29 sierpnia 2015

I don't judge. I fix things.


Sabina Danilenko - ROBIN CLARK

To w sumie miła dziewczyna, ale nie jej wina, że lubi czasem zabić. Poza tym jej praca nie polega tylko na wwiercaniu się ludziom w kolana lub pośmiertnym łamaniu kości w celu zmieszczenia denata do walizki. Sprzątanie brudów to trudna sztuka, całe szczęście miała dobrych mistrzów. To robota dla wybranych, dla posiadających w sobie to coś, szczególną predyspozycję. Nie wszyscy przesłuchani przez specjalistów Tarczy mogą trafić do więzienia. Nie wszyscy świadkowie mogą pozostać na wolności. W czasach stałego kontaktu z pozaziemskimi organizmami historię należy kreować świadomie. Poza tym, z całym szacunkiem, ale najlepsi agenci Tarczy nie są od tego, żeby skrupulatnie zmywać z wypożyczonych na swoje misje biurowców odciski palców oraz inne biologiczne pozostałości. Więc, hej, wynajmij ją, a pomęczy, zabije i posprząta. I nie pozostanie po niej nawet pół włosa. 

Co nie oznacza, że jest wypraną z emocji suką. Wręcz przeciwnie. Tylko w modnych ostatnio serialach mordercy są świrami z nieprzytomnym spojrzeniem i kolekcją ukradzionych trupom zegarków. Robin Clark jest szczególnym przykładem dziewczyny z sąsiedztwa. Umie naprawić traktor, ale nie zrobi wstydu na bankiecie. Będzie potrafiła odnaleźć się w towarzystwie, niejednokrotnie zaskoczy żartem, a na końcu i tak odprowadzi pijanego w sztok przyjaciela do domu. Ma łeb na karku, skrupulatnie zaplanowane działania i naprawdę lubi swoją robotę. Niezależnie od tego, czy pracuje jako asystentka chodzącego bóstwa kapitalizmu, czy spłaca długi, które zaciągnęła w czasie podróży do Stanów.

Słyszałeś o Ricku Gallagherze, którzy chciał wysadzić cały Nowy Jork bez powodu? Ja też nie. Podziękujmy Robin Clark.

* * *
Wszystko co złe, krwawe i podłe dedykuję Starkowej.

55 komentarzy:

  1. [W pełni się z tobą zgadzam! Też ją kocham, tak bardzo, bardzo, bardzo. <3 Za to twoja pani w ogóle nie wygląda mi na zabójcę. Na tym zdjęciu to rzeczywiście taka zwykła dziewczyna z sąsiedztwa, więc byłam mile zaskoczona, gdy okazało się, że jednak kryje w sobie kogoś więcej. Bardzo dziękuję za przywitanie!]

    Jemma Simmons

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie mogę powstrzymać tego, jakieś puniszerowe wajby czuję od tej pani. Niepozorna, ale potrafi dojebać. Chyba mój ulubiony typ fem chara ;)]

    Jen Walters

    OdpowiedzUsuń
  3. [To łał wielkie i puchate, ale dobre? ;) Jen Lawrence jest urodzona, żeby być Jennifer Walters, odkrycie roku, jak słowo daję!]

    Jen Walters

    OdpowiedzUsuń
  4. [Z tym superbohaterem to bym nie przesadzała, w przypadku Foss słowo to ma wydźwięk bardziej ironiczny, ponieważ daleko jej do stereotypowego tegoż, takiego z peleryną i majtkami założonymi na getry.
    Robin mi się podoba, z początku też miałam robić "tego złego", ale w końcu zrezygnowałam, bo pewnie dużo się ich tu pojawi. Nie bardzo wiem, jakby te dwie panie pomęczyć w wątku, więc póki co podziękuję za miłe słowo. :)]

    Lally Foss

    OdpowiedzUsuń
  5. [Just as much as you want it.]

    Już na wejściu uderzyła go myśl, że impreza zapowiada się naprawdę dobrze. Składało się na to kilka zasadniczych czynników – jaskrawe elementy wystroju wraz z połyskującym światłem, smaczne jedzenie w dużych ilościach, otwarty rachunek przy barze oraz ilość długonogich kobiet, które posyłały w jego stronę zalotne uśmiechy. Patrzył na to wszystko raczej zamglonym spojrzeniem, ale pewny siebie uśmieszek nie schodził z jego twarzy tak długo, jak długo ściskał w dłoni napoczęte Martini, w którym pływały znienawidzone przez Robin Clark oliwki. Zamówił dla niej drinka zupełnie nieświadomy tej niezrozumiałej niechęci, więc – aby zamówienia jednak nie marnować – sam postanowił zmusić się do wypicia szklaneczki przezroczystego, boskiego płynu, przez który niebawem wysiądzie mu wątroba. Ale jeszcze nie dzisiaj.
    Muzyka huczała w uszach tak głośno, że niemal wdzierała się do mózgu skutecznie blokując jakiekolwiek procesy myślowe. Nawet komuś takiemu jak Tony Stark, który później równie niedorzecznymi rzeczami tłumaczył swojego kolejnego kaca, którego przecież z całych sił próbował uniknąć, bo namiętnie stara się od kilku miesięcy opanować swoje alkoholiczne zapędy. Gówno prawda, ale musiał jakoś zamknąć zrzędzące, przewrażliwione i nadopiekuńcze gęby Rhodeya oraz Pepper, którzy za punkt honoru obrali sobie bawienie się w jego pieprzonych rodziców. Gdyby postanowili wiernie odwzorowywać oryginały, to James miałby raczej w dupie ile Tony pije, a Virginia byłaby zbyt wkurzona na ten brak zainteresowania, by faktycznie give a fuck we właściwej sprawie. Stark niejednokrotnie chciał im to wytknąć, ale z drugiej strony... po części doceniał starania swoich irytujących przyjaciół chcących przejąć kontrolę nad jego życiem. Na całe szczęście wojsko samo się nie wyszkoli, a firma nie poprowadzi, więc ich spotkania były coraz rzadsze, a Tony do perfekcji opanował już udawanie, że wcale mu to nie przeszkadza. Coraz częściej swoje poszukiwania towarzystwa na liście kontaktów rozpoczynał więc od Robin, która naprawdę sporadycznie odrzucała jego propozycje wspólnego spędzenia czasu. Wiele osób mogło się dziwić dlaczego Tony zaprasza atrakcyjną kobietę na imprezę zamiast od razu zaciągnąć ją do łóżka, ale... no... na to pytanie nie było odpowiedzi. Sam nie wiedział do końca dlaczego nie zaserwował Robin któregoś ze swoich tanich tekstów, ale może po prostu chodziło o to, że miał do niej zbyt duży szacunek? Z racji tego, że pełniła kiedyś męczącą fuchę jego asystentki zdążył poznać ją na tyle dobrze, że w grę weszła zwykła, czysta, pozbawiona podtekstów sympatia. Zamiast więc patrzeć na nią tylko jak na kobietę, zaczął w Clark dostrzegać również człowieka, z którym można porozmawiać na tematy wykraczające poza terminarz spotkań oraz prośbę o odebranie telefonu i okłamanie rozmówcy, że Tony Stark jest akurat w Niemczech, gdzie robi interesy z samą panią kanclerz. O dziwo, miała na tyle przekonujący głos, że każdy wierzył w zapewnienia, że obiecuje oddzwonić od razu po powrocie szefa z podróży. Podobało mu się jej skrzywione nastawienie.
    Od tego czasu minęło jednak kilkanaście dobrych miesięcy, chociaż Tony'emu zdarzało się tęsknić. Gabrielle siała w firmie niesamowity postrach, a gdy wchodziła do windy, wszyscy inni uciekali na najbliższym piętrze, byle tylko uniknąć konfrontacji. Nic dziwnego, że Pepper była zachwycona, a Tony na całe dnie zamykał się w warsztacie, czyli jedynym miejscu, do którego aktualna asystentka nie miała jeszcze póki co wstępu. Zastanawiał się więc jak mógłby ją zwolnić, ale obawiał się wywołania armagedonu większego niż podczas ataku Chitauri na Nowy Jork.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawa w klubie pozwalała mu o tym wszystkim zapomnieć, uwolnić się od uporczywych myśli dotyczących pracy, niewykonanych telefonów, niedokończonych projektów, wszystkiego związanego z dniem jutrzejszym i każdym po nim. Liczyła się tylko ta konkretna chwila, w której mógł pozwolić sobie na błogie zapomnienie i dobrą zabawę w fantastycznym towarzystwie. Czego mógł chcieć więcej?
      – Sala dla VIPów jest znacznie przyjemniejsza – powiedział nagle, gdy pociągnął Robin za rękę. Tony nie należał do tego rodzaju osób, które mimo swojego statusu społecznego skromnie stoją w kolejce, bądź przemykają w cieniu niezauważone przez żadną osobę na sali. On już samym swoim przybyciem oznajmił wszystkim, że zabawa dopiero się zaczęła, a ochroniarz oddzielający prywatną salę od reszty pomieszczenia odsłonił im wejście jeszcze zanim na dobre odsunęli się od baru. Tony skinął głową w podzięce, a następnie przepuścił Robin, by jako pierwsza weszła do środka. Poza nimi było tutaj zaledwie kilka osób, chociaż nie brak tłumów sprawił, że odmienny klimat dało się wyczuć już na wstępie. Muzyka była tutaj cichsza, łagodniejsza w odbiorze chociaż nadal wyraźnie klubowa, światła zamiast energicznie wirować po pomieszczeniu przygasały i na nowo zapalały się różnymi kolorami, a stojący przy barze mężczyzna ubrany był w elegancką kamizelkę oraz muszkę. Tony uśmiechnął się sam do siebie, czując jak alkohol coraz bardziej uderza mu do głowy powodując rozluźnienie wszystkich zmysłów, chociaż po części było to niepokojące. Wypił zaledwie trzy drinki, co przy jego tolerancji było liczbą raczej śmieszną, która nie powinna była wpłynąć na zachowanie. Postanowił więc, że odetchnięcie świeżym powietrzem to dobry sposób na otrzeźwienie umysłu i przygotowanie ciała na kolejną dawkę alkoholowej libacji połączonej z głupawym tańcem i podrywaniem ładnych dziewczyn. Na starość odrabiał sobie studenckie życie.
      – Dobrze się bawisz? – zapytał nagle, gdy znaleźli się na tarasie. Był to jeden z kilku klubów w Nowym Jorku, które zamiast okupować podmiejskie piwnice postanowił zbudować swój lokal na samym szczycie jednego z usługowych wieżowców. Tony miał teraz doskonały widok na oświetlony budynek swojej firmy, z którego był tak dumny niczym ojciec trzymający w dłoniach stypendium Harvardu przyniesione przez dziecko.
      – Nie mówię o płaceniu barmanowi żeby robił mi słabsze drinki. Jaka za tym może kryć się zabawa? – dodał, nie patrząc na nią, gdy przeszedł kilka kroków do przodu, by oprzeć się rękoma o barierkę. Domyślił się, że jego świadomość mogła ją nieco zaskoczyć, więc dodał szybko: – Jestem najmądrzejszym człowiekiem na świecie, nie wierz Reedowi gdy mówi inaczej, to oczywiste, że musiałem się dowiedzieć.
      Tony milczał przez dłuższą chwilę, podczas której wychylił się nieco, by spojrzeć w dół. Wysokość nigdy go nie przerażała, ale musiał przed samym sobą przyznać, że widok był naprawdę zachwycający. Zabawne, bo identyczna myśl pojawiła się w jego głowie zaraz po tym, gdy ponownie spojrzał na Robin.
      – Poza tym barman się wygadał – dodał, wyraźnie rozbawiony – To nowość, wiesz? Większość osób, z którymi okazjonalnie imprezuje, raczej próbuje mnie jednak upić.

      Usuń
  6. [Usposobienie Foss mogłoby ją skłonić do podjęcia jednorazowej współpracy z Robin. Oczywiście zakładając, że ta chciałaby mieć ze sobą kogoś takiego, jak Lally.]

    Lally Foss

    OdpowiedzUsuń
  7. [chyba się Jen nie obrazi na mnie jak powiem, że po Jamesonie próbowała trochę z dziewczynami ;) zrób z tą informacją co chcesz ;) Jeśli kiedykolwiek gdzieś będzie Jen Walters, to pewnie tylko w serialu i nie w filmach, ale serio, jeśli Lawrence chce zagrać w MCU to jest to właśnie rola dla niej :D]

    Jen Walters

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ale będziemy sobie słodzić, bo ja Ci powiem, że to kolejna świetna postać, która wyszła spod Twojej ręki. Zawsze uwielbiałam Twój styl, ale jeszcze bardziej uwielbiam pomysł na postać, każda jest unikalna.
    Chodź zrobimy sobie jakiś wątek <3]
    Colleen Wing

    OdpowiedzUsuń
  9. [headcannon: Jen eksperymentowała z dziewczynami po rozwodzie z Jamesonem. Mogą się znać, mogą coś teges próbować retrospekcyjnie, może być fajnie ;) jakieś konkretne pomysły? Jak coś to pisz :D]

    Jen Walters

    OdpowiedzUsuń
  10. Stali na środku tarasu olbrzymiego budynku postawionego mniej więcej w samym centrum nowojorskiego Manhattanu na kilka lat przed wybudowaniem Stark Tower. Tony, nieprzyzwyczajony do wielkomiejskiego zgiełku, często kontemplował nieokiełznany pęd życia tego miejsca, nie tylko tej okolicy, ale i całego miasta, bo jeżdżenie samochodem dla samej przyjemności czerpania z jazdy nadal stanowiło dla niego dziecinną wręcz rozrywkę. Nie jednak w Nowym Jorku, gdzie godziny szczytu określane były przez dwadzieścia z dwudziestu czterech dostępnych cząstek, oszałamiających hałasem i niewiarygodnym tłumem ludzi usadzonych za kierownicami lub stojącymi na pasach. Żywa, gwałtowna oraz nieprzewidywalna lawina przelewająca się chodnikami biegnąca dokądś, byle szybciej... Do czego oni wszyscy się tak śpieszą?
    Nawet teraz, gdy oboje z głowami zawieszonymi w dół wpatrywali się w hałaśliwe miasto Tony nie czuł magii. Czuł niepokój. Tysiące aut mknęło po miejskich drogach mimo tego, że godzina na zegarkach dawno wskazywała już czas po ogólnie ustalonej ciszy nocnej, a chociaż ruch można było tłumaczyć wakacyjnym weekendem, tak przecież każdy inny wieczór wyglądał w tym miejscu dokładnie tak samo. Jedno Stark musiał jednak przyznać – światła widziane z góry miały w sobie coś hipnotyzującego, przyciągającego i magnetyzującego, chociaż nigdy nie spodziewał się, że stojąc obok równie atrakcyjnej kobiety będzie jednak roztrząsał we własnym umyśle kwestię okropnego zatłoczenia Nowego Jorku. Chyba właśnie to podobało mu się w spędzaniu czasu z Robin najbardziej, śmiała się z jego żartów bez przymusu, nie chciała koniecznie zrobić sobie z nim zdjęcia na Instagrama i na miłość boską, płaciła barmanom za rozcieńczanie jego drinków! Jeśli to nie była dobra podstawa przyjaźni, to... cóż, Stark nigdy żadnej lepszej nie miał, bo właściwie nawet nie bardzo było z czym porównywać. Był zdecydowanie zbyt pijany w momencie poznawania Rhodeya by to pamiętać.
    – Mogę znów zacząć ci płacić – zaoferował, podnosząc głowę do góry, gdy zaczęło robić mu się niedobrze – Będę twoim sugar daddy, ale na pewno nie w zamian za seks. Na to, moja droga, trzeba sobie zasłużyć czymś znacznie więcej niż samą troską oraz wspólnym imprezowaniem – przyznał, uśmiechając się przy tym lekko.
    Relacja Tony'ego Starka z Robin Clark była możliwie najbardziej erotyczną, z jaką kiedykolwiek ten pierwszy miał do czynienia bez wdawania się w konkretne stosunki płciowe, co stanowiło rzecz niezwykle dziwaczną, niespotykaną, zagadkową i fascynującą jednocześnie. Balansowali na dziwnej granicy pomiędzy luźną znajomością a czymś dzikim, zabarwionym niewytłumaczoną pasją, o czym świadczyła wyczuwalna w powietrzu chemia. Tony nie był specjalistą w tej dziedzinie, ale znał samego siebie i wiedział, że chętnie zaproponowałby Robin śniadanie do łóżka, a ona niekoniecznie by odmówiła. Tylko że ani on ani ona nigdy niczego z tym nie zrobili i wyglądało na to, że tak już pozostanie, co – o dziwo – z jakiegoś powodu wcale Starkowi nie przeszkadzało. Być może przezornie nie chciał niszczyć tego, co udało im się zbudować? Zabawne, nie pamiętał, kiedy ostatnio mu zależało.
    – Obiecuję nie wypić dzisiaj nic więcej – powiedział nagle, wyciągając palec wskazujący w jej stronę – Jeśli zatańczysz ze mną i później, dla rozluźnienia, napijesz się jakiegoś obrzydliwie słodkiego, kolorowego drinka za zdrowie oraz pomyślność naszej zatrutej planety – zaproponował, by po chwili dodać, wyjaśniając: – Może to być jakiś inny szczytny toast, po prostu pomyślałem, że to będzie znacznie lepsza motywacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miał problemów z alkoholem. Ha ha. Wróć. Wmawiał sobie, że nie ma problemów z alkoholem, tak naprawdę niczym nie różnił się od bezdomnych wyczekujących pod sklepem na naiwniaków, którzy dołożą im się na wino w kartonie. On dostał od losu po prostu więcej szczęścia i nie musiał żebrać, co wcale nie oznaczało, że miał jakiekolwiek prawo czuć się lepszy od biednych alkoholików, którym oferowano najgorszą możliwą pomoc. Terapia Tony'ego przypominała pieprzone SPA, więc rezygnacja po kilku miesiącach dobrego sprawowania była raczej zaskakująca, niekoniecznie jednak dla niego samego. Nie potrafił wytrzymać bez znajomego smaku w ustach, bez błogiego uczucia zapomnienia oraz euforii, która przychodziła wraz z następnym uderzeniem gorąca spowodowanym postawieniem na blacie kolejnego pustego kieliszka. Problem w tym, że alkohol coraz częściej zamiast pomagać pogłębiał jego czarne myśli pojawiające się w głowie Tony'ego jedynie w chwilach samotności, gdy nie potrafił skupić się na żadnym logicznym zajęciu. Dlatego czasem po prostu bał się sięgać po kolejne drinki. Bał się tego upokorzenia, swojej słabości, którą mógł okazać przed innymi, a nie powinien. Zdarzały się więc i takie chwile, w których potrafił dawkować przyjemności, oczywiście pod jakimś pretekstem, bo z jego reputacją zwyczajna odmowa napicia się mogłaby zostać dziwnie potraktowana, o czym myślał nawet w obecności Robin. Zaufanie było zabawną kwestią, zwłaszcza gdy przeszłość obfitowała w miliardy zawodów związanych z tą sprawą. Stark, zresztą jak większość ludzi na świecie, zdążył wykształcić w sobie odpowiednio grubą tarczę ochronną, a chociaż Clark udawało się ją powoli przełamywać, tak nadal ścieliła się przed nimi cholernie długa droga. O ile któreś nagle nie przestanie odbierać telefonów. To się zdarza.

      Usuń
  11. – Jeszcze wiele musisz się nauczyć o życiu – odparł ironicznie, by następnie odepchnąć się od barierki i przejść w głąb tarasu. Zza przeszklonych drzwi iluminowało słabe światło pomieszczenia, stanowiące zaledwie ułamek całości, jaką oferowała główna sala tego średnio eleganckiego, minimalistycznie urządzonego klubu. Zazwyczaj właśnie w niej bawił się Tony, bo istniały pewne odmiany hałasu, które nie tylko mu nie przeszkadzały, ale też sprawiały specyficzną, trudną do zdefiniowania przyjemność. Lubił otaczać się tłumem, tłum dawał mu energię, ale nie mógł zmuszać Robin do całonocnego przeciskania się przez kilkadziesiąt spoconych ciał tylko po to, by kolejny raz poprosić barmana o rozcieńczenie mu drinka. Zdążył poznać ją na tyle dobrze by wiedzieć, że to miejsce nie do końca mogło trafić w jej gusta, więc co ona właściwie tutaj robiła? Był zdecydowanie zbyt trzeźwy by roztrząsać takie kwestie.
    – Jesteś niesamowicie atrakcyjna, można z tobą porozmawiać na wiele dziwnych tematów, masz raczej męski gust filmowy, znalazłabyś własnego sugar daddy przy pierwszej lepszej okazji – przyznał, przepuszczając ją w drzwiach – Widzisz, faceci są prości w obsłudze, niektórzy bardzo wstydzą się zapłacić za seks, ale za samo spędzanie czasu już niekoniecznie. To jak bycie... – zawahał się, szukając odpowiedniego słowa – damą do towarzystwa. Zapewniasz im rozrywkę intelektualną, nie cielesną, a oni udają, że to w pełni wystarcza.
    Tony nie do końca potępiał osoby, które korzystały lub wykonywały tego typu usługi. Prawdę mówiąc, nawet po części był w stanie zrozumieć, że przecież nie każdy rodzi się z równą jemu charyzmą oraz czarującym charakterem i boskim wręcz wyglądem, więc dla niektórych korzystanie z zainteresowanych ciężko zarobionymi pieniędzmi kobiet było jedyną szansą na pójście na (w miarę) normalną randkę. Fakt jakie było to smutne oraz zastanawiające nie był już taki ważny, w końcu Ameryka była najbardziej wolnym z wolnych krajów, niech każdy robił to co chciał. Nie żeby Robin rzeczywiście miała zamiar znaleźć sobie sponsora, a Tony utrzymankę, chociaż mogłoby wyjść zabawnie.
    – Kiedyś, jak byłem nastolatkiem, dałem poznanej na urodzinach Rhodeya dziewczynie dwieście dolców żeby udawała przed rodzicami moją dziewczynę – powiedział nagle, rozbawiony tym żenującym wspomnieniem – Dwieście dolarów, rozumiesz? Najgorzej wydane pieniądze na świecie, dwa razy podczas kolacji pomyliła moje imię.
    Czy można to było uznać za posiadanie doświadczenia w kwestii sponsoringu? Chyba niekoniecznie, ale to pamiętne wydarzenie raz na zawsze uświadomiło Tony'emu dwie rzeczy: po pierwsze, że zadanie sobie trudu poznania kogoś zamiast pójścia na łatwiznę może jednak wyjść na lepsze, a po drugie, że jego rodzice mają mimo wszystko w głębokim poważaniu czy ich syn aktualnie się z kimś spotyka, byle nie przeszkadzało mu to w nauce. Właściwie nawet się im nie dziwił, nie chcieli przecież powierzyć firmy dziecku-kretynowi, skoro do wyboru mieli tylko jedno.
    Gdy wraz z Robin ponownie znalazł się w środku dostrzegł pewne zmiany, było tutaj znacznie więcej ludzi, chociaż wolne miejsce na parkiecie nie było mimo wszystko trudne do znalezienia, tutaj nikt nie skakał na siebie, nie popychał i nie zajmował niepotrzebnej ilości miejsca. Jak na wypełniony ludźmi klub, było naprawdę spokojnie, a Tony nie pamiętał kiedy ostatnio był świadkiem podobnego wydarzenia. Poczuł nieznany mu wcześniej rodzaj ulgi, gdy zrozumiał jak ma wyglądać ta noc – będzie różnić się od pozostałych innym rodzajem szaleństwa, być może bardziej statycznym, ale jednocześnie wymagającym, opanowującym umysł a nie ciało. Robin dostarczała mu pod tym względem znajomości tajemniczej, ciekawej, wciąż czekającej na całkowite odkrycie i zmierzającej ku niewiadomemu. Podobała mu się niepewność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy z głośników popłynęła kolejna piosenka Tony postanowił wykorzystać swój obiecany taniec. Nie do końca wolny, absolutnie nie energiczny, ale hipnotyzujący, bo właśnie w ten sposób działała na niego muzyka. Nie był nawet do końca pewien kiedy położył swoje ręce na Robin, by z typową dla siebie bezczelnością przyciągnąć ją do siebie na chwilę po krótkim, zdawkowym wręcz uśmiechem, który równie dobrze mógł być czystym złudzeniem wywołanym migającym, białym światłem wywołującym wrażenie spowolnienia czasu.

      Usuń
  12. [Ciesze się więc, że nie popsułam wyobrażeń o Gabi :D Może coś to da, że Robin była na tym samym stanowisku, jeszcze pomyślę i wieczorem jak wrócę do domu to coś jeszcze się wymyśli ;)]

    Pax

    OdpowiedzUsuń
  13. Ogólnie rzecz biorąc miał dobre życie. Takie, którego można było zazdrościć bez grzechu na sumieniu, bo nie było na świecie nikogo, kto nie chciałby się z nim zamienić, a przynajmniej w takim właśnie brnął przeświadczeniu. Był obrzydliwie bogaty, piekielnie inteligentny i mógł pójść do łóżka z każdą kobietą na świecie, a w obnoszeniu się z tym przegrywał chyba tylko z Danem Bilzerianem robiącym selfie na Instagrama po, przed oraz w czasie seksu z kolejną seksowną dziewczyną zakochaną w jego osobowości. Tony nie zawsze czuł potrzebę by wszyscy inni wiedzieli, czasem wystarczała mu samoświadomość, chociaż kłóciło się to z jego nadmuchanym do granic możliwości ego. Konflikt pojawiał się tym częściej, im więcej czasu spędzał z Robin, bo wiedział, że mimo wszystko miałby wyrzuty sumienia, gdyby na okładce plotkarskiego wydania Daily Bugle pojawiło się jej zdjęcie w jego towarzystwie. Ludzie uwielbiali tworzyć historie na podstawie zaledwie jednej, pozornie nic nieznaczącej fotografii. Według kilku szmatławych tygodników Tony ma ośmioro nieślubnych dzieci na koncie i dwa potajemne śluby w drodze. Robin mogła więc zostać okrzyknięta nową kochanką, może nawet czymś więcej, gdyby w redakcji znalazł się ktoś odpowiednio pomysłowy.
    Rzecz w tym, że gdyby jakiś nieustępliwy dziennikarz przedarł się przez ochroniarzy i wparował tutaj z aparatem, dostałby do wykorzystania naprawdę ciekawe zdjęcia. Sami zainteresowani nie mieliby bowiem zbyt wielu podstaw do obrony, skoro ich ruchy stopniowo upodabniały się do istnego tantrycznego seksu na parkiecie. Nie w ten pozbawiony wyczucia, wyuzdany sposób, jaki uwielbiały prezentować sobą nastolatki, a subtelny, choć pobudzający wstęp do czegoś dla ich relacji nowego, choć w tym momencie wydawałoby się, że nie tylko swoje umysły poddali dokładnemu zbadaniu. Tony nie pamiętał by kiedykolwiek wcześniej udało mu się nawiązać z kimś więź emocjonalną w tak krótkim czasie, a choć jednocześnie było to dla niego odpychająco nieznane, tak ostatecznie łapał się na tym, że chciał więcej i coraz więcej, pragnął czerpać ile tylko się da i pozwolić sobie na jeszcze kilka minut tego dziwnego stanu.
    Podobał mu się dotyk jej złączonych dłoni na jego karku, podążające za jego twarzą spojrzenie i synchroniczne niemal ruchy, które towarzyszyły światłom oraz huczącej muzyce. Zdawałoby się, że piosenka została zapętlona przez idącego na przerwę Dja, bo jej koniec przeciągał się oraz przeciągał, jakby faktycznie nie istniał. I było w tym coś dobrego, bo pozwalającego im na więcej, znacznie więcej, więcej, które dla ich własnego dobra nie powinno mieć miejsca. Oboje podporządkowali swoje życia ryzyku oraz buzującej w żyłach adrenalinie, więc być może taka chwila własnej przyjemności stanowiłaby nowy rodzaj niebezpiecznej rozrywki.
    Wiedział, że mimo wszystko w końcu zeszli z parkietu, a chociaż piosenka była wolna, tak Tony odczuwał lekki trud w związku ze złapaniem oddechu. Wiedział, że Robin w końcu wypiła obrzydliwie słodkiego drinka i okazał się być jeszcze dziwniejszy w smaku niż oboje początkowo zakładali, chociaż nie mógł zapamiętać skąd to wie, skoro był pewien, że Clark wypiła całą szklankę jednym duszkiem ku zaskoczeniu wycierającego naczynia barmana. Wiedział, że na pewno razem wyszli z klubu i zamówili dla siebie taksówkę, ale było to ostatnie wspomnienie, które zarejestrowała jego na wpół trzeźwa głowa. Pod koniec na pewno byli jeszcze w Nowym Jorku.
    Po otworzeniu oczu i rozejrzeniu się po pomieszczeniu był świadom tylko jednego – nie tylko miasto, ale nawet kontynent nie był właściwy.

    OdpowiedzUsuń
  14. [rozwód z Jamesonem miał miejsce jakieś dwa i pół roku temu. Pomagają sobie przy sprawie pt: "Hej, Robin, em, sorry, że się nie odzywałam, ale mam do ciebie romans. Biznes, to znaczy." Przydałoby się ustalić, skąd się dziewczyny znają, skoro Jen miałaby nie mieć pojęcia o prawdziwym zajęciu Robin. Nie przeszkadza jej to, btw. Mogą sie spotkać, powspominać, coś, zanim przejdą do dzieła? xD podbij na gg 55337678 żeby dogadać szczegóły ]

    Jen Walters

    OdpowiedzUsuń
  15. [Hmm... Rzeczywiście ten wątek szpiegowania od razu przychodzi do głowy. Może jakiś konflikt interesów? Robin dostaje zadanie wyeliminowania kogoś, kto jest członkiem nowo powstałej i w zastraszającym tempie rozwijającej się organizacji przestępczej, skupiającej geniuszy biologicznych, robiących eksperymenty nad genotypem mutantów w celu wyodrębnienia genu x i zaszczepienia ich homo sapiens. Nazwijmy tego człowieka na razie pan X. Pan X jest notowanym przestępcą, dwukrotnym uciekinierem z więzienia Tarczy i nie poczuwałby się do żadnej winy, gdyby nie mały szantaż. Colleen Wing, mająca za zadanie zebrać jak najwięcej informacji na temat przeprowadzanych eksperymentów i wszystkich baz operacyjnych organizacji, zastosowała się do małego szantażu. Na cel wzięła sobie syna Pana X i postawiła Panowi X warunek jasny — ty mi pomagasz, ja pomogę Twojemu synowi przeżyć; powiedz choć słowo a uzdrowiona będzie dusza jego. Pan X więc robi za małą wtykę, jest Colleen i jej zleceniodawcy niezmiernie potrzebny. Niepotrzebny jest zaś Robin. Jedna chce, aby ślad po nim zaginął, drugiej zaś zależy na zachowaniu go przy życiu.
    Tak trochę chaotycznie i na szybko, ale mam nadzieję, że coś na tej postawie można stworzyć.]
    Colleen Wing

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Cześć.
    To ja się cieszę, że Ty się cieszysz i Ci się podoba. Zawsze miałam słabość do bohaterów broniących swojego kawałka podłogi, względnie miasta.
    Mam zabawne wrażenie, że możemy wspólnie namalować niezłą historię, jeśli masz ochotę.]

    Jessica Jones

    OdpowiedzUsuń
  17. – Indie? – wymamrotał, by następnie przejechać dłonią po twarzy i westchnąć cicho – Znowu to samo.
    Oczywiście pierwszym założeniem było, że w wyniku mocnego upojenia alkoholowego urwał im się film i oboje trafili tutaj zupełnie przypadkiem, prawdopodobnie prosząc wczoraj taksówkarza, by zawiózł ich prosto na lotnisko. Problem w tym, że żadna linia lotnicza nie wpuściłaby na pokład pijanych pasażerów, na dodatek bez paszportów, a gdyby Tony postanowił skorzystać ze swojego własnego samolotu, to musiałby czekać co najmniej dwa dni, bo maszyna właśnie przechodziła rutynową konserwację. Jak się więc tutaj dostali? Zbroja nie wchodziła w grę, miała wbudowany system automatycznego wyłączania, gdy wykrywała konkretną ilość alkoholu we krwi swojego właściciela, bo odkąd prawie podczas urodzin wysadził dwie ściany nośne, tak uznał, że podobna opcja będzie bardziej niż na miejscu. Czasem odnosił wrażenie, że te urządzenia są znacznie inteligentniejsze od niego samego, do czego chętnie mógłby się przyznać, bo przecież sam je zaprojektował.
    – Nie pierwszy i nie ostatni raz – rzucił, zniekształcając lekko ostatnie słowo, gdy z jego ust wyrwało się głośne ziewnięcie. Przeszedł przez pokój, otwierając drzwi do łazienki, by obmyć twarz i pozwolić na krótkie orzeźwienie. Temperatura była ogólnie raczej do zniesienia, chociaż wilgoć panująca na zewnątrz bez problemu przedostała się do środka, a leniwie wirujący przy suficie wiatrak nie mógł uchodzić za dobrą klimatyzację.
    Spokój był więc jedyną reakcją z jego strony. W końcu podobne wycieczki zaliczał już jako nastolatek, a idąca wraz z nimi tajemniczość jedynie podsycała całą sytuację. Tony zazwyczaj śmiał się z samego siebie, gdy w parze z kacem szło również urwanie filmu i spekulacje związane z ewentualnymi wydarzeniami, jednak teraz zauważył pewną znaczącą zmianę. Nie bolała go głowa, nie czuł suchości w ustach i nie miał ochoty zwrócić wczorajszego śniadania, bolał go jedynie kark, ale nigdy nie był to zwyczajowy objaw przeholowania z alkoholem. Może jego tolerancja ulegała stopniowemu zwiększeniu? Zastanowił się nad tym, odruchowo dotykając niewielkiej ranki na swojej szyi, której wcześniej na pewno tam nie było. Zaskoczony odsłonił kołnierzyk koszuli, by w lustrze przyjrzeć się dziwnemu znalezisku, którego postanowił jednak nie komentować, różne rzeczy mogły dziać się podczas takich nocy. Grunt, że nie zrobił sobie tatuażu.
    – Spokojnie, zaraz kupię bilety powrotne – obiecał, podchodząc do okna, przy którym stała Robin, i oparł się o framugę – W recepcji na pewno mają komputery z dostępem do Internetu, albo chociaż telefon. Zadzwonię do kogo trzeba.
    To rzeczywiście było dziwne, nawet trochę niepokojące, ale czy na pewno godne uwagi? Stało się, oboje trochę przesadzili z imprezowaniem i wylądowali na innym kontynencie, ale to się zdarzało, hej, ktoś postanowił nawet zrobić o tym trzy filmy, chociaż bohaterowie przemieszczali się na trochę mniejszą skalę. W każdym razie, nie było w tym niczego niespotykanego, przez co Tony pozwolił sobie na swobodnie wpatrywanie się w krajobraz roztaczający za oknem. Jeśli się nie mylił, a mylił się naprawdę rzadko, to prawdopodobnie patrzyli właśnie na Morze Arabskie, chociaż nie spodziewał się, by ta informacja w tym momencie zainteresowała Robin. Mimo wszystko miał zamiar podzielić się z nią swoim spostrzeżeniem, jednak gdy znów odwrócił się w jej stronę, dostrzegł, że na karku ma identyczny ślad, jak ten który znalazł na swoim ciele.
    – Wiesz co mogło to zrobić? – zapytał, gdy odsunął na bok jej jasne włosy i pogładził kciukiem tajemniczą ranę.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Och, Robin jest taka cudna i niepozorna, że po prostu nie potrafię odmówić wątku. No nie potrafię.
    Jeśli chodzi o aktualne zajęcie Lokiego, to właściwie nie jest to nic konkretnego - ot, siedzi na dupie w pozamykanym na cztery spusty mieszkanku gdzieś na Manhattanie (słabość do dzielnicy, bo jak nie dało się rozwalić raz, to spróbujmy i drugi) i knuje swoje podłe, szatańskie plany, chowając się przy okazji przed nieco przerażającą staruszką z sąsiedztwa. Od czasu do czasu pójdzie wieczorem powłóczyć się po mieście, może nawet zajrzy do jakiejś kafejki, podsłuchiwać przyziemne ludzkie problemy ze stolika w ciemnym kącie i tęsknić za tą krwią dziewic i krzykami niewinnych.
    Nie pozwólmy mu czekać.]

    Loki

    OdpowiedzUsuń
  19. Tony odsunął się od Robin, by przejść przez pomieszczenie. Chodzenie pomagało mu w skupieniu myśli, chociaż nie dało się nie zauważyć, że zdenerwowanie mimowolnie pojawiło się na jego twarzy w formie zmarszczki pomiędzy brwiami. To rzeczywiście nie była kolejna z rzędu udana impreza, po której człowiek nie pamięta niczego prócz dobrej zabawy oraz błyskających po oczach neonów, to było coś znacznie więcej, a strach Robin nie ujawnił się bezpodstawnie. Rzecz w tym, że nie chciał jej martwić swoimi rozmyśleniami, dlatego dalej zachowywał wymuszony nieco spokój, zastanawiając się jednocześnie nad logicznym wyjściem z tej dziwnej sytuacji oraz – co najbardziej istotne – nad rozwikłaniem jej. Tony nie był pewien, czy na pewno chcieli otrzymać odpowiedzi na pewne pytania, ale na pewno im się to należało.
    – Tak czy inaczej, powinniśmy iść do recepcji. Muszą wiedzieć coś na temat naszego przyjazdu – powiedział, a w tym samym momencie telefon na szafce zadzwonił po raz drugi. Tony zirytowany nagłym, świdrującym wręcz dźwiękiem, gwałtownie chwycił słuchawkę – Tak?!
    – Wyczuwam irytację. Ciężka noc? – zapytał ktoś o drażniącym, męskim głosie z wyraźnym akcentem.
    – Z kim rozmawiam?
    – Przykro mi, panie Stark, to może wydać się zaskoczeniem, ale jednak nie o pana mi chodzi w tej grze – odpowiedział wymijająco, a następnie zachichotał – Tajemnice, tajemnice, tajemnice. Pozdrowienia dla Sabiny.
    – Co takiego? Halo? Halo?! – Tony wciąż próbował mówić do telefonu, jednak rozmówca się rozłączył. Jeszcze przez kilka sekund wsłuchiwał się w miarowe pikanie płynące z linii, a następnie z impetem odłożył słuchawkę na stację. Nie ruszył się jednak z miejsca, jedynie przechylił lekko głowę, by spojrzeć na Robin i mruknąć coś przypominającego „hm”, ale mniej zastanawiającego, a bardziej oznajmującego. Zupełnie tak jakby właśnie w tym momencie zdołał odczytać myśli Clark i uświadomić sobie, że do jasnej cholery, on tak naprawdę rzeczywiście nic przecież o niej nie wie! Równie dobrze mógłby teraz znajdować się w jednym pomieszczeniu z wyjątkowo cierpliwą psychopatką, która tylko udawała strach. Ktoś mądry powiedział mu kiedyś, że psychopaci właśnie tak robią, zdobywają zaufanie i robią wszystko, by podejrzenia nie padły na nich.
    Ale nie, to nie wchodziło w grę. Tony bywał czasem zbyt ufny, ale zawsze wierzył swoim przeczuciom, a te podpowiadały mu, że popada jednak w lekką paranoję i zamiast snuć w myślach fałszywe oskarżenia, powinien w końcu ruszyć się i postarać rozwikłać jakoś ich popapraną sprawę. Na wyjaśnienia czas przyjdzie później.
    – Ten pokój mnie przygnębia – powiedział nagle, gdy wziął do ręki przewieszoną przez poręcz kurtkę, bez której się obudził, a następnie ruszył do wyjścia. Nie było do końca pewnym co w jasno oświetlonym, pomalowanym na pomarańczowo przyjemnym pomieszczeniu mogło go dołować, ale znaczyło to tyle, że potrzebował kilku minut dla samego siebie. Kim była dzwoniąca osoba? Jaki miała związek z ich pobytem tutaj? O co w tym wszystkim właściwie chodziło?
    I najważniejsze, jaką Robin skrywała przed nim tajemnicę?

    OdpowiedzUsuń
  20. – Nie wiem – odparł machinalnie. Była to krótka, lecz jedyna słuszna odpowiedź, bo naprawdę nie miał pojęcia kto dzwonił, a ta świadomość niepokoiła go jeszcze bardziej niż usłyszane w słuchawce słowa. Bo rzecz w tym, że Tony nie przywykł do tego, by nie wiedzieć, on zawsze miał w głowie ułożoną odpowiedź, jeszcze zanim rozmówca zdążył w ogóle zadać pytanie. Tym razem wszystko opierało się na kruchych, niestabilnych domysłach bez żadnego punktu zaczepienia, bo skoro nie chodziło o niego, to jedynie Robin mogła snuć jakiekolwiek podejrzenia dotyczące sytuacji, w jakiej się znaleźli. Tylko czy na pewno mógł jej zaufać? To nie tak, że po jednym, dziwnym telefonie, Stark przetasował całą ich znajomość i uznał, że nie, Clark ma zdecydowanie zbyt dużo tajemnic. Każdy jakieś miał, na tym polegało życie, ale istniały dwa rodzaje sekretów – takie, które nie robią nikomu krzywdy i takie, przez które po imprezie można obudzić się w Indiach. Skoro zrozumiał już, że Robin znalazła się w tej drugiej kategorii, to domyślenie jak wielu rzeczy o niej jeszcze nie wie było czymś naturalnym, oczywistym. Tylko dlaczego właściwie tak bardzo go to uraziło?
    – Jestem pewien, że jeszcze się odezwie – powiedział, nadal stojąc w drzwiach. Skinął głową, by poszła za nim, ale gdy znalazł się na korytarzu, nie obejrzał się, by sprawdzić czy go posłuchała. Zatrzymał się dopiero przy windzie, gdzie wysiadły dwie rozchichotane osoby, które na jego widok zatrzymały się jednak w pół kroku, omal nie zostając przygniecione przez ponownie zamykające się drzwi windy. Tony, być może swoim spojrzeniem, dał im całkiem wyraźnie do zrozumienia, że jeśli chcą autograf, to raczej go nie dostaną. Ci jednak nie wyglądali na zniechęconych, gdyż po wypowiedzeniu kilku słów w niezrozumiałym języku wyciągnęli trzymany w torbie dziewczyny notes w jego stronę. Stark przez krótką chwilę wahał się, jednak ostatecznie złożył swój podpis, jednocześnie zastanawiając się dlaczego jedno machnięcie długopisem może stanowić dla kogoś taką atrakcję. Uśmiechnął się nieznacznie do nieznajomych, którzy ruszyli w głąb korytarza.
    – Dobrze, że nie chcieli zdjęcia – mruknął, gdy Robin znalazła się tuż obok – Nie to żebym źle wyglądał, po prostu od razu trafiłoby do Internetu i wszyscy zaczęliby zastanawiać się dlaczego do cholery jestem w Indiach.
    Nie tylko oni, podpowiedziały mu myśli. Rzecz w tym, że gdyby nie telefon oraz tajemniczy ślad na karku, to Tony naprawdę nie poświęciłby sprawie większej uwagi. Budził się już w znacznie dziwniejszych miejscach, a niektóre z nich pozbawione były nawet wygodnego łóżka, więc tym razem nie było tak źle. Na pewno dziwnie i zaskakująco, ale niekoniecznie w złym sensie, raczej tajemniczym, przynajmniej w tej chwili, gdy posiadali raczej znikomą wiedzę na temat całego wydarzenia. Dalsze odkrywanie kart mogło im jednak uświadomić kilka nieprzyjemnych faktów, które spowodują, że Tony zmieni jeszcze zdanie co do klasyfikacji okoliczności, w jakich budził się po imprezach.
    – Powinniśmy wrócić do Nowego Jorku i tam zbadać sprawę – powiedział nagle, gdy winda ruszyła w dół – Tu nie jest bezpiecznie.
    Nie był do końca pewien skąd to spostrzeżenie, ale było ono całkiem rozsądne. Byli w Indiach gośćmi, turystami, bez dokumentów, telefonów oraz pieniędzy, więc nie mogło spotkać ich tutaj nic dobrego. Powinni byli czym prędzej wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Chociaż gdzieś ten team musi być, bo tak to biednego obwiniają o wszystko.
    Z chęcią jednak przystanę na sprzątanie brudów w akompaniamencie niedowierzania i ciszy w odpowiedzi. Nie ma lepszej opcji, by od razu wrzucić harcerzyka w "niedobrotę" świata! Start doskonały, ale za to - jakie miejsce na brudy?]

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  22. [Oczywiście, kupuję to! Będę musiała tylko obmyślić czy to było jego postanowienie, czy zlecenie, że tam się pojawił. Zatem jak tylko ogarnę to zaraz zacznę pisać, żeby nie było, że wszystko za nas musisz zaczynać, ogarniać! <3]

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  23. [Awww. Dzięki. Podziwiam za pomysł na postać, dobrej zabawy i gdybyś kiedyśtam wpadła na jakiś pomysł na wątek, to pisz :)]

    Tigra

    OdpowiedzUsuń
  24. Niby przyjście do roboty godzinę później niż zwykle zaliczało się do plusów, ale nie wtedy, gdy przy rozdzielaniu obowiązków w konferencyjnej miast dostawać jakąś ciekawą sprawę, pani adwokat zostaje przydzielona do dochodzenia kolegi. Powiedziano jej, że sprawa jest delikatna, ze wzruszeniem ramion przyjęła fakt do wiadomości i ruszyła do sąsiedniego biura wypytać co i jak, bo przecież nikt jej szczegółów na forum ogólnym nie poda. Kilka łyków kawy później zapukała do pokoju kolegi i grzecznie weszła do środka. Poproszono ją o zajęcie miejsca, zapytano o samopoczucie, a potem dopiero nadszedł czas na wyjaśnianie sytuacji. Kiedy usłyszała alias “Morbius” otworzyła szerzej oczy. Kiedy dorzucono do tego Man-Wolfa przeszedł przez nią dreszcz. Nie słyszała o nim odkąd podpisała papiery rozwodowe; szczerze mówiąc nie chciała o nim słyszeć, myśląc, że będzie jej łatwiej. Jakby nie patrzeć, wokół jej małżeństwa narobiło się sporo szumu, zwłaszcza, że wyegzekwowanie podpisu Jamesona na dokumentach nie należało do najprostszych.
    Miała po prostu pomóc im go znaleźć, a w nagrodę miała ją czekać działka z przychodów firmy od procesu. Problem polegał na tym, że nie miała bladego pojęcia gdzie zagubiony Man-Wolf może się znajdować. Przez ostatnie dwa i pół roku na pewno zmienił swoje przyzwyczajenia. Nie sądziła, że ciągle przychodził do swojego ulubionego baru, żeby obejrzeć mecze Yankesów.
    Siedziała przy swoim biurku ignorując swój telefon i przepatrując pliki sprawy. Nie wyglądało to zbyt dobrze; Morbius zabawiał się Man-Wolfem do woli, wykorzystując jego pokaźne moce; żeby było śmieszniej, Jennifer kiedyś reprezentowała Michaela w sądzie. Co za pieprzony hipokryta. Teraz go ścigano za zwykłą napaść… na kilku ludziach, a osobą pozywającą był sam szanowny burmistrz Nowego Jorku, który także padł ofiarą zabójczego duetu. Ani Morbiusa, ani Jamesona nie dało się namierzyć konwencjonalnymi metodami, a ze względu na to, ze sprawa dotyczyła świadka superbohaterów, kancelaria chciała położyć łapę pierwsza na zbiegach.
    Szczerze mówiąc, Jennifer nie wiedziała od czego zacząć. Zadzwonić do byłego teścia? Nie, nie, staruszek nie może usłyszeć, że jego cudowny syn zszedł na złą drogę od Walters. Znowu by było, że to wszystko jej wina. Zdecydowanie nie potrzebowała tego. Zegarek wskazywał porę lunchu; może zeszłaby coś zjeść do pobliskiej włoskiej knajpki? Rozpisze wszystkie lokalizacje, w których John bywał, może pomyśli, gdzie właściwie nadal mógłby chodzić. A przede wszystkim zje jakiś porządny posiłek, bo suchy tost na szybko po zbyt długim wylegiwaniu się w łóżku nie był dobrym paliwem. Był to zdecydowanie najlepszy pomysł z tych, które wyprodukowała tego średnio miłego przed południa.

    Jen Walters

    OdpowiedzUsuń
  25. – Gdyby ktoś jednak miał telefon, to na pewno nie byłoby zasięgu – zauważył, wzdychając przy tym ciężko – Taka kolej rzeczy. Ktoś wyraźnie próbuje nam utrudnić wyjazd.
    Tony z wzajemnością obserwował starszego, hinduskiego mężczyznę, który na chwilę oderwał się od mapy. Chociaż nieznajomy sprawiał pozornie przyjemne wrażenie, tak dłuższe wymienianie spojrzenia zaczęło być nieco niepokojące, a Stark poczuł, jak na jego karku zaczynają formować się niewielkie kropelki zimnego potu. Raczej nie z powodu panującej na zewnątrz wysokiej temperatury.
    – Nie mamy tu czego szukać – przyznał, bez zastanowienia, i spojrzał na Robin – Musimy znaleźć jakiś komputer podpięty do sieci, wtedy uda mi się dotrzeć do nagrań z kamer. Widziałem kilka na korytarzu, w recepcji też jest ich pełno, nie mogliśmy przejść niezauważeni.
    Przynajmniej taką właśnie miał nadzieję, że ktokolwiek ich tutaj zameldował nie postanowił położyć ich do łóżka korzystając z okna lub jakiegokolwiek innego wejścia, na które raczej by nie wpadli. Istniała jednak bardzo duża szansa, że tak się właśnie zadzieje, a filmy z ochrony niczego im nie powiedzą, ale póki co nie mieli żadnego innego tropu, warto było się więc trzymać tej myśli. Przynajmniej dopóki nie wymyślą niczego lepszego.
    – Sprzedamy mój zegarek – powiedział nagle, odruchowo dotykając drugą dłonią prawego nadgarstka. Był to jeden z wielu obrzydliwie drogich, kiczowatych zegarków, które miał w swojej kolekcji, więc raczej nie będzie za nim tęsknić, a pieniądze na pewno się w tym momencie przydadzą. Potrzebowali ich na bilety, budkę telefoniczną oraz możliwość skorzystania z kafejki internetowej, Tony wiedział też, że przyda im się zamienić ubrania na wygodniejsze i mniej rzucające się w oczy. Koszulka z długim rękawem zaczynała mu bowiem nieco przeszkadzać, a podciągnięcie ich do poziomu zgięcia łokcia mogło pomóc jedynie na jakiś czas, na pewno nie na cały dzień, który mogli tutaj nawet spędzić. Nie brał bowiem pod uwagę innej opcji niż tej, że jutro ponownie znajdą się w Stanach, w jednym kawałku, bezpieczni i zdrowi, a całą sprawą zaczną zajmować się już na miejscu.
    – Znasz jakąś Sabinę? – zapytał nagle, wyciągając z kieszeni kurtki okulary przeciwsłoneczne. Zawsze miał je przy sobie, nawet podczas nocnych wyjść, bo migające flesze były po prostu oślepiające. Wolno wsunął je na koniec nosa, a następnie odwrócił się w stronę Robin, gdy wolnym krokiem wyszli z hotelowego budynku i zatrzymali się na szerokich schodach z piaskowca prowadzących w jedną stronę na parking, a w drugą na plażę.
    – Pan Stark? – niespodziewanie odezwał się niewysoki młodzieniec w jasnobeżowym uniformie, którego angielski, choć poprawny, nadal było trochę ciężko zrozumieć przez akcent – Przyprowadzić samochód?
    – Samochód? – powtórzył zdziwiony, na co parkingowy odpowiedział mu energicznym potaknięciem – Tak... samochód, poproszę.
    Tony odprowadził chłopaczka wzrokiem, wyraźnie ciekaw dalszego rozwoju sytuacji. Teraz miał już pewność, że chociaż dzwoniący faktycznie niekoniecznie brał Starka pod uwagę w planowaniu swojej gry, to był przygotowany na każdą ewentualność. Nie można było więc odmówić mu inteligencji. Niedobrze.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Dziękuję ślicznie!]

    Quicksilver

    OdpowiedzUsuń
  27. / p
    Przepraszam za jakość. Trzeba wrócić do formy!

    Ostatnie akcje, które mają miejsce w mieście, niekiedy powodowały, że człowiek tracił rachubę w wykonywaniu działań. Odpierał ataki, chronił tych niewinnych ludzi, którzy może i świadomi byli istnienia bohaterów, antybohaterów i złoczyńców wśród nich, ale nie mieli w końcu pełnej świadomości tego, jak jednego od drugiego odróżnić. Tym bardziej, że brnąca w przód, odważnie, technologia i inne aspekty dwudziestego pierwszego wieku sprzyjały nie tylko tym dobrym. Złym również.
    Niemniej nie była to sprawa ocalenia, a posprzątania, uporządkowania i wyzbycia się dowodów, jakby wykonanie było czymś złym. Punkt widzenia zależał od punktu siedzenia. Myśl, że w imię dobra dla ludzkości jeden złoczyńca został unieszkodliwiony - była ona znacznie lepsza, bardziej pocieszająca niźli to, że ktoś stracił życie. Można by było pójść ze skrajności w skrajność, uznając decyzje grupy sprzymierzającej się z Hydrą czy podobną organizacją - o której nieco więcej informacji mieli ponoć zyskać w przyszłości - była powodem tego, jak ostatnia akcja się zakończyła.
    Steve, choć na ogół zapamiętywał walki, prawie że cały ich przebieg, udział, wolał nie analizować wszystkiego, kawałek po kawałeczku. Wizja ciężaru spowodowanego tym, jak wiele ofiar spoczywałoby na jego barkach (niezależnie od bycia dobrym czy złym) nie była motywująca. Nie zmieniało to jednak faktu, że o nich wiedział.
    Jak również o tym, że ostatnimi czasy coraz częściej przeczył samemu sobie i nie czuł się z tym wyjątkowo dobrze.
    Wiedział, że Tarcza miała zamiar usunąć wszelakie dowody ich działalności, nieczystej (dosłownie) prawdy o tym, jak zwalczani byli ci przestępcy. Wiedział też, że znajdywały się osoby, które miały takie zadanie. Nie negował tych spraw. Organizacja i hierarchia nie były mu w końcu obce, a to, że niekiedy zaistniały sytuacje, w których odbiegano od danej rutyny - to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
    We własnej osobie Kapitan Ameryka postanowił sprawdzić tę część budynku, w jakiej ostatnio się znajdywał. Może nie tylko dla skontrolowania tego, jak idzie praca; prędzej dla myśli, że być może pozostały ślady, które będą mogły naprowadzić na to, z kim faktycznie mieli do czynienia. Nie dowiadywał się czy aktualnie ktoś się tam znajdywał. Wiedział tylko, że musiał być wystarczająco cichy, by nie zostać zauważonym.
    Dopiero jak dotarł do odpowiedniego miejsca, dostrzegł częściowo oczyszczone miejsce walki. To, jak doprowadzane do porządku jest to wszystko, byleby tylko tajemnice, które zawsze się piętrzyły, nie zostały wydane mediom. Ci potrafili nie jedną, nie dwie sprawy zmodyfikować tak, by wyjść na tym jak najlepiej. Manipulacja słowem od zawsze towarzyszyła i była niesamowitym przekleństwem.
    Nie zauważył jednak, przynajmniej póki co, nikogo znajomego, kogokolwiek. Przeszedł więc ostrożnie kilka metrów, mając na uwadze to, by w każdej chwili zareagować odpowiednio.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  28. Tony wpatrywał się w Robin wyczekująco, jakby nie do końca rozumiejąc informacje, które chciała mu przekazać poprzez nieskładne i wyrzucane w pośpiechu słowa. Nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej widział ją w takim stanie – zszokowaną, niepewną i przestraszoną, co sprawiło, że musiał chociaż na chwilę porzucić chłodny dystans na rzecz zdziwionego spojrzenia, którego nie mogła jednak dostrzec przez ciemne oprawki okularów. Nie dane było mu również niczego powiedzieć, uświadomić w swoim zainteresowaniu, gdyż parkingowy przyprowadził pod ich nogi nowiutkie, perłowe Audi r8 v10, które Tony sprawił samemu sobie na rocznicę... bliżej nieokreślonego wydarzenia. W każdym razie, to był jego samochód, jego śliczne, małe, superszybkie autko z rejestracją Stark10, za którą zapłacić tylko kilka dolarów więcej, wbrew temu, jak burżujsko na drogach wyglądała.
    – Dzięki – rzucił do chłopaczka, gdy obszedł auto i niepewnie pogładził jego karoserię – Stał w garażu. W Malibu. W pieprzonym Malibu, jakim cudem...
    Niepewnie wsiadł do środka i rozejrzał się po nietkniętej, wciąż pachnącej nowością kabinie. Dopiero po kilku sekundach bezczynnego milczenia spojrzał na wciąż roztrzęsioną Robin, która z trudem dawała radę usiedzieć na fotelu od strony pasażera. Tony przekręcił się tak, by mieć na nią jeszcze lepszy widok i powiedział stanowczo:
    – Clark, czy jakkolwiek masz na nazwisko, oddychaj. Ten ktoś prawdopodobnie próbuje cię tylko wystraszyć i nie możesz pokazywać, że mu się to udaje.
    Nie był pewien, czy jego słowa do niej dotarły, ale za nimi zaczął ustawiać się już sznur samochodów w kolejce do zaparkowania, więc rozmowa w cztery oczy będzie musiała poczekać.
    Tony szybko wyjechał spod hotelu, zastanawiając mimowolnie, czy jazda po indyjskich drogach nie okaże się być dla jego auta ostatnią trasą. Z całych sił próbował skupić na tym myśli, byle tylko nie pozwolić własnemu umysłowi na roztrząsanie zaistniałej sytuacji, która powoli zaczynała mieszać mu w głowie. Problem w tym, że nie dał rady, a świadomość, że Robin Clark wcale nie jest Robin Clark uderzyła w niego tak nagle, że przestał zwracać uwagę na szybkość, z jaką jechali, nawet jeśli nie do końca wiedział gdzie właściwie zmierzają. Chciał po prostu uciec od tamtego hotelu, zupełnie tak jakby miało to jednocześnie oznaczać ucieczkę od tajemniczego faceta, który wykonał telefon. Czy gdyby jednak nie on, Tony kiedykolwiek poznałby prawdę na temat Robin? Nie mógł od niej wymagać, że się przed nim otworzy, ale teraz był na tyle zirytowany, że zaczął nawet żałować pokazania jej swojego warsztatu, świątyni, do której wejście równoznaczne było z poznaniem jego sfiksowanej duszy, której cząstkę zawierał w każdym, nawet najbardziej nieudanym projekcie, jaki się tam znajdował. Ha! Miała prawo do tajemnic, ale gdyby wiedział, że z niego korzysta, sam również by to robił.
    – Nie pozwolę, żeby coś ci się stało – rzucił niespodziewanie, nieco na przekór swoim myślom, mocniej zaciskając ręce na kierownicy – Zresztą, sama na to nie pozwolisz, a potem skopiesz psycholowi dupę, gdy już go znajdziemy. On o tym wie, dlatego się ukrywa.
    To było pewne. Nieznajomy miał świadomość, że w bezpośredniej konfrontacji nie ma najmniejszych szans, więc istniała bardzo duża szansa, że jeśli spróbuje się z nimi znów skontaktować, nie zrobi tego osobiście. Tony i tak nie odebrałby kolejnego telefonu.

    OdpowiedzUsuń
  29. [ Ostatnie trzy zdania są świetne :) Ach te dołeczki <3
    Również witam i życzę dobrej zabawy :) ]

    Crystal

    OdpowiedzUsuń
  30. [Może nie popieprzona, ale na pewno ciekawa. Mam nadzieję, że sprostam w jego kreacji, ale że dobrze znam jego historię i mam kilka pomysłów na jej ubarwienie, może wyjść coś naprawdę ciekawego. Poprawiłam literówkę. Dziena.]

    Winter Soldier

    OdpowiedzUsuń
  31. Tony był na tyle dobrym kierowcą, że na rajdzie w Monako bez komplikacji pozwolono mu usiąść za kierownicą własnej wyścigówki, ale niewiele osób zdawało się pamiętać, że następujący później wypadek był spowodowany wyłącznie z winy strzelającego elektrycznymi biczami ruskiego przestępcy, a nie braku starkowych umiejętności do prowadzenia pojazdów. Panowanie nad rozpędzonym autem na nierównej, nieznanej sobie drodze mogło okazać się jednak niebezpieczne nawet dla samego Lewisa Hamiltona, a co dopiero amatora, któremu zdarzało się kilkukrotnie już robić swoje kochane samochody o słupy telefoniczne. Słowa Robin dotarły jednak do niego z opóźnieniem, chociaż po kilku pełnych napięcia minutach zatrzymał się w końcu na zjeździe z drogi, powodując jednocześnie, że tumany piaskowego kurzu wzbiły się w powietrze na krótki moment okalając samochód, by następnie zniknąć wraz z wiatrem.
    Dopiero wówczas zdał sobie sprawę z własnej lekkomyślności i tego, że mógł ją tylko bardziej przestraszyć swoim zachowaniem. Otworzył usta z zamiarem przeproszenia, podjęcia próby wytłumaczenia, zrzucenia wszystkiego na swoje zmęczenie, ale zamiast tego zdobył się na jedynie ciche, pełne wyrzutu nieskierowanego w stronę nikogo konkretnego westchnięcie. I zapewne wznowiłby jazdę, znacznie ostrożniej, gdyby w końcu nie zmusił się do spojrzenia na Robin, której wzrok utkwiony był w bliżej nieokreślonym punkcie. Tony niespodziewanie uderzył zaciśniętą dłonią w kierownicę, wyłącznie po to, by zwrócić jej uwagę.
    – Zastanów się nad tym, czy na pewno chcesz mojej pomocy – powiedział, a następnie wysiadł z samochodu. Trzasnął drzwiami tak mocno, że musiał odwrócić się i upewnić, że szyba nadal pozostawała w jednym kawałku.
    Wolno ruszył w stronę barierki stanowiącej część punktu widokowego, przy którym kilka metrów dalej kilka osób robiło sobie właśnie zdjęcie. Gdyby nie okoliczności oraz brak telefonu, Tony uznałby ten widok za całkiem urzekający, być może nawet godny uwiecznienia i wrzucenia na Instagrama, bo swój profil prowadził bardzo aktywnie. Nawet jednak zatoka oraz pływające po niej statki nie były w stanie zapewnić jego umysłowi spokoju, chwilowego relaksu, którego tak bardzo pragnął. Nie chciał się denerwować, wprawdzie do pewnego momentu nie uważał nawet by miał powód, ale widząc Robin w takim stanie... cóż, wiedział na pewno, że mają do czynienia z czymś naprawdę dużym. A ona nadal milczała, zupełnie jakby nie uznawała powiedzenia mu prawdy za pieprzoną konieczność!
    Zaśmiał się gorzko pod nosem, nie zauważając nawet gdy zaczął kurczowo opierać się dłońmi o drewnianą barierkę, na dodatek z taką siłą, że nierówności konstrukcji nieprzyjemnie wbijały się w jego palce powodując ból. W tym jednym, konkretnym momencie Tony zaczął zastanawiać się kiedy jego życie przybrało tak skomplikowany i zawiły tor, chociaż przecież sam wcale się o to nie prosił.
    Był rozdarty. Rozdarty pomiędzy chęcią zapewnienia Robin Clark, że wszystko będzie w porządku i nie powinna się o nic martwić, a niespodziewaną potrzebą samotności i przemyślenia kilku spraw. Wiedział jednak, że nie może być wobec niej nie fair tylko dlatego, że ona postanowiła być. To nie pierwszy raz, gdy ludzie go zawodzili, a jeśli zapamiętał cokolwiek z gorzkich słów Howarda, to tyle, że powinien się w końcu do tego przyzwyczaić.

    OdpowiedzUsuń
  32. To bardzo utrudniało skupienie się, chociaż ironicznie, uderzająca falami migrena powstała najpewniej właśnie od natłoku myśli i natrętnego wręcz poruszania spraw, które powinien był rzucić w cholerę. Bo czy on naprawdę miał prawo wymagać od Robin prawdy, szczerości, na którą właśnie zdobywała się przyprawiając go o ciarki oraz stopniowo opanowujące jego świadomość przeczucie, że wcale nie chciał tego wszystkiego wiedzieć? Był wobec niej niesprawiedliwy, gdy najpierw czuł się urażony jej brakiem zaufania, a później chciał jedynie by przestała mówić, zatrzymała się na chwilę, przerwała ten ciężki do przyswojenia monolog. Tony nie spojrzał na nią ani razu dopóki nie przerwała.
    – Masz we mnie przyjaciela, niezależnie od wszystkiego – powiedział w końcu. Odnosił wrażenie, że mogła potrzebować tego zapewnienia, sam zresztą również chciał usłyszeć je padające ze swoich ust, bo dopóki milczał, nic nie było jeszcze przesądzone. Mógł bez słowa odwrócić się, wsiąść do samochodu i zostawić ją tutaj zupełnie samą i pewnie nikt by go o to nie obwiniał, ale nie zdecydował się tego zrobić. Nie dlatego, że pewnie nie mógłby jutro spojrzeć na siebie w lustrze, a dlatego, że Robin go potrzebowała, a były w przeszłości momenty, w których to on potrzebował jej. Nie wiedziała o tym, nigdy jej nie powiedział, ale czasem telefon z propozycją wspólnego wyjścia nie był spontaniczną decyzją wykonaną w przypływie nagłej chęci wyrwania się z domu. Jej towarzystwo niezwykle skutecznie poprawiało mu humor, na dodatek w ten dziwaczny, niezrozumiały sposób, dzięki któremu Tony mógł na chwilę oderwać się od swojego idealnego życia. Bo chociaż to nie tak, że był zakompleksionym facetem, który tylko udawał przed innymi radość płynącą z własnej egzystencji, to po prostu to wszystko było... nieco bardziej złożone. Każdy powinien pozwolić sobie na chwile słabości, ale niektórzy mogli korzystać z tego przywileju znacznie rzadziej i tylko w określonych warunkach. Tony znalazł w Robin swoją odskocznię, przyjemność, ratunek.
    – Wszyscy robiliśmy, lub robimy rzeczy, które niekoniecznie nam się podobają – powiedział, a potem nie czekając na żadną reakcję z jej strony kontynuował: – Nie mówię jednak, że to rozumiem, akceptuję, czy popieram.
    Praca dla S.H.I.E.L.D. w takim zakresie była dla niego czymś zupełnie nowym, chociaż niestety całkiem logicznym. Domyślał się, że potrzebują tam ludzi od jeszcze brudniejszej roboty, skoro Fury nienawidził maczać swoich rąk w niczym, co mogło zostać uznane za nielegalne lub niedozwolone. Logicznym było więc, że mordercy do wynajęcia zasilą shieldowskie szeregi, ale... nigdy nie wyobrażał sobie wśród nich Robin, jak mógłby?
    – Przeszłość nie może determinować przyszłości – westchnął niespodziewanie – I co najgorsze, wygląda na to, że nie masz na swoją żadnego wpływu. Lub nie chcesz mieć. Spłacanie długów, czy to na pewno to zmusza cię do wykonywania swojego zawodu?
    Nie chciał usłyszeć odpowiedzi na zadane przez samego siebie pytanie, dlatego odczepił zaczerwienione ręce od barierki i ponownie ruszył w stronę samochodu. Ludzie robiący sobie zdjęcia zaczynali patrzeć na nich z coraz większą podejrzliwością, a Tony'emu pierwszy raz od bardzo dawna bycie w centrum zainteresowania nie sprawiało żadnej przyjemności. Dawno nie odczuwał już bowiem tak głębokiej potrzeby związanej z samotnością, ale decyzja została już podjęta, nie mógł zostawić Robin tutaj zupełnie samej, nie po tym co od niej usłyszał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewał się tajemnic, wielu skomplikowanych sekretów, o których nikomu nie mówiła, ale to... tego było po prostu zbyt wiele jak na jednego człowieka i nie był do końca pewien czy ma tutaj na myśli siebie czy ją. Nie zasłużyła sobie na takie życie i nigdy by nie pomyślał, że Robin Clark, jego Robin, może skrywać pod maską pewnej siebie, energicznej dziewczyny coś równie ponurego, coś z czym zapewne musiała zmagać się każdego dnia. Był przerażony i pełen podziwu jednocześnie, bo sam należał do tego specyficznego gatunku człowieka, który posiadał zaledwie garstkę drobnych sekretów, które prędzej czy później i tak zawsze wychodziły na jaw. Nie potrafił kłamać, niezależnie od tego, co mówili na ten temat inni ludzie – Tony był mistrzem ironii, przeinaczania prawdy oraz wybielania swoich działań, ale każdy zawsze dostrzegał w tym kłamstwo. Nauczył się być człowiekiem medialnym, takim którego życie prywatne po prostu nie istniało, chociaż w rzeczywistości wcale mu to nie przeszkadzało.
      Chyba właśnie stąd wynikało jego największe zaskoczenie. Robin nauczyła się reagować na swoje nowe imię i nazwisko, przybrała wymyśloną przez kogoś innego tożsamość i spłacała jakiś niedorzeczny dług za ocalenie życia poprzez wyciągnięcie z tamtego miejsca, o którym nie chciała się rozgadywać. Stała się zupełnie nową osobą. Tylko czy to na pewno było możliwe? Porzucenie wszystkiego, co było wcześniej.

      Usuń
  33. Tony nie dostrzegł nikogo robiącego im zdjęcie, był zbyt skupiony na ponownym dostaniu się na zakorkowaną drogę, by pozwolić sobie na chociażby chwilowe odwrócenie głowy zanim nie wyjechali na autostradę. Gdyby jednak zauważył zielony samochód z fotografem za kierownicą, prawdopodobnie nie uznałby tego za nic niepokojącego, nawet w obliczu ich aktualnej sytuacji. Był człowiekiem myślącym bardzo logicznie, takim który próbował znaleźć wytłumaczenie na każdą okoliczność, nieprzyjmującym do wiadomości, że coś może się dziać bez powodu. Wszystko miało swoje konsekwencje, a mając siedemnaście lat o efekcie motyla i jego związku z teorią pól kwantowych napisał nawet doktorat z fizyki, chociaż wiedział o tym jedynie jego profesor i zażenowany tym tematem Howard.
    – Kantor, sklep z ubraniami, spożywczak – wyliczył, gdy na horyzoncie zaczęły pojawiać się skromne budynki stanowiące część jakiegoś miasteczka. Tony żałował, że nie obudzili się w New Delhi, gdzie miał kilku kompanów biznesowych, którzy bez problemu mogli ich przyjąć pod swój dach i zapewnić wszystkie potrzebne rzeczy. Teraz nie mieli jednak nic, a potrzeba pieniędzy, nowych ubrań oraz napicia się zimnej, orzeźwiającej wody utrudniała Tony'emu myślenie, przynajmniej do czasu, gdy nie zauważył jedynego angielskiego napisu, jaki widział od początku ich pobytu tutaj. Sell&buy mogło mieć różne znaczenia, ale Stark postanowił dać lokalowi szansę, gdy polecił Robin poczekać w samochodzie, a sam ściągnął swój zegarek i wszedł do środka, jednocześnie przerywając właścicielowi oglądanie meczu piłkarskiego. Starszy Hindus z turbanem i czerwoną kropką na środku czoła bardziej pasowałby jednak do świątyni buddyjskiej, nie kapitalistycznej, ale Tony nie chciał stereotypować.
    – Yhm, zegarek? – wymamrotał niepewnie.
    – I co z tym zegarkiem? – Hindus zapytał płynnie po angielsku, uśmiechając się pod nosem w nieco pobłażliwy sposób. Tony zaśmiał się zażenowany własnym zachowaniem, a następnie utargował całkiem niezłą cenę, bo aż sto tysięcy rupii za niemal nowiutką, niezniszczoną Omegę z limitowanej edycji. Sto tysięcy rupii to nawet nie dwa tysiące dolarów, czyli jakaś jedna dwudziesta oryginalnej ceny, ale w tym momencie nie bardzo miał jakiekolwiek wyjście, musiał przystać na tę propozycję.
    Po powrocie położył kopertę z pieniędzmi na kolanach Robin. Nie ufał samemu sobie z taką kwotą, zwłaszcza, że nie do końca orientował się w panujących tutaj cenach, a urocza blondynka zawsze sprawiała przyjemniejsze wrażenie. Nikt nie posądzi jej więc o kradzież, gdy zacznie wyciągać papierki z wypełnionej nimi koperty, chociaż i tak czym prędzej powinni zaopatrzyć się w jakąś torbę, czego szczęśliwie udało się dokonać w nieco obskurnym, ale za to obfitującym w różnorodność sklepie z ciuchami. Tony był przyzwyczajony do szampana oraz zachwalania wyglądu podczas przymierzania, ale podejrzliwie patrząca zza lady ekspedientka była całkiem zabawną odmianą. Zwłaszcza gdy krytycznie spojrzała na jego wybór składający się ze zwykłej, czarnej koszulki z jakimiś paskudnymi, zielono-brązowymi mazańcami i męskich szortów khaki do połowy łydki, czyli jedynych logicznych ubrań, jakie udało mu się tutaj wygrzebać.

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Cieszę się, że trafiłam :) Może skusisz się na wącika? ]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  35. [Ktoś musi zwalać z nóg bezczelnością te niewiasty, a to ponoć ten wyjątkowy urok osobisty.]

    Bezczelny Gambit

    OdpowiedzUsuń
  36. Tony nie pamiętał już kiedy ostatni raz ubrał się w tak pozbawiony gustu strój, ale chociaż nie było mu żal, gdy zaplamił nową koszulkę dziwnym, indyjskim jedzeniem, które po zawyżonej cenie kupili w jednej z budek stojących na uboczu. Żarcie smakowało bardzo dziwnie, roztaczało mocny zapach adżwanu oraz curry, przez co stawało się całkiem zjadliwie i nie wymagało zastanawiania, czy w środku dania na pewno wszystko jest martwe. Robin zdawała się nie podzielać jego podejrzanego entuzjazmu względem barowej indyjskiej kuchni, gdyż od swojej porcji oderwała się raczej szybko. Tony zaskoczony podążył za nią wzrokiem, gdy odebrała telefon w budce z zieloną słuchawką, służącą do przeprowadzania rozmów lokalnych. Dwie obok miały szare słuchawki i wielki napis international na szklanej szybie, chociaż w porównaniu do tej pierwszej wyglądały na nigdy nieużywane. Stark musiał jednak zrezygnować ze skorzystania z telefonu, gdyż Clark niespodziewanie pomknęła biegiem za jednym z mężczyzn, który kilka sekund temu niepozornym spacerowym chodem wszedł w boczną uliczkę. Zaklął pod nosem, gdy odrzucił na drewniany blat stolika talerzyk z niedokończonym żarciem i ruszył za nią, jednocześnie zauważając, że wybiegająca z budynku kobieta robi dokładnie to samo. Tony wiedział, że w takiej sytuacji liczyła się każda sekunda, ale i tak postanowił przystanąć przy swoim aucie, gdzie w chronionej kodem linii papilarnych skrytce przezornie trzymał broń. Audi potrafiło wykonywać naprawdę dziwne i szczegółowe zamówienia, jeśli tylko zapłaciło się odpowiednio dużo.
    – Clark! Zaczekaj! – zawołał za nią, jednak zdawało się, że zupełnie go nie słyszała. Nic dziwnego, oboje wpadli na jakiś pieprzony bazar, gdzie kolorowo ubrani ludzie tłumnie darli się na siebie nawzajem przy straganach i ściśle zajmowali wąską uliczkę, skutecznie uniemożliwiając przejście. Tony'emu w jednej chwili Robin zupełnie zniknęła z oczu, co jedynie wyostrzyło jego czujność, bo każdy szanujący się superbohater wiedział, że w tłumie ludzi powinien czuć się najmniej bezpiecznie. Tak było również tym razem, bo patrzący na niego przechodnie zachowywali wrogi wyraz twarzy, zupełnie tak jakby mieli obcym za złe, że stąpają po ich świętej, handlowej ziemi, tak bardzo z dala od zwyczajowych turystycznych punktów. Tony nie miał im tego za złe, sam chciał stąd zniknąć jak najprędzej.
    – Zwariowałaś? Nie mogłaś mnie uprzedzić? Za kim ty w ogóle... – zaczął nerwowo, gdy w końcu przystanął przy Robin, jednak nagły odgłos wystrzelenia z pistoletu skutecznie przerwał mu wpół słowa. Dziura zrobiona przez kulkę w budynku tuż obok ich głów zmusiła Tony'ego do pociągnięcia Robin we wnękę między czyimiś drzwi a wysokim płotem sąsiedniego domu, gdzie potencjalny atakujący na pewno nie mógł ich zobaczyć. – Co to za ludzie i dlaczego próbują nas zabić?
    Stark spodziewał się zobaczyć panikę, uciekających w popłochu ludzi, a zamiast tego wszyscy zdawali się bezproblemowo kontynuować swoje zakupy, zupełnie tak, jakby podobne zdarzenia stały się już codziennością. I może rzeczywiście tak było, bo im dłużej Tony rozglądał się dookoła, tym więcej charakterystycznie wyżłobionych dziur w ścianach widział. Pierwszy raz od długiego czasu poczuł jak ogarnia go nieprzyjemne, pełne niepewności uczucie strachu, przez które odbezpieczył pistolet i ostrożnie wychylił głowę, by zbadać otoczenie.

    OdpowiedzUsuń
  37. – Jameson ci nie wybaczy, jeśli przez ciebie tu zginę, a on nigdy więcej nie będzie mógł wstawić mojego nagiego zdjęcia na okładkę – zapowiedział, pozwalając na to, by Robin pociągnęła go w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie podejrzewał, by opuszczanie kryjówki po zaledwie kilku minutach ukrywania się było rozsądne, ale... no dobra, jak się okazało miał stuprocentową rację, bo mężczyzna z bronią już czekał na nich na ulicznym rozdrożu. Stark nie miał jednak niestety okazji, by wytknąć Clark ten niebezpieczny ruch, bo po chwili dołączyła do nich nieznajoma kobieta w wielkich okularach przeciwsłonecznych, która rzuciła coś do reszty grupy w niezrozumiałym dla niego języku. Tony zmrużył oczy, by po chwili otworzyć je szeroko i ze świstem wciągnąć do płuc gorące, morskie powietrze.
    – Ja cię znam – wydusił nagle – To było... na konferencji...?
    – Wykład na MIT o mezonach – wyjaśniła z uśmiechem, a w jej głosie nie dało się usłyszeć nawet jednej sylaby zabarwionej akcentem. Ale właściwie czego się spodziewał? Musieli mieć do czynienia z profesjonalistami w każdym aspekcie, inaczej nie daliby się tak łatwo podejść.
    – Chciałem zadzwonić...
    – Numer i tak był fałszywy – ucięła krótko, wyciągając z kieszeni marynarki papierosa. Wtedy Tony przypomniał sobie, że paląc jednego na uczelnianym balkonie przedstawiła mu się jako Sara Kravek, jednak nie był do końca przekonany, czy to na pewno jej prawdziwa tożsamość. Brzmiało... obco, ale zapewne miała w przygotowaniu całkiem sporo fantazyjnych fałszywych nazwisk, tacy jak ona zawsze mieli, a Tony czuł się lekko zażenowany – kolejny raz okazało się, że kompletnie nie potrafi wybierać sobie łóżkowych partnerek. Nawet jeśli sam seks był całkiem niezły, skoro udało mu się zapamiętać personalia partnerki, co wcale nie zdarzało się często.
    Nikt zdawał się jednak nie być zainteresowany rozmową między Tonym a Sarą, gdyż mężczyzna z bronią zwrócił się po ukraińsku do Robin, używając jednak imienia Sabina, by zwrócić jej uwagę. Stark niepewnie spojrzał na swoją towarzyszkę, szukając u niej jakiejkolwiek reakcji, która mogłaby pomóc mu w częściowym chociaż zrozumieniu rozmowy. Dostrzegł jedynie jej sztywniejące na dźwięk dawnej tożsamości ciało, zupełnie tak, jak miało to miejsce, gdy zadał swoje niepewne pytanie dotyczące pozdrowień. Tony wiedział jedynie, że Sabina nie żyła, ale za tym prostym, krótkim zdaniem kryło się znacznie więcej i był pewien, że ten szczególny kawał jej przeszłości stał się głównym determinantem teraźniejszości. I mógł być powodem porwania.
    Gdy mężczyzna kolejny raz odezwał się do Robin, Tony nie mógł dłużej patrzeć na jej mękę. Musieli mówić coś złego, przez co po części cieszył się, że niczego nie rozumiał.
    – Czego właściwie od nas chcecie? – zapytał nagle, nie dając Clark szansy na odpowiedzenie rozmówcy.
    – Odpowiedzi później – odpowiedział mu dotychczas milczący głos, gdy wolno mijali kolorowe uliczki niewielkiego, indyjskiego miasteczka, w którym ludzie zdawali się nie zwracać uwagi na grupę kolesi celujących w innych bronią.

    OdpowiedzUsuń
  38. [Co prawda książki nie czytałam, ale cieszę się, że kogoś zadowoliłam i jakoś to się udało, yeah!
    Tom <3]
    Rudowłosy Rudolf

    OdpowiedzUsuń
  39. – Hej, zastanawiam się – powiedział nagle Tony – Skoro chcieliście nas złapać, to nie łatwiej było zrobić to w trakcie kłucia nas w szyję i wywożenia do Indii?
    – Jakiego kłucia w szyję? – zapytała Sara, nie odrywając wzroku od telefonu komórkowego, którym przed chwilą zaczęła się bawić. Stark zastanowił się nad jej pytaniem, jednocześnie próbując zerknąć przez ramię kobiety na niewielki, popękany ekranik, na którym szybko wystukiwała słowa w języku francuskim. Tony odczytał część wiadomości, gdy nagle poczuł gwałtowne szarpnięcie do tyłu, gdy przyłapano go na podglądaniu. Dalsza część drogi przebiegła w ciszy, przynajmniej z jego strony, bo pozostali wymieniali się między sobą krótkimi zdaniami pozbawionymi konkretnego wydźwięku, więc równie dobrze mogli rozmawiać o pogodzie. Niestety nie spodziewał się, by to rzeczywiście palące ich ciała słońce było tematem prowadzonej konwersacji, gdyż spojrzenie posłane mu jakiś czas później przez Sarę sprawiło, że mimo wysokiej temperatury po jego karku spłynął zimny pot. Niezależnie dla jakiego zbira pracowała, Tony wiedział już dlaczego została zatrudniona.
    Nieznany język drażnił jego uszy i skutecznie powodował, że uczucie niepewności oraz zagrożenia wzrastało z każdą kolejną sekundą. Nie wiedział na czym stoją, czego właściwie może się spodziewać i o co w tym wszystkim chodzi, a obawiał się, że wraz z kolejnym zadanym przez niego pytaniem facet z kiczowatymi złotymi zębami w końcu zdzieli go w twarz. Na dodatek jego własnym pistoletem, na którego rzecz postanowił zamienić swój stary sprzęt, widocznie doceniając kunszt własnoręcznie zaprojektowanej maszyny. Po tym jak masowa produkcja wojskowego oraz policyjnego sprzętu została w Stark International wstrzymana, Tony zajął się budowaniem zabawek wyłącznie dla samego siebie. A dużym plusem takiego działania było wbudowanie w każdą pojedynczą sztukę czytnika linii papilarnych na spuście, który uniemożliwiał używanie przez nieautoryzowane jednostki Ale mężczyzna raczej o tym nie wiedział, inaczej nie byłby na tyle głupi, by swojego starego Glocka wcisnąć za pasek spodni.
    Tony postanowił jednak poczekać, w końcu nie był męską Natashą Romanoff, a zaproponowane mu przez S.H.I.E.L.D. przeszkolenie postanowił olać, bo nie podejrzewał, że kiedykolwiek znajdzie się w sytuacji, w której nie będzie mógł posłużyć się zbroją. Teoretycznie był więc całkiem nieźle przygotowany na każdy możliwy atak, w praktyce potrzebował przypomnieć sobie teraz wszystko, co Rhodey i Happy pokazali mu na ringu podczas amatorskich sparingów w jego domowej siłowni. Mężczyzna ze złotymi zębami, jako jedyny idący na tyłach, zdołał jednak przewidzieć pierwsze uderzenie Tony'ego. Nie spodziewał się jednak, że pistolet zamiast wystrzelić zablokuje spust, a Stark będzie mógł wykręcić mu rękę i uderzyć jego głową o ścianę, by ostatecznie przechwycić pistolet. Natychmiast wycelował nim w drugiego z mężczyzn, którego zmusił do położenia broni na ziemi. Gdyby tylko obaj byli na tyle przezorni, by wspólnie pilnować tyłów zamiast tworzyć jakiś pieprzony deltoid, sytuacja skończyłaby się zupełnie inaczej, ale być może wcale nie mieli do czynienia z profesjonalistami, tak jak Tony wcześniej zakładał?
    W jego myślach mimowolnie zaczęła odtwarzać się ścieżka przewodnia z Mission Impossible.
    – Okej, może jednak odpowiecie na kilka pytań? – rzucił, ukradkiem patrząc na Robin, która nareszcie mogła opuścić ręce – Chociaż właściwie mam tylko jedno, co do jasnej cholery tak właściwie się tu dzieje?!
    – Wolę czyny od rozmów – mruknął przedziałek, chwytając Robin za włosy i przyciągając ją siłą do siebie. W drugiej ręce już miał naszykowany nóż, który przytknął do jej odsłoniętego gardła na tyle mocno, że zdołał płytko przeciąć jej skórę. Muzyka ucichła, teraz jego myślom towarzyszyły wyłącznie nerwowe przekleństwa.
    – James, nie taki był plan, nie rób jej krzywdy. Za martwą niczego nam nie dadzą – ostrożnie przypomniała Sara, ale mężczyzna zdawał się zupełnie ignorować jej słowa. Tony miał dobrego cela, ale czy wystarczająco dobrego? Nie był pewien, czy powinien to sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
  40. Stres obniżał umiejętności logicznego myślenia o dobre osiemnaście i pół procenta, chociaż podobne badania przeprowadzone zostały na mózgach osób, które miały przed sobą wizję publicznego wystąpienia, oświadczyn czy oddawania do biblioteki wypożyczonej dwa lata temu książki. Ktoś powinien wziąć poprawkę na sytuacje, w których obiekt badawczy X miał przez obiekt pomocniczy Y przystawiony pistolet do skroni, ciekawe o ile procent różniłby się wówczas wynik od tego oficjalnego, powszechnie używanego i bez słowa przyjętego. Tony był geniuszem, a jednak odnosił wrażenie, że zamienił się umysłem z jakimś nierozgarniętym pięciolatkiem, na dodatek nie mówiącym po angielsku i mylącym cyferki podczas pokazywania na palcach swojego wieku. On jako pięciolatek zbudował swój pierwszy mechanizm elektryczny do zabawkowego, plastikowego robota, który po drobnych modyfikacjach potrafił mówić „jesteś moim najlepszym przyjacielem, Tony”. Teraz Starkowi też przydałby się gadający robot, bo sam nie był w stanie wykrztusić nawet słowa.
    – James, mówię poważnie. Facet wyraźnie dał nam do zrozumienia, że sam chce się z nią bawić – powtórzyła Sara, na krótki moment zaskarbiając sobie uwagę Przedziałka, który warknął coś pod nosem. Tony nie znał Sary zbyt długo, ale w tych kilku wypowiedzianych przez nią zdaniach dostrzegł coś innego, niepokojącego, w końcu drżał jej głos, podczas gdy jeszcze chwilę temu sprawiała wrażenie najbardziej pewnej siebie kobiety, z jaką tylko można było mieć do czynienia.
    I wtedy Tony zrozumiał, zupełnie jakby nagle odzyskał swój umysł oddając dzieciakowi jego własny.
    Robin musiała mieć z tym coś wspólnego, bo przeciągłe spojrzenie wymienione z ich potencjalną oprawczynią nie było przypadkowe. Rzecz w tym, że... co ono w takim razie oznaczało? Pierwsza myśl – wiedzą coś, czego ja nie wiem. Druga myśl – Robin wie coś, czego ja nie wiem. Musiało mieć to związek z jej mutacją, której szczegółów (mimo oczywistej fascynacji) nigdy jakoś specjalnie nie dociekał, znał więc jedynie szczątkowe informacje, z których teraz przypomniał sobie chyba najważniejszą. Moc Robin najlepiej działała w ciemnościach, więc jeśli udawało się jej używać jej również teraz, w pełnym słońcu, to była cholernie potężną mutantką i powinien w końcu zacząć zdawać sobie z tego sprawę. Była też przez to ich jedyną szansą na ucieczkę.
    – Możemy się dogadać. Ile pieniędzy oferują wam obie strony? Jestem pewien, że mogę to przebić – powiedział nagle, wolno postępując krok do przodu, wciąż z pistoletem wyciągniętym w ich stronę. Zgodnie z jego przewidywaniami, cała trójka (plus przytrzymywana Robin) odruchowo cofnęła się o krok.
    – Pieniądze, Stark? Myślisz, że naprawdę zadawałabym sobie taki trud dla kilku zielonych? – zapytała Sara, śmiejąc się – Znaczy, oczywiście, pieniądze też będą, ale nie one odgrywają tutaj najważniejszą rolę.
    – Cofnij się! – wrzasnął Przedziałek, gdy znaleźli się już kilka kroków od miejsca, w którym z zakrwawioną głową leżał ich czwarty przyjaciel.
    Wielka, zawieszona nad sklepem spożywczym markiza przykryła Jamesa oraz Robin swoim zbawiennym cieniem. Tony zatrzymał się.

    OdpowiedzUsuń
  41. Gwałtownie cofnął się szukając oparcia w ścianie budynku znajdującym się po jego prawej, dokładnie z resztą tego samego, który wciąż nosił na sobie ślady krwi czwartego mężczyzny, którego imienia nie zdążyli poznać. Był otumaniony, ale nawet on wydał z siebie kilka cichych, pełnych przerażenia jęków, gdy Robin zaczęła wykorzystywać swoją umiejętność, by pozbyć się noża Jamesa z własnego gardła. Tony odsunął się jeszcze na kilka kroków, a następnie zasłonił uszy, gdy rozdzierający dźwięk zaczął wwiercać się w jego umysł powodując, że pierwszy raz odkąd sięgał pamięcią, przed oczami miał jedynie ciemną plamę pozbawioną jakiejkolwiek pobocznej myśli czy obrazu. Pustka i rosnące, niewyjaśnione uczucie przerażenia, ogarnęły go tak niespodziewanie, że musiał zacisnąć powieki i przyłożyć do nich pięści, by po ponownym otworzeniu światło słoneczne go nie oślepiło.
    Gdy jednak znów spojrzał na otoczenie, to nie nagła jasność zwróciła jego uwagę. James leżał na ziemi, a jego powykrzywiana twarz wyrażała tak wiele emocji, że Tony poczuł jak jego ciało zamiera nie będąc w stanie oderwać wzroku od martwego Przedziałka, który jeszcze chwilę temu był tak żywy, jak ptaki siedzące na liniach wysokiego napięcia i przyglądające się sytuacji. Sowy. W Indiach zwiastowały śmierć. Czy sowy w ogóle pojawiały się za dnia?
    – Co... jak... ale... – wykrztusiła Sara, jako pierwsza będąca w stanie się odezwać. Przenosiła swój wzrok z Jamesa na Robin i z powrotem, jakby chcąc dodać coś jeszcze, jednak nie do końca będąc w stanie wyjść z czymkolwiek logicznym. Tony wcale się jej nie dziwił, jemu samemu zabrakło komentarza, chociaż głównie przez to, że siłą umysłowego placebo próbował uspokoić szaleńczo bijące serce. Reaktor generował moc trzech gigadżuli na sekundę, więc kolejny naturalny bodziec zwiększający szybkość przepływu krwi w jego organizmie był raczej niewskazany. Zazwyczaj wystarczyło jednak zaledwie kilka sekund, by Tony potrafił nad tym zapanować.
    – Sara, masz swoją szansę, nie spieprz tego – powiedział w końcu, gdy skinął na nią pistoletem, który właśnie podnosił z ziemi. Kobieta nie wahała się zbyt długo, wyminęła nieprzytomnego faceta i martwego Jamesa, ostatni raz spojrzała na Robin i syknęła coś po ukraińsku, by następnie czym prędzej oddalić się w tylko sobie znaną stronę, zupełnie tracąc zainteresowanie więźniami, za których głowy miała podobno dostać naprawdę interesującą nagrodę. Wyglądało jednak na to, że nie poznają nigdy swojej ceny.
    – Dziękuję – Tony zwrócił się do Robin, chociaż nie spojrzał na nią – Dziękuję za ratunek.
    Przez chwilę zastanawiał się, czy do ich obowiązku należy teraz pozbycie się ciała Przedziałka oraz pomoc Czwartemu oraz Nieprzytomnemu, jak zaczął ich określać w myślach. Uznał jednak, że niekoniecznie, że teraz powinni w pełni skupić się na znalezieniu bezpiecznego miejsca, skąd będą mogli zatelefonować do domu i bez dalszych problemów powrócić do Stanów. Tylko dlaczego Tony odnosił wrażenie, że to wcale nie będzie takie łatwe? W ich życiu nic nigdy nie było, a nienaturalny niepokój za cholerę nie chciał go opuścić sprawiając, że mimowolnie dotknął reaktora.
    – Jak długo to trzyma? – zapytał nagle, siląc się na swobodny ton głosu, gdy postanowił ją wyminąć i ruszyć wzdłuż uliczki. Powinni szybko wrócić do samochodu, wziąć pieniądze, pojechać na lotnisko. Później wszystko wróci do normy. Tak. Na pewno tak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  42. Co właściwie było powodem jego zachowania? Sam nie był do końca pewien. Widział już różne rzeczy, począwszy od paskudnych eksperymentów na agentach S.H.I.E.L.D., na mordowaniu afgańskich dzieci przez ekstremistów skończywszy. Mutacje również zdarzały się różne, Charles na spotkaniach Illuminati bardzo lubił wymieniać się z największymi umysłami świata swoimi poglądami dotyczącymi niebezpiecznych nabytków Bractwa oraz Instytutu. Rzecz w tym, że Tony nigdy nie spodziewał się, że jego Robin może być jedną z osób, o których Xavier mógłby mieć ochotę porozmawiać, gdyby tylko się o niej dowiedział. Wywoływanie przerażenia mogło zostać uznane za niepozorną moc, za coś nieprzydatnego i niepotrzebnego, ale Stark wiedział już, że czegoś takiego nie wolno lekceważyć, nigdy. Bo on raczej się nie bał, a już na pewno nie tak bardzo, ostatni raz gdy wpakowywał atomówkę w sam środek portalu prowadzącego Thor wie gdzie, ale to było dobre trzy lata temu. Od tamtej pory unikał stresowych sytuacji, a teraz okazało się, że zupełnie nieświadomie postanowił zaprzyjaźnić się z uosobioną formą strachu, która mogła przyprawić go o zawał. Z jednej strony... chciał zobaczyć więcej, ale z drugiej przerażeniem napawała go sama myśl o tym.
    Chyba właśnie dlatego nie potrafił na nią spojrzeć, przynajmniej dopóki nie zagrodziła mu drogi. W spokoju słuchał wypowiadanych przez nią słów, konkretnie jednego, przez którego niedorzeczność musiał karcąco pokręcić głową i położyć dłoń na ramieniu Robin.
    – Możesz mnie przepraszać za tajemnice, ale nigdy więcej nie przepraszaj mnie za to, kim jesteś.
    Jego dłoń przesunęła się w stronę jej poranionego przez nóż Jamesa karku, chociaż świeża krew przestała sączyć się z płytkich, niegroźnych, chociaż na pewno bolesnych ran. Tony żałował, że to nie z jego ręki zginął tamten sukinsyn, ale w duchu cieszył się, że to jednak Robin miała tę satysfakcję z zamordowania swojego oprawcy. Żadne z nich nie było święte, a podejście do cudzego życia mieli najwidoczniej całkiem podobne. Tony nie był złym człowiekiem i wierzył, że Robin też nie jest, ale mściwość była jedną z kilku głównych cech jego charakteru, ujawniającą się zresztą z regularną częstotliwością.
    – Wszystko w porządku? – zapytał nagle, ponownie odsuwając się, gdy chował broń za pasek spodni. Wkraczali właśnie w częściową zaludnioną dzielnicę, a chociaż tym ludziom widok pistoletu widocznie zupełnie nie przeszkadzał, tak Tony wolał jednak sprawiać możliwie najlepsze pozory, na jakie tylko było go stać. Pomijając ślady krwi na ubraniu Robin, na które miejscowi zwracali mimo wszystko uwagę.
    Nie to było jednak istotne, właśnie udało im się zwiać ludziom, którzy pośredniczyli w handlu żywym towarem składającym się na ich dwójkę. Może powinni to jakoś uczcić? Najlepiej telefonem do Rhodeya i wysłaniem żołnierzy w celu zbadania sprawy, Stark niekoniecznie ufał na tym polu S.H.I.E.L.D., które jednak częściej go przecież zawodziło niż rzeczywiście pomagało. Oboje musieli się jednak nad tym poważnie zastanowić, nawet jeśli Tony o niczym innym nie marzył tak bardzo, jak o zresetowaniu swoich wspomnień z ostatnich dwudziestu czterech godzin. Część z nich i tak już przecież przepadła.

    OdpowiedzUsuń
  43. – Nie – wykrztusił Tony – Nie, nie, nie! Nie mój samochód!
    To nie była przesadzona reakcja. No może trochę, ale Stark naprawdę lubił to auto, jedyną rzecz, która sprawiała, że czuł się w tym miejscu w miarę bezpieczny. Równie dobrze po powrocie do Stanów mógł kupić sobie drugie, ale Stark10 zdążył już zająć specjalne miejsce w jego mechanicznie napędzanym sercu. Ktokolwiek je więc ukradł, na pewno tego pożałuje i słono zapłaci za każdą ryskę, która pojawi się na nieskazitelnym, perłowym lakierze sprowadzanym specjalnie z niemieckiego oddziału firmy.
    – Obudziłem się w Indiach, dowiedziałem się, że jesteś Ukrainką, prawie dostałem zawału, a teraz ktoś ukradł mi samochód – podsumował, nie mogąc opanować złości – Co jeszcze?!
    Takie rzeczy zdarzały się głównie na filmach, na dodatek tych o najniższym budżecie i praktycznie zerowym scenariuszu, ewentualnie takim pisanym na serwetce w Starbucksie. Dlatego Tony nie do końca wierzył, że deszcz, który właśnie zaczął padać z nieba, nie do końca był złudzeniem optycznym wywołanym przez jego szalejący już umysł. Gdy jednak jego ubranie zaczęło nabierać wody uświadomił sobie, że deszcz jest jak najbardziej prawdziwy i wypadałoby im znaleźć schronienie, jak najszybciej.
    Tylko tak właściwie... gdzie? Sklepy dookoła zostały magicznie pozamykane, a ulice świeciły kompletnymi pustkami. Zupełnie jakby wraz ze zmianą pogody miasteczko zamarło, bo jego mieszkańcy bali się odrobiny wody.
    – Zagubieni wędrowcy – usłyszeli nagle czyjś głos. Okazało się, że należał on do nastoletniej dziewczyny, która właśnie wyszła z jednej z alejek, sprytnie skrywając głowę przed deszczem pod rozwiązaną płachtą sari.
    – Mówisz po angielsku! Cudownie – ucieszył się Stark – Jakiś hotel w pobliżu? Najlepiej tani, bo nie wiem ile mi dadzą za autograf i pamiątkowe zdjęcie, skoro KTOŚ postanowił zostawić pieniądze w ukradzionym samochodzie – tu wymownie spojrzał na Robin.
    – Nie mam pojęcia o czym pan mówi – powiedziała dziewczyna, nadal się uśmiechając – Ale możecie mi przynieść szczęście! Znaczy, mojej siostrze, jutro jest jej wesele, a tradycja mówi, że na zabawę z młodymi trzeba przyprowadzić zagubionych wędrowców. Wtedy Mitra ześle swą pomyślność na ich związek i...
    – To brzmi cudownie – niegrzecznie przerwał jej Tony, by następnie szybko podjąć decyzję – Chętnie skorzystamy z gościny.
    Dziewczyna ucieszyła się i pociągnęła Robin za rękę, jednocześnie wyraźnie skupiając swój wzrok na jasnych włosach Clark. W miarę poruszania się na przód przeniosła swoje zainteresowanie na milczącego dotąd Starka.
    – Chyba skądś pana znam.
    – Tak, często to słyszę.
    – Och! No tak! Wygląda pan dokładnie jak Abhishek Bachchan – przypomniała sobie nagle.
    – Albo i nie tak często...

    OdpowiedzUsuń
  44. Tony nie chciałby iść do piekła z jednego zasadniczego powodu – wolał odwlec spotkanie z ojcem najbardziej, jak tylko było to możliwe. Ucieszył się więc, gdy przed ich oczami pojawił się ogromny dom ze strzelistymi oknami bardziej przypominającymi witraże niż rzeczywiste szyby mające zapewnić dostęp światła do pomieszczeń. Najwidoczniej właścicielem był ktoś bardzo bogaty, bo ten budynek wyraźnie odcinał się czystością oraz wielkością od sąsiadujących z nim na tej ulicy. Może więc szczęście w końcu się do nich uśmiechnęło? Powinni jednak zachować czujność, bo równie dobrze hinduska wesoła rodzina może ich zamordować podczas snu, z czego Tony bardzo dobrze zdawał sobie sprawę.
    – Niestety nie mogę przedstawić wam mojej siostry – powiedziała dziewczyna, do której babcia zwróciła się imieniem Rayesha – Panna młoda musi spędzić dzień poprzedzający uroczystość samotnie, żeby pomyśleć o swojej przyszłości.
    – Wielka szkoda – odparł Stark, chociaż Rayesha zdawała się nie dosłyszeć ironii w jego głosie, gdyż dalej się uśmiechała. Z resztą tak jak cała reszta zebranych osób, które zdawały się chwalić nastolatkę i patrzeć na całą sytuację, jakby odwiedził ich sam bóg Mitra zamiast wysyłać pośredników, za których ich wzięto. Tony nie miał jednak nic przeciwko, by robić za ucieleśnienie boskości, a jeśli tym ludziom ich pobyt miał później przynieść szczęście, to przecież wszyscy na tym skorzystają.
    – Mój brat da czyste ubrania...
    – Tony, to jest Robin – przedstawił ich, by następnie ostatni raz spojrzeć na Clark zanim nie zostali rozdzieleni.
    Stark widział już bardzo wiele kolorowych pomieszczeń w swoim życiu, ale żadne z nich nie było tak gustownie urządzone. Korytarz mienił się różowymi, niebieskimi, pomarańczowymi i czerwonymi zdobieniami, a – o dziwo – tworzyło to bardzo przyjemną dla oka całość, niesamowicie ciepłą i przytulną. Tak samo jak sypialnia, do której został przyprowadzony i poinstruowany przez brata Rayeshy (mówiącego jednak po angielsku trochę gorzej) w co powinien się ubrać. Długa, sięgająca niemal do kostek szata, przypominała trochę sutannę, chociaż materiał pofarbowano na biało, a czerwone, ręcznie haftowane zdobienia dodawały strojowi szyku, sprawiając, że Tony zapragnął go sobie zatrzymać. Na dodatek luźne, szerokie spodnie były niesamowicie miłą odmianą dla gryzących szortów, które były najbardziej paskudnym elementem garderoby, z jakim Stark kiedykolwiek miał do czynienia. Gdy przejrzał się w lustrze był przekonany, że teraz tym bardziej wygląda jak Abhishek Bachchan.
    Przed pokojem czekał na niego ten sam siedemnastoletni chłopaczek, który go tu przyprowadził. Uśmiechnął się z aprobatą, gdy zobaczył wybrane przez Tony'ego ubranie, a następnie poprowadził go wzdłuż jeszcze dłuższego i bardziej kolorowego korytarza, na którego końcu znalazła się kuchnia. Siedziała tam tylko Robin, chociaż po chwili zostali zupełnie sami, bo brat Rayeshy powiedział, że musi powrócić do przygotowań weselnych.
    – Powiedziałem mu, że jesteś moją żoną, bo inaczej daliby nam dwie oddzielne sypialnie – rzucił rozbawiony, siadając naprzeciwko niej przy stole – Razem jesteśmy bezpieczniejsi, bo chociaż wyglądają mi na dobrych ludzi, to lepiej nie ufać nikomu.

    OdpowiedzUsuń
  45. Kuchnia była bardzo nowoczesna, przynajmniej w porównaniu do tej części domu, którą zdążyli już zobaczyć. Lodówka z niebieskim wyświetlaczem temperatury oraz dozownikiem kostek lodu, sprawiająca wrażenie nowej płyta z termoobiegiem, teflonowe patelnie i nieskazitelne czyste garnki, a mimo tego wystrój utrzymany był w tradycyjnym stylu. Drewniane blaty, marmurowa podłoga, zwisające żyrandole, ceramiczna zastawa. Tony zawsze był fanem minimalistycznych wnętrz, typowych dla XXI wieku, ale dostrzegał pewien urok w tych wszystkich pomieszczeniach, panowało w nich domowe ciepło.
    – Wtedy chociaż moglibyśmy sprzedać twój pierścionek zaręczynowy, żeby wrócić do Stanów – zauważył, sięgając do półmiska, który stał na stole wydzielając przyjemny zapach. Lub raczej jego zawartość wydzielała, bo kiedy Tony otworzył pokrywę uderzył go mocny aromat egzotycznych przypraw, które przy barowym jedzeniu spożytym jakiś czas temu, zostałyby docenione nawet przez samego Gordona Ramseya. Zwłaszcza gdyby też dostał takie porównanie, bo tutaj chociaż wszystko wyglądało na definitywnie martwe.
    Tony wstał więc z zajmowanego miejsca i sięgnął po rozłożone na blacie sztućce. Dopiero z tej perspektywy mógł w pełni przyjrzeć się strojowi Robin, chociaż nie był w stanie wydusić z siebie żadnego nie-wulgarnego komentarza, nawet jeśli jego myśli podpowiadały mu proste „wyglądasz pięknie”. Bo wyglądała. Zupełnie wbrew sobie Tony właśnie złapał się na myśli, że w zachlapanej krwią koszulce nadal była dla niego równie atrakcyjna, chociaż uznał podobny wniosek za raczej niepokojący. Nawet dla samego siebie nie był taki wyrozumiały.
    – Bądźmy szczerzy, chcesz po prostu zapytać, czy po nagłym popisie twojej mocy wszystko już ze mną w porządku – rzucił, wracając na krzesło przy stoliku – Jak najbardziej, Clark, nie schlebiaj sobie. Przypadkiem zobaczyłem kiedyś jak Thor goli sobie klatę, nie ma więc teraz rzeczy, które mogą mnie przestraszyć.
    Przesunął w jej stronę pierwszą napełnioną miskę, bo nawet jeśli nie odczuwała głodu, to powinna zjeść i nabrać sił. Oboje byli cholernie zmęczeni tym intensywnym dniem, a chociaż Tony nie marzył o niczym więcej, jak o łóżku, tak zupa pachniała zdecydowanie zbyt smakowicie, by nie sprawił gospodarzom tej przyjemności spróbowania chociaż odrobiny. Właściwie kogo on oszukiwał, bycie prowadzonym przez grupę przestępców na pewną śmierć pozwalało dość szybko spalić zdobyte kalorie, więc był po prostu cholernie głodny.
    – Zauważyłaś, że oni nie mają pojęcia kim ja jestem? Co to za miejsce! Nie mają internetu i telewizji? – zastanowił się, kręcąc jednocześnie głową. Samo porównanie do aktora i pomyłkę nastolatki mógł zrozumieć, ale cała reszta domowników była jednak bardziej zainteresowana kolorem włosów Robin niż tym, że w ich skromne progi zawitała prawdziwa osobistość. Tony mimo wszystko nie czuł się tym specjalnie urażony, nawet jeśli sprawiał takie wrażenie, bo już dawno nie mógł poczuć się tak jak teraz. Jak człowiek, zupełnie anonimowy i wyjątkowy jedynie we własnym mniemaniu.

    OdpowiedzUsuń
  46. – Nie jestem anonimowy, jestem w pierwszej setce najlepszych gwiazd Bollywood – przypomniał jej, by chwilę później, jak na zawołanie, mała dziewczynka kolejny raz potwierdziła starkowe podobieństwo do mężczyzny zwanego Abhishek. Tony wiedział już, że bardzo chce go poznać, więc następnym razem, gdy przyjedzie do Indii, zapłaci wszystkie pieniądze, byle Abhishka na kolację biznesową wyciągnąć. A z racji tego, że Stark Industries miało zacząć inwestować w przemysł filmowy, to może nawet właśnie znaleźli swoją pierwszą twarz do reklamy produktów z serii foto, wideo, Hollywood.
    Nigdy specjalnie dobrze nie radził sobie z dziećmi, ale musiał przyznać, że te które się wokół nich zebrały, były całkiem sympatyczne i nie tak rozwydrzone, jak wszystkie amerykańskie bachory, z jakimi miał styczność. Tony pozwolił więc na dotknięcie się i kiwanie głową w rytm imienia aktora, jakby przyznając się do tego, że rzeczywiście ma na koncie kilka kasowych produkcji uwielbianych i oglądanych do porzygu w całych Indiach. Nie było to do końca kłamstwo, ale w Stanach większą furorę robiły jednak jego domniemane seks-taśmy niż kolorowe musicale. Robin miała z sytuacji niezły ubaw, a obserwowanie jej uśmiechu po całym dniu koszmarnych wydarzeń było czymś tak miłym i kojącym, że mógłby znosić towarzystwo tych dzieciaków już do końca życia. W końcu zostały jednak przegonione przez Rayeshę, która zajrzała do kuchni.
    – Przepraszam za nich, bardzo przepraszam, pewnie nikt wcześniej nie wziął pana za kogoś sławnego, ale dzieciaki uwielbiają Abhishka – tłumaczyła, wyciągając z lodówki przygotowane wcześniej jedzenie, w hurtowych niemal ilościach.
    – Nie, to rzeczywiście rzadko się zdarza, ale chyba mógłbym przywyknąć – odparł, siląc się na powagę, gdy odstawił pustą miskę zupy na kuchenną szafkę. Następnie spojrzał na trzymaną przez dziewczynę tacę – To na jutrzejsze wesele?
    – Tak, matka pana młodego powiedziała, że musi wcześniej zobaczyć rozmieszczenie jedzenia – odparła zirytowana Rayesha – Jak tak dalej pójdzie, wszystko będzie do wyrzucenia! Nastraszona kobieta.
    Dziewczyna wyszła z kuchni, a Tony spojrzał na Robin.
    – Chyba miała na myśli nawiedzoną.
    Nie zmieniało to faktu, że Rayesha była bardzo uroczą dziewczyną i gdyby nie ona, to prawdopodobnie teraz mokliby na zewnątrz, szukając darmowego automatu, który pozwoliłby im zadzwonić do domu. Spędzenie nocy w takim miejscu było przeżyciem na pewno niezapomnianym, o czym Tony wiedział już teraz, gdy kilka par oczu niepewnie zaglądało przez kuchenne drzwi próbując wejść do środka. Stark uśmiechnął się niepewnie, jednak odwrócił plecami do swojego niewielkiego stadka wielbicieli (bądź raczej wielbicieli Abhishka), bo nie pamiętał kiedy ostatnio był obiektem zainteresowania dzieci i nieco go to stresowało.
    – Mógłbym nie wracać do domu – powiedział nagle, zanim zdążył przemyśleć te słowa. Szybko musiał więc dodać: – Nie codziennie jest się mylonym z gwiazdą kina!
    Tak naprawdę nie do końca to miał na myśli, ale nie chciał by Robin poznała tę stronę jego charakteru, słabą i upokarzającą. Bo prawda była taka, że chociaż Tony miał fantastyczne życie, to jednak zdarzały się chwile, w których pragnął czegoś więcej. A jedzenie domowego obiadu w pięknym, rodzinnym i ciepłym miejscu napawało go niesamowicie sprzecznymi uczuciami, z czego niektórych nawet nie potrafił nazwać.

    OdpowiedzUsuń
  47. Tony też nigdy nie chciał mieć normalnego domu z rodzinną atmosferą, ale gdyby od czasu do czasu jego jedyny żyjący kuzyn zaprosił go na niedzielny obiad, na pewno by nie odmówił. Starkowie za bardzo cenili sobie jednak własną niezależność, więc zacieśnianie jakichkolwiek kontaktów międzyludzkich stanowiło dla nich nie lada wyzwanie. Także kuzyn Morgan zapadł się pod ziemię kilka dobrych lat temu, a Bethany tylko co jakiś czas dostarczała Tony'emu krótkie informacje na temat tego, że wszystko z nim w porządku, że na Kostaryce bardzo dobrze mu się wiedzie. Brak odzewu był w sumie lepszy od licznych sabotaży, które przeprowadzał chcąc przejąć Stark Industries. Z rodziną dobrze tylko na zdjęciach.
    – Dlatego jeśli kiedykolwiek wezmę ślub, zrobię to w Vegas – powiedział Tony, gdy Rayesha kolejny raz wybiegła z kuchni. Następnie spojrzał na Robin, by wyjaśnić: – Wyobraź sobie, najlepiej zrobić to zupełnie nieświadomie, bo wtedy nikt nie będzie miał do ciebie pretensji, że nie został zaproszony. W ten sposób Angelina Jolie prawie została Angeliną Stark, ale po pijaku pomyliła mnie z Billym Thorntonem, który miał robić za świadka.
    Tony zamyślił się, wspominając tamtą imprezę, zupełnie jakby miała miejsce wczoraj. Rzeczywiście Las Vegas było jedyną szansą Starka na wzięcie ślubu, bo gdyby miał zrobić to zupełnie z własnej woli, po ówczesnym zaplanowaniu i samodzielnym wyborze partnerki, to... no, prędzej opuściłby Ziemię i na stałe dołączył do Strażników Galaktyki. Oczywiście w Daily Bugle co jakiś czas pojawiały się informacje, że jednak ma w planach się ustatkować, ale to tylko dlatego, że obciął J. Jonah Jamesonowi dofinansowanie.
    – Nie jesteś mężatką, prawda? – zapytał nagle, uświadamiając sobie, że w świetle zdobytych dzisiaj informacji, mutacja oraz pochodzenie mogą nie być jedynymi tajemnicami, jakie skrywała przed nim Robin. Wtedy zrozumiał, że bycie mężatką nie jest najgorszą sprawą, o jakiej mógł się dowiedzieć, więc dodał tajemniczo: – Albo wielokrotną wdową?
    Niestety nie otrzymał odpowiedzi na zadane pytanie, bo brat Rayeshy wszedł do pomieszczenia i uśmiechnął się wesoło mówiąc, że zaprowadzi ich do pokoju, żeby mogli wyspać się przed weselem i przynieść im jeszcze więcej szczęścia. Tony nie miał zamiaru polemizować, bo siłę przyciągania wygodnego, ciepłego i czystego łóżka czuł już z kuchni, nawet jeśli wcale nie sprawiał wrażenia zmęczonego. Bardzo dobrze szło mu sprawianie pozorów.
    Pokój był średnich rozmiarów, cztery metry na cztery, z czego większą część zajmowało właśnie łóżko nakryte milionem poduszek wyglądających na ręcznie wyszywane. Stark podziękował chłopaczkowi, by następnie przejechać ręką po materiale okrycia i westchnąć z niesamowitą ulgą, że nie musi spędzać tej nocy na zewnątrz. Albo na lotnisku, gdyby udało im się załatwić bilety powrotne do domu.
    – Jak powiemy tym ludziom, że nie możemy zostać na weselu? – zapytał nagle Tony – Jutro wieczorem powinniśmy być już w Stanach.
    Domyślał się, że Pepper i Rhodey zaczęli już podejrzewać, że Stark nie żyje, a S.H.I.E.L.D. zaniepokoiło się losem swojej pracownicy i fundatora. Istniała więc bardzo duża szansa, że w końcu sami ich znajdą, a do tego może lepiej było jednak nie dopuścić.

    OdpowiedzUsuń
  48. Czy chciał tutaj zostać, sprawić tym ludziom przyjemność samą swoją obecnością na weselu? Rzeczywiście brał taką opcję pod uwagę, w końcu chociaż tym mogliby odwdzięczyć się za gościnę, ale istniało naprawdę wiele argumentów przeciw temu pomysłowi, którym Tony w końcu się poddał. Wiedział jednak, że jutro może kompletnie zmienić zdanie i postanowić, że wezmą czynny udział w zabawie, ale musiał się z tym przespać, przemyśleć kilka spraw i jeszcze raz spojrzeć na uradowaną Rayeshę. Chciał powiedzieć o tym Robin, zwłaszcza gdy sama wyraziła chęć spędzenia w Indiach kolejnej nieplanowanej nocy, ale wypowiadane przez nią słowa przybrały raczej zastanawiający obrót, przez co kwestia wesela przestała odgrywać nagle taką znaczącą rolę. Tony zmrużył brwi, biorąc do ręki kolejną, ręcznie wyszywaną poduszkę, na której aż szkoda będzie mu położyć głowę.
    – Nie ufasz mi? – zapytał nagle, wyraźnie zaskoczony – Naprawdę myślisz, że zostawię cię z tą sprawą zupełnie samą? – uśmiech widoczny na jego twarzy absolutnie nie mógł zostać wzięty za pozytywny grymas, raczej za złośliwe rozbawienie. Tyle razem przeszli, a Tony nadal odnosił wrażenie, że jest dla Robin nikim innym, jak kolejną, napotkaną na drodze osobą, której wystarczą jedynie szczątkowe informacje na jej temat, bo nawiązywanie bardziej zażyłych relacji niekoniecznie jest tym, czego by chciała. W porządku, na świecie istnieli również tacy ludzie, a do pewnego momentu Stark był jednym z nich, tylko zawsze patrzył na Clark jak na kogoś lepszego od niego. Zabawne, bo do niedawna podejrzewał, że nie byłaby w stanie zrobić niczego, co mogłoby go zranić, w końcu niewielu osobom do tej pory się udało.
    – Nie próbuj nikomu wmawiać, że nie chcesz, żeby coś mi się stało – dodał, przechodząc przez pokój, gdy oderwał się w końcu od miękkiej pościeli – Że nie możesz tego ode mnie wymagać, narażać mnie na niebezpieczeństwo. To śmieszne i nie fair – wytknął jej, wywracając oczami.
    Po tych słowach zostawił Robin w pokoju zupełnie samą, bo zamknął się w łazience. Na całe szczęście do spania przygotowano im ubrania z XXI wieku, bo zwykły t-shirt i dresowe spodnie leżały na wiklinowym koszu, tuż obok prowizorycznej piżamy przygotowanej dla Robin. Tony nieśpiesznie ochlapał twarz wodą, by następnie z zastanowieniem spojrzeć na swoje lustrzane odbicie, do którego z czystego przyzwyczajenia zdarzało mu się czasem coś powiedzieć. Tym razem milczał, jakby nie mogąc zdobyć się na żaden logiczny komentarz, cokolwiek wartego uwagi, bo jego podświadomość milczała nie pragnąc przekazać mu niczego ciekawego. Było to uczucie zadziwiające, bo zupełnie nowe, gdy brało się pod uwagę, że na co dzień jego umysł pracował mniej więcej pięćset razy bardziej efektywnie niż mózg normalnego człowieka. Kiedyś to zbadał, bo był ciekaw porównania.
    Chwilowe orzeźwienie minęło wraz z ponownym wejściem do sypialni. Zapach kadzidełek roznosił się po całym pokoju, a Tony nigdy nie był ich fanem, zwyczajnie go mdliły, więc zacisnął palce na dymiącej pałeczce. Aromat cynamonu prawdopodobnie będzie towarzyszył im już do samego rana, ale może chociaż część zdoła wywietrzeć dzięki otwartemu oknu. Na tym Tony próbował w pełni się skupić, całkowicie ignorując wzrok Robin, jakby w tym pomieszczeniu nie było nikogo prócz niego. Nie było to łatwe, więc w końcu zajął się układaniem pożyczonych ubrań, w pełni poddając efektowi Hawthorne'a.

    OdpowiedzUsuń
  49. Ta rozmowa do niczego nie zmierzała, więc Tony milcząc pozwolił Robin przejść do łazienki. Nie rozumiał sposobu jej patrzenia na sytuację, na jego pomoc oraz kwestię zaufania, ale z doświadczenia wiedział już, że nie każdy posługuje się identyczną logiką, z jaką działał jego umysł. Nie mógł mieć tego nikomu za złe, czasem jedynie niepotrzebnie się denerwował, chociaż w tym przypadku był po prostu zmęczony. Zmęczony swoją niewiedzą, ucieczką, całą tą chorą sytuacją, przez którą nawet nie miał ochoty wdawać się w dalszą dyskusję postanowiwszy pozostawić temat nierozstrzygnięty, chociaż dla ich wzajemnej relacji lepiej byłoby jednak dokończyć rozmowę. Nie jednak teraz, nie dzisiaj, może nawet nie w tym stuleciu, bo cała ta kwestia z nieodbieranym telefonem zaczęła stawać się coraz bardziej prawdopodobna.
    W tym samym momencie średniej wielkości pokój stał się nagle niezwykle ciasny, a Tony nie potrafił znaleźć w nim dla siebie miejsca. Na pewno nie miał zamiaru przenosić się na niewygodną, drewnianą leżankę tylko po to, by dostarczyć Robin prywatności. Bez przesady, sam potrzebował się porządnie wyspać, nawet jeśli mogłoby ją to krępować. Zanim jednak położył się do łóżka postanowił przejrzeć wszystkie znajdujące się w pomieszczeniu szafki, zupełnie jakby przewidując, że może w którejś znaleźć coś ciekawego. Okazało się, że jego podświadomy geniusz wcale go nie zawiódł, bo widocznie pokój na co dzień był użytkowany przez kogoś zupełnie innego, na co wskazywały wepchnięte to komody przedmioty. Wśród nich tablet podłączony do bezprzewodowego Internetu o modemowej nazwie.
    Tony w pozycji półleżącej usadowił się na łóżku, by następnie zająć łamaniem czterocyfrowego kodu na kilkunastocalowym ekraniku marki Apple. Nie znosił wszystkich ich drogich, kiczowatych produktów, ale widocznie w Indiach to Jobs a nie Stark świecił tryumfy sklepowej popularności, to by wyjaśniało dlaczego nikt wśród tutejszych nikt go nie rozpoznał. Powinien zwiększyć reklamę w tym rejonie świata, bo aż żal było patrzeć, że nikt nie słyszał o niesamowitej technologii, jaką jego firma mogła zaoferować.
    – Mają mnie na tapecie – rzucił, pokazując Robin zablokowany wyświetlacz iPada, na którym widniała uśmiechnięta twarz Abhishka, na którego punkcie musieli mieć tutaj obsesję. Stark przez chwilę zawiesił na niej wzrok, w swój typowo męski, bezczelny sposób, by następnie szybko powrócić do nieco bezowocnego łamania kodu. Czasem ciężko było mu walczyć ze swoją naturą, zwłaszcza gdy okazywało się, że hinduscy gospodarze za damską piżamę uznawali króciutkie shorty i obcisłą bluzkę na cienkich ramiączkach. Chyba właśnie przez to chwilowe rozkojarzenie doprowadził do zablokowania urządzenia, które zmusiło go do odczekania całych trzech minut zanim znów mógł spróbować z wpisywaniem. W końcu się jednak udało, zabezpieczenie zostało złamane, a prywatne łącze przeglądarki internetowej uruchomione, Tony mógł więc swobodnie napisać zaszyfrowaną wiadomość do Rhodeya, że wszystko w porządku, impreza się przeciągnęła, a po jutrzejszym after party znów będzie w Stanach. To musiało wystarczyć żeby uspokoić przyjaciół, bo zdradzanie czegokolwiek więcej na chwilę obecną było zwyczajnie niebezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie chciał tego wszystkiego na nowo roztrząsać, zastanawiać się co po drodze udało im się spieprzyć, ale Robin widocznie nie podzielała jego zdania, bo wypowiedzeniem tych kilku słów ponownie zmusiła go do przywołania wszystkiego, co zadziało się w ciągu ostatnich kilku niezwykle intensywnych godzin. Całe szczęście, że w panującym dookoła mroku nie była w stanie dostrzec, że przewrócił oczami, bo jeszcze odebrałaby ten gest jako lekceważący, oznaczający zirytowanie, a nie do końca to Tony chciał przekazać. O co mu więc właściwie chodziło? Czego tak naprawdę oczekiwał? Naprawdę wierzył, że mogą to wszystko od tak przemilczeć? Sam nie wiedział, chociaż za pewniak można było uznać, że próbował w jakiś sposób rozładować napięcie i niezbyt skutecznie zignorować ich dzisiejszą przygodę, jeśli tylko miało mu to pomóc w spokojnym zaśnięciu. Chociaż na tę jedną noc. Robin wcale mu tego jednak nie ułatwiła, wręcz przeciwnie, jej słowa w pewien sposób zabolały go, gdy zrozumiał że rzeczywiście, że zaledwie kilkanaście godzin temu wszystko było znacznie łatwiejsze. Tylko że głównie na tym polegało ich życie, proste i przyjemne nie miało racji bytu, bo albo oni zaczynali się tym zbyt szybko nudzić, albo los niespodziewanie przypominał im, że ścieżka, którą kroczą, nie ma nic wspólnego ze statycznym życiem szarego obywatela. A przynajmniej nie w każdym aspekcie ich życia.
    – Gorzej już nie będzie – zauważył optymistycznie, splatając palce na swojej klatce piersiowej, gdy wpatrywał się w sufit. Wiatrak leniwie poruszał się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, chociaż więcej chłodnego, przyjemnego powietrza płynęło jednak zza otwartych balkonowych drzwi niż tej przestarzałej, choć eleganckiej, klimatyzacji. – Nie obwiniam cię o to co się stało, nie obchodzą mnie twoje sekrety, brak zaufania to wyłącznie twoja sprawa. Ja nadal cię lubię, Clark – przyznał, rozbawiony swoim własnym wyznaniem, brzmiącym tak prosto i dziecinnie, że niemal surrealistycznie – Więc jeśli ty też nadal mnie lubisz, to nic innego nie ma w tym momencie znaczenia.
    Na wiatraku usiadła mucha, która przez kilka sekund plątała się między plastikowymi skrzydłami urządzenia, nie mogąc znaleźć wyjścia z tej dziwacznej pułapki. Tony uświadomił sobie, że obserwowanie otoczenia powoli go uspokaja, nawet jeśli było to zupełnie obce miejsce pozbawione jakichkolwiek znajomych elementów. Pomijając leżącą tuż obok Robin, której ciepło wyczuwał nawet pomimo kilkucentrymetrowej przerwy, jaka ich dzieliła. Wcale nie czuł się niezręcznie, nawet gdy fragmenty ich ciał spotykały się przypadkiem przy niewielkim chociaż ruchu. Chciał nawet rzucić żartem, że jeszcze nigdy nie spał obok jakiekolwiek kobiety w ubraniu, ale szybko uświadomił sobie, że rzeczywiście tak było. Robin Clark była więc pierwszą osobą, która mogła czegoś takiego doświadczyć, ale nie spodziewał się, by ta informacja była komukolwiek potrzebna do szczęścia, zwłaszcza że u niego wywoływała jedynie zakłopotanie.
    – Nie zawracaj sobie tym głowy, bo nie zaśniesz. Lepiej żebyśmy byli wypoczęci – powiedział w końcu, odwracając się do niej plecami. Łóżko było zadziwiająco wygodne, pachnące świeżą pościelą i przywołujące na myśl jakiś ekskluzywny, drogi hotel, do którego jechało się na wakacje z pragnieniem solidnego odpoczynku. Tony, gdy zamknął oczy, nie czuł się jednak ani trochę zrelaksowany, bo wydarzenia minionego dnia wizjami odtwarzały się w jego głowie nie pozwalając mu na rozluźnienie mięśni i zapadnięcie w sen. To mogła być naprawdę długa noc.

    OdpowiedzUsuń
  51. Gdzieś po dwóch godzinach bezustannego przewracania się z boku na bok przestał w końcu walczyć z chęcią zaśnięcia. Za każdym razem, gdy po pokoju ponosił się niezidentyfikowany źródłowo szmer, lub jakikolwiek inny niespodziewany dźwięk, oczy Tony'ego otwierały się szeroko, skutecznie przywracając jego ciało dot trybu kompletnego rozbudzenia. Nie miało to więc większego sensu, mimo tego że wiedział, że musi nabrać sił, więc liczył na chociażby bezczynne leżenie, które mogłoby w jakiś sposób pomóc mu w błogim i zasłużonym odprężeniu się. Potrzebował tego, cholernie tego potrzebował, szczególnie jego niespokojne myśli, ale może nawet też jego bateria, która teraz rozświetlała pokój delikatnym, bladoniebieskim światłem, przez które Tony nie potrafił sypiać przez pierwszych kilka tygodni po powrocie z Afganistanu. Teraz czułby się dziwacznie w zupełnej ciemności, za bardzo przyzwyczaił się już do przenośnej latarki umieszczonej na środku jego klatki piersiowej, by móc teraz egzystować bez niej. Zabawne, bo ostatecznie okazywało się, że samowystarczalny, egoistyczny i zapatrzony we własne odbicie Stark przywiązywał się naprawdę łatwo i doszedł nawet do wniosku, że mógłby swobodnie zasypiać przy Clark znacznie częściej i w mniej niezręcznych okolicznościach. Była to jednak myśl nieco przerażająca i na pewno niemożliwa do wypowiedzenia na głos, więc w końcu przestał wpatrywać się w tył jej głowy i odwrócił wzrok ponownie wgapiając się w okno, za którym rozciągał się widok na dziedziniec. Było gorąco. Korony drzew nawet nie drgnęły, co oznaczało, że wiatr na zewnątrz przestał istnieć. Może to i lepiej, bo istniała szansa, że w takim razie jutrzejszego dnia, wbrew wszystkim meteorologicznym przewidywaniom, mimo wszystko obejdzie się jednak bez deszczu, co zawsze było dobrym zwiastunem udanego wesela.
    Z tego statycznego, spokojnego i sennego zamyślenia dotyczącego jutrzejszej hucznej imprezy, wyrwało go ciche skrzypienie łóżka. Spojrzał w stronę łazienkowych drzwi dopiero wówczas, gdy te zamknęły się za Robin, bo do ostatniej chwili nie był pewien, czy jednak się nie przesłyszał, czy to nie jego wycieńczony mózg płata mu już figle. Lekko wgnieciony materac po jego prawej i przyjemny zapach włosów Clark były teraz jedynymi świadkami tego, że jeszcze przed chwilą leżała tuż obok. Tony spodziewał się, że szybko wróci z powrotem, ale wiatrak nad ich głowami wykonał zdecydowanie zbyt dużo okrążeń, jak na zwyczajne, nocne wyjście do łazienki, co było odrobinę niepokojące.
    Bez zastanowienia postawił stopy na chłodnej, kafelkowej podłodze, by następnie wolno podejść do drzwi i zapukać dwukrotnie. Mimowolnie oparł się ramieniem o framugę, nasłuchując, czy Robin ma zamiar mu otworzyć.
    – Clark, wszystko w porządku? – zapytał cicho, a w jego głosie dało się usłyszeć zmartwienie. To był ciężki dzień i widocznie oboje nie do końca potrafili sobie z nim poradzić, nawet jeśli podczas kolacji sytuacja zdawała się nieco rozluźnić i przybrać całkiem zwyczajny tor. Zwyczajne miało już jednak w założeniu nigdy nie powrócić, przynajmniej takie odnosił wrażenie, gdy po jego głowie krążyły ostatnie wypowiedziane przez nią słowa. Pewna część umysłu Tony'ego bardzo się jednak przed tym buntowała, a on sam czuł, że jest to myśl raczej niedorzeczna, przecież na tym polegało ich życie i pewnie nie była to ostatnia dziwna sytuacja, w jakiej się znaleźli. Tak czasem musiało już być, a oni powinni nauczyć się, jak z tym żyć.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon sponsoruje OSCORP. Przy jego tworzeniu nie ucierpial zaden pajeczak.