Steven Grant Rogers
→ 4 lipca 1920 r. → 5 do setki, a i tak kondycja lepsza od trzy razy młodszych (nie żeby to był efekt serum...) → syn irlandzkich imigrantów → głównie przebywający na terenie Nowego Jorku z pseudo-delegacjami do Waszyngtonu; → teoretycznie zamieszkał na Brooklynie, jak sprzed wielu lat → dom tam, gdzie on i najbliższe mu osoby Przede wszystkim oddany temu, czym jest wolność i sprawiedliwość do człowieka. Ważność poczucia prywatności i tego, że wszystko działa jak należy, jest wręcz priorytetem. Mimo tego racjonalizm nie znajduje się na pierwszym miejscu; te okupuje głos serca, za którym najczęściej podąża mimo świadomości (ze strony osób postronnych z pewnością) tego, iż nie zawsze uczucie jest najważniejsze. Nie przeszkadza mu to jednak w podejmowaniu odpowiednich decyzji, dowodzeniu daną grupą czy udoskonalaniu swoich umiejętności w walce wręcz lub posługiwaniem się tarczą, która zazwyczaj pełni rolę jedynej broni, jakiej używa. Honorowy harcerzyk, ciężki tradycjonalista, któremu udało się zapoznać z technologią dwudziestego pierwszego wieku, byleby tylko nie dawać kolejnych powodów do urozmaiconych żartów Starka. Człowiek odpowiedzialny i przyjmujący na siebie winę, nieobawiający się tego czy ktoś jest wyższy, czy szerszy - jeśli zasłużył na wymiar sprawiedliwości, to i taki otrzyma. Broniący niewinnych, perfekcyjny słuchacz dla przyjaciół. I cichy artysta. Trudno jednak nie porównywać tego jak jest teraz, a jak było kiedyś. Nie ma możliwości zapomnienia o starych przyjaciołach, tej jedynej czy też tym, kim był przed wstrzyknięciem serum Super-Żołnierza. Nie ma opcji, żeby zapomnieć tego, kim było się przed tą całą zmianą. Zwłaszcza, że to nie ma na celu odmienienie osoby, a wzmocnienie przekonania do tego, że walczy się za kraj i osoby w nim żyjące. Zdecydowanie w swoich przekonaniach i trzymania się własnych decyzji jest jednocześnie określeniem siebie, jak i przekleństwem, gdy znajdą się tacy, którzy usilnie chcą zmienić czyjeś poglądy. Tym bardziej, jeśli nie mają one wnosić nic dobrego.
POWIĄZANIA
RESZTA
|
Wybaczcie za marność karty (zdążę ją kiedyś poprawić), ale po długim czasie odpoczynku człowiek wyszedł z wprawy. Postaram się nadrabiać w postach, które do najdłuższych na ten moment nie należą. Chris Evans dziarsko reprezentuje. Dodam, ze jestem z tych, co to w nocy najszybciej odpisują, do dwóch dziennie, bo lubię migać. Kocham migać.
▬▬ kolejka leci tak: Robin, Jemma, Lally, Jen, Gamora, Stark
[No i czego trząsłeś portkami, Kapitanie? Jest i nasza główna Zastępowa. Kartę czytało się sprawnie. Zresztą jaki jest Rogers, każdy widzi. Może i należę do teamu Stark, ale Kapitan też jest w końcu po właściwej stronie. Miłego ponownego pisaństwa! Hej!]
OdpowiedzUsuńX-23
[Oh, Captain, oh, Captain. <3 Oddałabym Ci swe serce, gdyby nie to, że jestem Team Stark.
OdpowiedzUsuńJak widać, przewrotnie obmyśliłam sobie, że S.H.I.E.L.D. jest bardzo dobrą i miłą organizacją, ale nadal organizacją, która ma swoje własne prawa i zasady. I nie zawsze są one tak krystaliczne i piękne jak kryształowy charakter Kapitana. Ani to urocze, ani harcerzykowate, ani honorowe. Ale mamy XXI wiek i czasem trzeba sprzątać brudy bez mrugnięcia okiem. Może z tego wyjść jakiś wątek, ale nie musi. Kłaniam się nisko i czekam na wiadomość.]
Robin Clark
[Do Chris mam słabość. Karta mi się bardzo podoba. Dobrze go odwzorowałeś. Jeśli chcesz to zapraszam do mojej postaci.
OdpowiedzUsuńPS. Po cichu na to liczę.]
Gamora
[To ja przychodzę po swoje selfie i w ogóle. Nie ma co narzekać, karta wyszła bardzo dobrze. Uwielbiam Kapitana i za każdym razem płaczę, kiedy sobie przypomnę, że nie mógł być z Peggy. To straszne. ;-;]
OdpowiedzUsuńJemma Simmons
[Witam człowieka, którego cała zajebistość wzięła się z probówki.
OdpowiedzUsuńNie, żart, ja tak nie myślę (prawie), ale wczuwam się w postać. Chodź się przyjaźnić, a potem nienawidzić.]
[ojezu jaka dobra karta! Czeeeś Steebe! Chodź na kawę, czy coś.]
OdpowiedzUsuńJen Walters
[Co powiesz na takie coś...
OdpowiedzUsuńKolejna super-superbohaterska akcja Avengersów skończyła się, rzecz jasna, powodzeniem. Akcja działa się w kilku ważnych miejscach w mieście, a teraz wszyscy świętują, bawią, ogólnie zabawa jak sceny po napisach najlepszych filmów akcji.
Z tym, że do opinii publicznej raczej nie powinny przejść fakty dotyczące suchej rzeczywistości, tzn. że Avengersi wcale nie strzelają na lewo i prawo do pustych ścian i manekinów, ale do żywych ludzi. Złych, okej. Ale to jednak ludzie. No i Tarcza działa w podziemiu, więc...
Więc mamy, powiedzmy, jakiś biurowiec w środku miasta, którego jedno czy dwa piętra były dziuplą tych złych, okropnych, zawszonych [wymyśl-sobie-kogo, chociażby Hydry]. I teraz trzeba posprzątać ciała, trupy, sczyścić krew. Ogólnie zrobić na cacy wszystko tak, żeby kiedy później wejdzie zwykła policja i inne służby porządkowe, nikt nie musiał mdleć i zadawać pytań. Ekipa sprzątająca: Robin Clark. Bo ciała trzeba wynieść w środku dnia tak, żeby pozostałe firmy znajdujące się w biurowcu nie spanikowały, a żaden dziennikarz nie wyniuchał, że to właśnie tutaj działo się coś złego i mrocznego, aczkolwiek superbohaterskiego. Zwłaszcza, że przecież Tarcza działa teraz w podziemiu i lepiej, żeby żadne rządowe organizacje nie zainteresowały się jej działaniami. Wszystko ma być cichutkie.
I kryształowy Kapitan Ameryka wchodzi w sam środek tego niewdzięcznego zadania.]
Robin Clark
[Ojej. Karta jest bardzo dobra, doprawdy nie wiem, w czym wcześniej tkwił problem. :D Jeśli masz chęć na wątek, zapraszam, a jeśli nie, wtedy po prostu się przywitam. Cześć!]
OdpowiedzUsuńLally Foss
[No dobra, to ja uruchamiam swoje szare komórki. Może, może... Coś takiego, że okazuje się, że jego największy fan Agent jednak żyje, dlatego Steve chce z nim pogadać czy coś. Iii... Wtedy ktoś ich zaatakuje, w sensie cały samolot i będzie panika, Kapitan będzie chciał ich ratować i w końcu wyjdzie na to, że wyląduje z Jemmą na jakimś pustkowiu. W sensie takim, że ona tam wypadnie z tego ich samolotu, a on się rzucić na ratunek. Jeśli ci nie odpowiada, będę myśleć dalej.]
OdpowiedzUsuńJemma Simmons
[Może i Stark zapłacze, ale chociaż nadal będzie żywy. Hehe. Spoiler alert!
OdpowiedzUsuńAle teraz pomyślmy nad zaprzyjaźnianiem naszych uroczych chłopaków. Wpakowałabym ich na jakąś samotną, ale wspólną, misję, podczas której będą skazani tylko na siebie. I nawet mam pewien pomysł.
Kapitan szkoli teraz nowych rekrutów w szildowskiej siedzibie położonej na zadupiu. Nikogo tam od wielu lat nie było, więc Tony na pewno nie przepuści okazji, by poprzeglądać sobie akta, dokumenty oraz wszystkie serwery, do których sam wprowadzał zabezpieczenia. I w jednej ze świeższych aktualizacji zobaczy ciekawą informację, chociaż nie dane będzie mu jej zachować dla siebie, bo wpadnie Steve, któremu się takie myszkowanie nie spodoba. ALE...
Okaże się, że S.H.I.E.L.D. znów ma przed nimi tajemnice. Jakiś czas temu z więzienia, o którym Tony i Steve nie wiedzieli, uciekła ostatnia osoba, która była obecna podczas tworzenia serum superżołnierza ORAZ w robieniu z Bucky'ego Frankensteina. Tylko jakim cudem ten ktoś żyje? Czemu Tarcza im o tym nie powiedziała? I dlaczego wydany jest rozkaz natychmiastowego zabicia tego kogoś?
Cóż, będą chcieli się dowiedzieć, ale muszą to zachować wyłącznie dla siebie i działać szybko.]
[Jego decyzja, rozkaz, przypadek... Cokolwiek!
OdpowiedzUsuńCzekam.]
Robin Clark
[Pojawiła mi się w głowie śmieszna scenka, w której Rogers staje w drzwiach rodzinnego domu Lally, otwiera mu jej ojciec i o mało co nie mdleje, bo to przecież Kapitan Ameryka! Steve mógłby mieć jakąś sprawę do Foss, zakładając, że w jakiś zawiły sposób poznali się już wcześniej (może draka w centrum, X-Meni działają, ale jakimś cudem i on się tam pojawił, bo, na przykład, winnym był mundurowy grożący wysadzeniem miasta?). Pójdą omówić wszystko w garażu, gdzie co chwila przychodzić będzie Kendrick senior, niby po jakieś klucze, wkręty i w ogóle. :D]
OdpowiedzUsuńLally Foss
[Trochę spóźnione dobrydzień i hej, mam nadzieję, że się nie obrazisz za gościnne wystąpienie Capsa w karcie Greer? Harcerzyk, awwww <3]
OdpowiedzUsuńTigra
[Wiesz, że na kawę mogą pójść poza wszelkimi przynależnościami ;) Jen właściwie ma wewnętrzny konflikt odnośnie należenia do teamu iron man więc wiesz. Steebe też żyje poza byciem Kapitanem, co nie? Nie mówię, ze mają być jakimiś mega przyjaciółmi, ale jakiś mały sparing na shieldowej siłowni, coś?]
OdpowiedzUsuńJen Walters
[Chrisa Evansa uwielbiam, ale samego Kapitana już słabiej... nie mniej może się do niego przekonam bardziej, kto wie. Spróbujemy jakiegoś wątka? ;)]
OdpowiedzUsuńPax
[Zajrzyj na maila :D]
OdpowiedzUsuńColleen Wing
[Cześć!
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia, że Cap na drugie imię, ale to nie nowość że ja czegoś nie wiem. Na przykład nie umiem w html i zazdroszczę ludziom takich kart. Twoja jest wspaniała. Gdyby kiedyś Stevowi znudził się świat w kolorach flagi amerykańskiej (na przykład w wyniku urazu głowy), to marvelowska sekcja noir zaprasza.]
Jessica Jones
[Może cos banalnego? Spotkalibyśmy się u Starka i ze względu na o, że Gamora nier ogarnia za bardzo czym jest N.Y. i ta cała ziemska technologia. Spotkalibyś sie i pogadali o świecie. To na razie chyba tyle wymyśliółam.]
OdpowiedzUsuńGamora
['Nie orientuję się jednak dokładnie czy on JUŻ wie o Bucky'm, że Bucky czy wolisz, aby dopiero się skapnął? D:' Wybacz, ale nie skumałam tego xD Chodzi o to, że Bucky wie kim jest czy jak? Musisz mi odpowiedzieć, bo bez tego się nie ruszymy dalej. Sama chciałam zaproponować poszukiwania, bo przecież jakoś spotkać się muszą. Chyba że zrobimy jeszcze inaczej - jakieś retrospekcje z dawnych lat.]
OdpowiedzUsuńWinter Soldier
[W zamian za moje wredne żarty, zacznę.]
OdpowiedzUsuń[Czekam niecierpliwie. :D]
OdpowiedzUsuńLally Foss
[Jeżeli cię mogę do tego niecnie wykorzystać.]
OdpowiedzUsuńGamora
[ Czekam zatem, aż się ogarniesz :p
OdpowiedzUsuńHolland jest piękna, ale nie wiedziałem czy sprawdzi się jako wizerunek dla Crystal. Na szczęście obawy okazały się niesłuszne, bo nawet ja zaczynam się do niej przekonywać coraz bardziej. Wydaje mi się, że moja Crystal należy do Team Cap, więc coś wymyślimy :p ]
Crystal
[Daj spokój xD Nie mam czego wybaczać. Stawiam na pierwsze spotkanie. Sądzę, że wyjdzie z tego coś mocarnego :D Skoro pasują Ci retrospekcje, nie widzę powodu, dla którego nie powinnyśmy zacząć. Jakiś pomysł na wstęp czy burza mózgów?]
OdpowiedzUsuńWinter Soldier
[Hej, um, wiesz, że czekam na ten wątek z siłownią, prawda? przypominam żeby nie było, zę sobie jaja robiłam czy coś xD jak kiepsko z czasem - spoko, czaję :D]
OdpowiedzUsuńJen Walters
[Ooo tak, czuję klimat. Niech po drodze natkną się na coś dziwnego/kryminalnego/wymagającego interwencji i będę absolutnie szczęśliwa. Daj mi trochę czasu na stworzenie czegoś szalonego. Znaczy, zaczęcie.]
OdpowiedzUsuńTigra
[Oksy, czekam na maila :D]
OdpowiedzUsuń[ Bez obaw, nie zabrzmiało smutno. Takie rzeczy wzbogacają życie mojego wewnętrznego nerda. Zawsze coś ;) Ja mam odwrotnie - znam postać, nie znałam wcześniej aktorki jakoś szczególnie. Zawsze moim typem na Jones była Sarah Wayne Callies, ale teraz pokładam nadzieje w Ritter.
OdpowiedzUsuńU mnie zwykle pomysłów pod dostatkiem! Jak na nic nie wpadniesz, daj znać, wspólnie coś pokminimy.
funfact: jest alternatywne uniwersum, w którym Jessica Jones przystaje na ofertę Avengers i dołącza do nich, po czym zapobiega The Day of M. i Steve stwierdza "jesteś taka wspaniała, bądź moją żoną". Kończy się ślubem. ]
Jessica Jones
[Chęć jak najbardziej jest i dziękuję za komplementy! Zasadniczo przed Civil War Steve i Frank nie mieli ze sobą wiele wspólnego (ale za to podczas było ciekawie, dużo testosteronu i w ogóle, szaleństwo), ale zawsze możemy to zmienić ;) Jako że plot civil-warowy dopiero się zacznie, to możemy ułożyć aktualną relację na kilka sposobów. Frank nie ma zbyt wielu powodów, żeby nie przepadać za Capsem, zwłaszcza że bohatera narodowego trzeba traktować z szacunkiem, nawet jeśli ów niekoniecznie aprobuje robienie takiej rozwałki, jaką Frank lubi najbardziej. Więc albo zbudujemy jakąś przyjemną relację na tej postawie, albo możemy też pójść w bardziej action-packed opcję i na przykład zacząć od wątku, w którym Tarcza, rękami Capsa, chce przechwycić jakiegoś gangstera, którego Frank chce zabić tu i teraz. Obaj uznają, że jasne, mogliby walczyć, ale istnieje spora szansa, że po gangsterze wtedy nie zostałoby śladu w ciągu pięciu sekund, więc postanawiają wspólnie popracować nad wydobyciem informacji, których pragnie Tarcza, a potem niech Frank sobie z nim robi, co mu się tylko podoba. Brzmi sensownie? Nawet jeśli brzmi sensownie, ale masz ochotę na jakiś inny wątek, to jestem jak najbardziej otwarta na sugestie ;)]
OdpowiedzUsuńPunisher
[Kapitanie, uważam oba pomysły za świetne chociaż wolałabym zacząć od 1szego wariantu. Drugi spokojnie wpleciemy później :) W międzyczasie też nam nim pomyślę i dopracuję. Jakie tam znowu żałosne pomysły?? Skoro podrzuciłaś ideę, deklaruję się za zaczęciem :) Sądzę, że można ogarnąć dopiero początki chodzenia na komisje.]
OdpowiedzUsuńWinter Soldier
Ostatnimi czasy bywała u rodziców zdecydowanie częściej i na dłużej, niżby sobie tego życzyła. Nie lubiła siedzieć im na głowie ─ nawet jeśli mama kazała jej przestać pleść głupoty ─ ponieważ odnosiła wrażenie, że każda jej obecność jest niewymowną prośbą o pieniądze, które dostawała od ojca za każdym razem, gdy zbierała się do wyjścia. Kendrickowie nie byli biedni, ale też nie pławili się w luksusach, jednak Foss bardziej chodziło o to, że, jej zdaniem, mając dwadzieścia jeden lat powinna mieć już stałą pracę, zamiast bujać się od roboty do roboty, biorąc za to marne grosze.
OdpowiedzUsuńTym razem przebywała tam już od trzech dni. Facet, u którego wynajmowała pokój, okazał się oszustem i zwykłym dupkiem ─ stwierdził, że odda jej kaucję, jeśli będzie dla niego miła, a jak nie, to ma spadać. Straciła pięć stów, dach nad głową i wiarę w to, że kiedykolwiek znajdzie normalne mieszkanie, bez nawiedzonych właścicieli albo współlokatorów.
Nie miała wyjścia, musiała pojechać do rodzinnego domu, gdzie, na szczęście, zawsze czekał na nią jej pokój, wciąż wyglądający tak, jakby mieszkała w nim szesnastolatka ─ na ścianach wisiały wyblakłe plakaty z Justinem Timberlakiem (swoją drogą, nadal miała do niego słabość...), półka nad biurkiem niezmiennie pełna była różnorakich figurek, które namiętnie zbierała przed laty, a okno zdobiły zasłonki, do których młodsza Lally poprzyczepiała zdjęcia z przyjaciółmi z liceum.
Tuż przed tym, gdy jej ojciec o mało co nie dostał obłędu, siedziała z mamą w salonie i rozwiązywała krzyżówkę, popijając kawę oraz zajadając jabłecznik domowej roboty. Taka "rozrywka" była chyba jednym z niewielu czynników wpływających na to, że Foss nie czuła się winna przesiadywaniu u rodziców tyle czasu.
Gdy ktoś zapukał do drzwi, ojciec poszedł je otworzyć, na chwilę przerywając krzyczenie do telewizora w kuchni. Męski głos ─ Lally zmarszczyła brwi, bo wydał jej się znajomy ─ próbował wyjaśnić powód swojego przybycia, kiedy tata krzyknął "O rany" i wrócił się do salonu.
─ Kapitan Ameryka! W moim domu! ─ Zamachał wariacko rękoma, przekazując tę cudowną wiadomość swoim dziewczynom. Dosłownie rzucił się do regału w salonie, najwyraźniej szukając jakiejś kartki i długopisu (nie mógł przecież odpuścić takiej okazji!), a Foss odłożyła krzyżówkę i wyszła na ganek.
─ Rogers? Co ty tu robisz?
Przymknęła za sobą drzwi, aby hałas wywoływany przez tatę biegającego od szafki do szafki nie niósł się za bardzo. Nie udało jej się jednak dowiedzieć, dlaczego Steve nagle zjawia się w jej domu, bo wrócił ojciec z plakatem, przedstawiającym narysowaną podobiznę Kapitana w jednej dłoni i z permanentnym markerem w drugiej. Lally potarła czoło w wyrazie głębokiego zażenowania, mając nadzieję, że zaraz reszta sąsiadów nie zleci się, by powitać bohatera.
─ Czy mogę prosić o autograf? ─ zapytał roztrzęsionym z emocji głosem. Foss mogła się założyć, że gdyby nie ostatki godności, to podskakiwałby jak mała dziewczynka na widok ulubionego bożyszcza nastolatek. Albo ona na wieść o koncercie Timberlake'a.
Rozłożyła bezradnie ramiona za jego plecami, uśmiechając się przepraszająco do Rogersa. "Nie odpuści", wyartykułowała bezgłośnie, opierając się o framugę drzwi i krzyżując ramiona na piersi.
Lally Foss
[Mogę zacząć wieczorem ;) Jakieś szczególne uwagi / wymagania?]
OdpowiedzUsuńPunisher
– Do jasnej cholery, czy tutaj nikt nigdy nie sprzątał? – mruknął Tony sam do siebie, gdy kolejna chmura kurzu wzniosła się w powietrze tylko przez to, że postanowił przenieść niewielkie, papierowe pudło na inne. W pomieszczeniu, bardzo dawno zresztą nieużywanym, znajdowało się tak wiele niepozornie wyglądających rzeczy, że gdy Stark kilka godzin temu otworzył te drzwi, postanowił zabawić się w detektywa i poszukać czegoś interesującego. Był stuprocentowo pewien, że znajdzie tutaj coś co go nie zawiedzie, bo S.H.I.E.L.D. Oraz sekrety to słowa mogące uchodzić za synonimy, niezależnie od tego, jak bardzo Fury próbował sobie zaskarbić sympatię oraz zaufanie Mścicieli. Inni mogli polecieć na jego łatwą gadkę i wujkowy uśmiech, ale Tony nie był taki łatwowierny, przez co wyciąganiem na powierzchnię brudów agencji zajmował się już niemal profesjonalnie. Prócz chęci udowodnienia innym, że Tarcza to wcielone zło, kierowała nim również zwykła, zupełnie ludzka i właściwa naukowcom ciekawość, bo na niektórych pudłach dostrzegł swoje nazwisko. Jak się okazało, wszystkie znajdujące się tam rzeczy należały bądź były dziełem Howarda, jednak Tony nie znalazł wśród nich niczego zaskakującego. No, być może poza kilkoma listami miłosnymi, które otrzymywał od jego matki, gdy zostawił ją w Kalifornii i przyjechał pomagać innym przy tworzeniu serum superżołnierza. Tony w życiu by nie przepuszczał, że mężczyźni w jego rodzinie są w stanie zdobyć się na równie ogromną wrażliwość, by pisać do ukochanej listy, ale szybko uświadomił sobie, że w czasie rozłąki Howard zapewne zdradził Marię więcej razy niż do niej napisał. Cóż zrobić.
OdpowiedzUsuńGdy pudła zostały już dokładnie przejrzane, przyszedł czas na podłączenie starego, buczącego komputera do sieci. Maszyna początkowo wzbraniała się przed współpracą, jednak po kilku uderzeniach oraz nieco bardziej profesjonalnym majsterkowaniu, w końcu udało się ją uruchomić. Charakterystyczny dźwięk łączenia się z internetem wypełnił pomieszczenie, a po ciele Tony'ego przeszły takie dreszcze, jakby właśnie odezwał się do niego duch bardzo mrocznej i przerażającej przeszłości. Na całe szczęście takiej, która już nigdy więcej miała nie powrócić, więc dzięki ci losie za postęp oraz przyszłość.
O dziwo maszyna częściowo musiała zgadzać się z poglądami Starka, bo zamiast prymitywnego zapikselowanego pulpitu ukazał mu się zupełnie nowoczesny interfejs, z którego na co dzień korzystali agenci S.H.I.E.L.D. Tony wiedział o tym, bo sam go projektował, ale po oddaniu technologii do ich użytku, Nick skutecznie pozmieniał wszystkie hasła w taki sposób, by nie dać nikomu – a już zwłaszcza twórcy – możliwości dostania się do środka. Staromodny komputer zdawał się być jednak pozbawiony zabezpieczeń mimo nowego systemu. Tony nie potrafił ukryć podekscytowania, gdy przeglądał kolejne pliki, chociaż dopiero za którymś kliknięciem natrafił na coś godnego uwagi.
– Hm, a to ciekawe – mruknął, pochylając się nad monitorem. Skupienie się na czytaniu dokumentów skutecznie osłabiło jego koncentrację, więc Steve'a zaglądającego przez drzwi dostrzegł dopiero kilka sekund po fakcie. Zirytowany podniósł wzrok znad tekstu – Rogers, nie masz nic lepszego do roboty? Gdzieś... na drugim końcu budynku? Albo planety?
[ To uniwersum zaistniało tylko w jednym zeszycie i nazywa się tak samo, jak tytuł komiksu - What if Jessica Jones had joined the Avengers?
OdpowiedzUsuńOt, takie lekkie proste, przyjemne i ładne.
Mam mniej-więcej zarys pomysłu:
Prolog - jakaś walka Avengers z (tu wstaw dowolnego villana) na przedmieściach Nowego Jorku. Może nawet rozróba w jego kryjówce. Gdzieś tam w pobliży kręciła się banda bezdomnych, przyćpanych nastolatków. I jeden z nich zwinął jakąś część maszyny/probówkę z ważną substancją i zwiał. Zniknął na amen.
Akt I: Avengers z bólem przyznają, że nie ma innej możliwości na znalezienie dzieciaka, jak zwrócenie się do kogoś, kto może mieć pojęcie o społeczności ćpunów i włóczęgów. A detektyw Jones jest na rynku jedyną osobą o odpowiednich kompetencjach.
Co Ty na to? ]
Jessica Jones
[Denny ten początek i krótki, ale widziałam, że nie masz czasu na dłuższe odpisy, soł... Wybacz raz jeszcze za żałosne rozpoczęcie :/]
OdpowiedzUsuńWszedł ostro w zakręt, przejeżdżając butami po wciąż mokrym od deszczy chodniku. Nie wyrobił i wpadł na przechodzącą osobę. Udało mu się utrzymać równowagę, więc szybko się wyprostował i spojrzał na poszkodowaną.
- Przepraszam najmocniej – rzucił z uśmiechem do potrąconej przez przypadek dziewczyny. Uderzył w nią lekko ramieniem, ale ta pisnęła, po czym tylko spojrzała na niego pytająco i odwróciła się w swoją stronę. Jednak zaszczyciła go jednym spojrzeniem, które mówiło więcej niż można było przypuszczać. To że podobał się kobietom zdecydowanie ułatwiało sprawę. Potrącona kobieta mruknęła coś o pośpiechu i nieuwadze, zanim odeszła, uderzając głośno obcasami o płyty chodnika. Fakt. Spieszył się, jednak nawet najładniejsza panna w całym stanie nie zatrzymałaby go przed tym, co miał zrobić. A mianowicie spotkać się z najlepszym przyjacielem. Jak znał życie, Steve zapewne już szykował się do zrobienia czegoś lekkomyślnego i głupiego. Głupiego w mniemaniu Barnesa. Bo czy robienie za bohatera jakiejś zaczepianej staruszki z jego posturą było rozważne? Zwrócenie uwagi i zawiadomienie policji na pewno nie nadszarpnęłoby jego reputacji. Jednak Steve zawsze kończył w jeden sposób. Kurdupel z Brooklynu przeciwko trzem bykom. Rogersa to nie obchodziło. Zawsze miał jakieś chore poczucie prawilności. I Bucky go nie winił. Sam postąpiłby tak samo. Obaj wychowali się na ludzi doceniających morale, jednak bez Barnesa Steve po prostu dostawał nagminnie łomot. Jamesowi wydawało się, że niestety jego przyjaciel zaczynał to lubić.
Poprawił płaszcz, po czym rozejrzał się w obie strony, by przebiec na drugą stronę ulicy. Ścisnął rękę na małym pudełeczku schowanym w kieszeni, zastanawiając się nad reakcją Steve’a. ‘Oh, Bucky, to za dużo.’. ‘Bucky, nie trzeba było’, ‘Nie przyjmę tego.’, ‘Jesteś palantem, Barnes’. Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie te scenki. Nawet każdy najmniejszy ton głosu Rogersa. Tak. Znał go najlepiej ze wszystkich ludzi na świecie. Szkoda było mu jego kumpla. Siedział najczęściej w domu, słuchając radia, z którego leciały nagminnie wiadomości dotyczące konfliktu z Niemcami. Jednak Bucky nie miał zamiaru pozwolić mu dziś gnić za firanami. Dziś był wyjątkowy dzień. Nie co dzień miało się urodziny. Szczególnie że Steve mógł już wstąpić do wojska. Cóż. Z tym przyjęciem go na front to raczej mógł być kłopot, jednak Rogers mówił o swoim pomyśle od dłuższego czasu.
- Hej! Steve! – krzyknął Bucky, wbiegając po schodach, prowadzących do drzwi mieszkania przyjaciela. – Wiem, że tam jesteś! Hej, stary!
Załomotał drzwi i nie odpuszczał, dopóki nie usłyszał w środku odgłosu jakiegoś ruchu.
Bucky
Siedzenie samej w weekendową noc nie należało do jej ulubionych sposobów spędzania czasu. Lubiła spokój, ale na chwilę i w czyimś towarzystwie, a nie samej. Nie to, że się denerwowała, czy coś. Po prostu jej ogromne mieszkanie wydawało się takie dziwnie chłodne kiedy była tam sama. Mogła posłuchać muzyki, potańczyć, otworzyć kolejną paczkę chipsów i obejrzeć Dumę i Uprzedzenie, ale z drugiej strony obejrzała już dwa filmy, więc przydałaby się jakaś zmiana. Spacer? Może przy okazji komuś uratuje tyłek. A jak spacer, to może na tą ich specjalną siłownię dla superherosów? Mogłaby poćwiczyć jakąś symulację, albo… Po prostu trochę poćwiczyć w zwykłym trybie. Już dawno tego nie robiła, bo w sumie nie było większego sensu, biorąc pod uwagę jak silna stawała się w zielonym trybie. Skoro nie miał jej kto rozgrzać, to może po prostu sama to zrobi.
OdpowiedzUsuńKwadrans później wychodziła z budynku pod osłoną sporego kaptura i z plecakiem pełnym wody i ciuchów maszerowała w kierunku sali treningowej. Nowy smart-zegarek odmierzał jej kroki i tętno zgodnie ze swoim przeznaczeniem, służył także jako pilot do jakże nieodłącznej dla niej muzyki. Oh, tak, myślała, wysiłek dobrze jej zrobi. W swojej normalnej formie zmęczy się szybciej, a przecież nie chodzi jej o to, żeby trenować przez godziny. Mogłaby nawet z kimś potrenować, milczkiem, albo i nie. Wszystko, żeby nie myśleć o… No właśnie.
Weszła na teren siłownik kilka minut po drugiej w nocy. W słuchawkach leciała Halsey, ta nowa płyta była tak dobra, że Jen nie mogła sobie odmówić słuchania jej w kółko. Ciuchy na przebranie wrzuciła do szafki w przebieralni, wzięła ze sobą butelkę wody, rozpięła szarą dresową bluzę, w której przyszła i ruszyła na salę mając w zamyśle podbijanie jakichś bieżni, albo atlasów, coby wzmocnić nogi i ręce. Nie miała lepszego planu, po prostu od progu upatrzyła sobie sprzęt i byłaby go od razu podbiła, gdyby w kącie oka nie zamajaczył jej czyjś cień. Wyjęła słuchawki z uszu i usłyszała głos Stevena Rogersa w swojej własnej osobie. Podeszła bliżej z ciekawości.
- Ahoj, kapitanie! Bardziej samotność jak energia, akurat dzisiaj. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. Kto by pomyślał, że spotka kapitana w środku nocy na siłowni. Ostatnio widzieli się jak myślała, że trening w zielonym trybie cokolwiek daje She-Hulk. Czyli bardzo dawno temu. - Właściwie to problemy ze snem w pustym domu i lenistwo, żeby pójść coś poderwać do jakiegoś klubu. - Dodała po chwili przypominając sobie swoje przygody przed Frankiem.
Jen Walters
To ona namawiała Fitza do tego, aby oboje zaczęli działać w terenie, nie na odwrót. Simmons miała już dosyć siedzenia w laboratorium, którego najmniejsze zakamarki znała już na pamięć. Potrzebowała czegoś więcej, dlatego przez całe dwa tygodnie chodziła za swoim kolegą, próbując uświadomić mu, jak dobry jest ten pomysł. Przecież to sam Phillip Coulson pragnął ich w swojej drużynie, a takiej okazji nie można było przegapić. Dlatego najpierw obmyśliła dokładny plan działania, by później móc wdrożyć go w życie. Miała wiele argumentów i to naprawdę takich, które przekonałyby każdego! Mówiła Leo, że w końcu wyjdą bardziej do ludzi, z tej ohydnej pracowni, poznają nowych ludzi, będą mieli okazję na spotkanie się z wielkimi sławami w S.H.I.E.LD., zdobędą więcej doświadczenia, a może nawet odkryją coś zupełnie nowego, czego jeszcze nikt nie zdołał. Kiedy Fitz się zgadzał, widać było, że robi to tylko ze względu na nią i może miał rację w swoich uprzedzeniach, ponieważ już pierwszego dnia otarli się o śmierć, a później było już tylko gorzej. Przez decyzję Simmons ucierpiała również ich relacja, bo gdyby nie wstąpili do drużyny Coulsona, nigdy nie poznaliby agenta Warda i nie wylądowali na dnie oceanu, zamknięci w puszce, z której teoretycznie wyjść się nie dało, gdzie Fitz powiedział o kilka słów za dużo, ale za to zyskali cennych przyjaciół, których nigdy wcześniej nie mieli, jak tylko siebie. Dlatego ostateczny rozrachunek był dla Jemmy bardzo prosty. Było warto i zrobiłaby to wszystko jeszcze raz, bez najmniejszego wahania się.
OdpowiedzUsuńSimmons już dawno przyzwyczaiła się do tego, że ryzyko jest wpisane w zawód, który sobie wybrała, a raczej organizację, do której zdecydowała się przyłączyć. Zdarzały się też jednak bardzo przyjemne chwile, a ta, w której Coulson oznajmił im, że będą mieli gościa na statku, w postaci Kapitana Ameryki, był jednym z nich. Superbohaterowie nie znali Jemmy, ale to nie miało znaczenia, bo ona znała ich i cieszyła się za każdym razem, kiedy mogła spotkać jednego z nich. Steve Rogers był dla niej osobą szczególną, może dlatego, że w większości podzielała jego ideały i zgadzała się z tym, co głosił i do czego dążył. Może nie zbierała kart tak, jak Coulson, ale z pewnością była wielką fanką Kapitana Ameryki. Jedyną osobą, która go wyprzedzała, była Peggy Carter. Dla Jemmy była to superbohaterka numer jeden, najlepsza ze wszystkich, najpiękniejsza i najbardziej utalentowana. A Simmons miała zaszczyt dotykać dokumentów, które Margaret sama przygotowywała! Cóż to był za zaszczyt!
Ze względu na swoje przyzwyczajenie, biochemiczka nie była za bardzo zdziwiona, kiedy usłyszała ten pierwszy wybuch. Znaczy, oczywiście, że nie spodziewała się tego, ale kiedy szok minął, przypomniała sobie, że przecież to S.H.I.E.L.D., a ich połowa świata chce wymordować. Nie sądziła jednak, że będzie miała jakieś problemy z ewakuacją, a już na pewno była zaskoczona wtedy, kiedy to sam Kapitan Ameryka przyszedł jej z pomocą. W innej sytuacji cieszyłaby się jak dziecko, że może przebywać niebywale blisko niego, ale wolałaby jednak nie być zagrożona utratą życia, dlatego obyło się bez pisków, kiedy wylądowali na środku pustkowia. Po szybkiej analizie Jemma doszła do wniosku, że nic takiego jej się nie stało, co najwyżej kilka zadrapań. Siedziała już na ziemi.
– Jest w porządku – odpowiedziała, oddychając ciężko. Rozejrzała się, a kiedy zorientowała się, że tak naprawdę nic wokół nie ma, przeraziła się. – Dziękuję panu za ratunek. Nie mam pojęcia co by się stało, gdyby nie pańska pomoc – mówiła to, podnosząc się z ziemi przy pomocy jego ręki. Simmons była cała brudna, więc otrzepała się lekko z kurzu. Nieczyste ubranie nie było teraz najważniejszym problemem. – Nawet nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy! O zapasy również będzie trudno. Co zrobimy? I co tam się w ogóle stało? Wie pan może co z resztą załogi? Niczego nie widziałam...
Jemma Simmons
[CAP2 sprawił, że Romanogers to teraz mój fav duet na ekranie. Serio, serio. Musimy coś wykombinować. Najlepiej z dużym przytupem.]
OdpowiedzUsuńFoss mogła czuć rozbawienie z powodu ojca będącego w niemałej ekstazie na widok Kapitana, ale jednocześnie cieszyła się, że ona nie jest pełnoetatowym superbohaterem, takim, o którego zdjęcia zabijają się pismaki, którego wielbią ludzie w każdej grupie wiekowej. Rola drugoplanowego ktosia, gdyż jej nawet nie można nazwać superbohaterką, jak najbardziej jej pasowała. Nie nadawała się na wzór do naśladowania.
OdpowiedzUsuńOjciec Lally opowiadał jej kiedyś, jak za młodu zbierał wszystko, co dotyczyło Kapitana Ameryki, lecz zawsze się przy tym zarzekał, że jest teraz za stary na takie coś, więc trzyma swoje skarby w pudle na strychu. Cóż, musiał pominąć ten jeden plakat i pewnie zapomniał, że nie ma już dwunastu lat, dlatego tak zareagował! Można mu to wybaczyć, zwłaszcza że po gorliwym podziękowaniu za autograf, powrócił do salonu, o mało co nie potykając się o własne nogi, tak był zapatrzony w podpis Rogersa.
Gdy szli w kierunku garażu ─ z początku Foss zamierzała zaprowadzić Steve'a o ogrodu, ale uprzytomniła sobie, że doskonale widać to miejsce z salonu i ojciec nie odkleiłby twarzy od okna ─ wysłuchała w milczeniu obaw gościa, ale nie powiedziała nic do momentu, w którym nie zamknęła za nimi drzwi pomieszczenia, w którym teoretycznie powinien być samochód Kendricków, a w rzeczywistości pełno w nim było drewnianych palet, puszek z farbami i innych gratów, potrzebnych do tworzenia oryginalnych mebli. Jej matka od roku traktowała swoją nową pasję bardzo poważnie, przez co na tarasie zamiast tradycyjnych, kupionych u Searsa krzeseł, stały ławy z palet. Niby ładne, ale Lally już dwa razy wbiła sobie drzazgę.
Wskazała mu stos przykryty plandeką, na którym sama następnie usiadła. Może nie były to warunki odpowiednie do przyjmowania znajomych, ale przecież on nie przyjechał tu na kawkę i ciasto.
─ Co masz na myśli? ─ zmarszczyła brwi, po czym odrobinę zbyt gwałtownie wstała, aby zapalić światło. ─ Tamten facet miał coś z głową, podobno dwa lata spędził w Afganistanie i wtedy ubzdurało mu się, że ludzie wokół chcą go zabić, dlatego próbował wysadzić miasto. ─ Podrapała się po brodzie, przyglądając Rogersowi.
Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby Steve nie był stuprocentowo przekonany o swoich podejrzeniach, nie był pewien, że tylko Foss może mu w czymś pomóc, nie jechałby do niej. Prawie się nie znali, ostatnim razem rozmawiali może ze dwie minuty, zanim ona i reszta X-Menów nie wrócili z powrotem do Instytutu, ale mimo to uznał, że to ona nadaje się na osobę, której zdradzi swoje obawy. Zrobiłoby jej się miło, gdyby sprawa nie dotyczyła gościa chcącego zrównać Nowy Jork z ziemią...
─ Sądzisz, że wszystko zaplanował i chciał nas... no nie wiem, dopaść? Po co? ─ spytała, starając się nie brzmieć zbyt sceptycznie.
Lally Foss