niemałym doświadczeniem odciął nożyczkami wolne końce nici i wbił igłę centymetr dalej. Resztki śmiechu wciąż podchodziły mu do gardła, a oczy zaszły w międzyczasie łzami, więc wytarł je wierzchem dłoni i twardo postanowił nie sprawdzać, czy Jen spadła już z pralki, czy jeszcze jakoś się na niej trzymała, bo to doprowadziłoby do kolejnego wybuchu chichotu. Tego akurat mógł być pewny. Jen potrafiła załatwić go na cacy jednym spojrzeniem i w ułamku sekundy znieść wszystkie wyćwiczone odruchy obronne. W końcu przez parę ładnych lat Frank Castle nie uśmiechnął się ani razu, zyskując nawet w pewnym momencie przekonanie, że jego mięśnie twarzy zastygły w twardym wyrazie, charakterystycznym dla ludzi, którzy oprócz litości nie znali również szczęścia. Nie dało się zaprzeczyć, że dzięki Jen nie tyle przypomniał sobie, jak słodko potrafiły smakować zwykłe wieczory i wzajemne złośliwości niepodszyte okrucieństwem, ale odkrył je na nowo, w zupełnie innym wydaniu. Ani lepszym, ani gorszym niż te, które pamiętał sprzed lat. Po prostu - zupełnie innym.