Kobieta w typie Wenus z Milo ma sto dziesięć kilo i metr sześćdziesiąt wzrostu.
Taka wiedza to jeden z paru powodów, dla których warto odwiedzać muzea.
Okrągły stolik w kuchni mieszkania Jessiki Jones zaanektowały dwie grube książki, cztery dawno nieaktualne już Timesy i kilka egzemplarzy prasy kolorowej pod tym wszystkim. Clint rozpoznał kawałek biustu Annie Hathaway, którego dobrą znajomość zawdzięczał ostatniemu Batmanowi. Z innych brukowców uśmiechały się kolejne celebrytki, ale ich zupełnie nie kojarzył. Oprócz tego na blacie leżało kilka pojedynczych kartek, pokrytych fantazyjnymi wzorkami i zapisanych pismem Jessiki. Na czubku piramidy dumnie prężyła się dziecięca butelka stylizowana na słonika. To przypomniało Bartonowi o Danielle. Mnóstwo rzeczy w kuchni wskazywało na jej obecność, jednak samego dziecka ani śladu. Postanowił przemilczeć pytanie. Jess wyglądała na spokojną o los swojego dziecka i wolał, żeby tak pozostało. W końcu potrzebował jej pomocy.
– Siadaj... – kobieta obrzuciła wzorkiem zagraconą kuchnię – gdzieś. Tu i tak nie ma nic, co mogłoby się bardziej zniszczyć przy upadku. Dani zrzuca wszystko w zasięgu rąk.
Sama podeszła do stolika, jednym ruchem zebrała gazety na stos - wrzuciła do wiklinowego kosza pod stołem. Błyskawicznie przejrzała ręczne zapiski, zerknęła na okładki książek, ułożyła wszystko w zgrabny stos. Zebrała ścierką drobne okruszki z blatu, gdzieś pomiędzy tym wszystkim nastawiła ekspres do kawy i wyjęła z lodówki kawałek ciasta. Zanim woda się zagotowała, zdążyła przynieść laptopa, podłączyć go, a gdy się uruchamiał, zdjęła z półki biegnącej po całej długości ściany czerwony segregator i typowo szkolny zeszyt z kilkoma animowanymi Paris Hilton w różnych wersjach kolorystycznych, opatrzonymi zbiorową nazwą „Klub Winx”.
– Witamy w agencji detektywistycznej Alias – powiedziała tonem hostessy i uśmiechnęła się jak w folderze. Zaraz jednak musiała wstać, bo ekspres do kawy zameldował wykonanie zadania.
Clint zdjął z najbliższego krzesła grzechotkę i pojedynczą, żółtą skarpetkę, najmniejszą jaką kiedykolwiek widział, żeby przełożyć je na siedzenie obok. Odwrócił swoje krzesło oparciem w stronę stołu i usiadł okrakiem. Na coś nastąpił. Schylił się po pluszową piłeczkę z malutkim dzwonkiem w środku, który pobrzękiwał z cicha, gdy mężczyzna turlał zabawką po blacie.
– Co to za zlecenie, o którym mówiłaś? – zapytał, kiedy Jessica wreszcie zajęła miejsce przy komputerze, postawiwszy uprzednio na stole dwie filiżanki kawy i mleko w ćwierćlitrowym kartonie.
– Zaginiony nastolatek. Pół roku temu miał urodziny, wyszedł z kolegami, potem każdy wrócił do domu, tylko nie on. Policja nie zdołała go odnaleźć, a po tak długim czasie uwzględniają już tylko zabójstwo. Rodzina chwyta się ostatniej deski ratunku – wyjaśniła, jedną ręką wpisując hasło do laptopa, drugą przerzucając strony w segregatorze.
Wyjęła jedną foliową koszulkę, w której znajdowało się wydrukowane czarno-białą drukarką laserową rozpikselizowany portret sztucznie uśmiechniętego chłopaka o takiej twarzy, że można było posądzać go o bliskie pokrewieństwo z wieprzem. Do człowieka upodobniały go długie włosy, sięgające ramion albo dalej, czego już nie dało się wywnioskować ze zdjęcia.
– W środku są też w lepszej jakości, przejrzyj sobie. – Jessica po zakończonej sukcesem próbie ukroiła sobie kawałek ciasta. Clint podziękował gestem. Dalej turlał pluszową piłeczkę w tę i z powrotem.
– Nie znam się na pracy detektywa, ale to zadanie nie wygląda na szczególne – stwierdził, nie odrywając wzroku od świńskiej twarzy zaginionego.
– Wykonywałam podobne dziesiątki razy – zgodziła się Jessica. – Za gorsze pieniądze. Rodzice tego tucznika uważają mnie za ostatnią nadzieję dla syna. Dwadzieścia tysięcy dostanę za samo podjęcie się zadania, bez względu na rezultat.
– A jeśli znajdziesz chłopca? – Powstrzymał się przed użyciem podobnego epitetu, co ona.
– Wtedy dostanę jeszcze pięćdziesiąt tysięcy.
– Więc dlaczego się nie zgodzisz?
– Bo minęło pół roku. Tucznik może być wszędzie. Rodzice mówią, że pokryją wszystkie koszty, ale całego pottersfield nie przekopię.
– Myślisz, że dzieciak jest na Hart Island?
– To tylko jedna z możliwości. Drugi powód, dla którego nie podejmowałam się zadania, to jego ojciec. Chodziłam z nim do liceum.
Clint nie rozumiał zależności. Ponieważ jednak sam nigdy do liceum nie chodził, postanowił zostawić temat i przy najbliższej okazji zapytać kogoś, kto skończył chociaż ten etap edukacji. Jeśli kogoś takiego znajdzie. Do bycia superbohaterem nie potrzeba matury i zaskakujące, jak wiele osób wykorzystało ten przywilej.
Wypił kawę i nabrał pewności, że wszystkie skutki działania metakwalonu już całkowicie ustąpiły. Przeszło otępienie i dezorientacja.
Ponieważ Jessica była zajęta powolnym jedzeniem karpatki czy innej kremówki, dla zabicia czasu przejrzał całą zawartość foliowej koszulki. Oprócz czarno-białego zdjęcia znalazł mniejsze, wyraźniejsze i kolorowe w formacie paszportowym. Zaginiony miał jasne włosy i niebieskie, mętne oczy, a także policzki całe usiane piegami i trądzikiem. Nazywał się Walton Jetters i w dniu zaginięcia obchodził szesnaste urodziny.
– Jednak ty potrzebujesz tych pieniędzy, więc weźmiemy zlecenie – powiedziała Jessica. Odłożyła łyżeczkę na talerz i przekartkowała zeszyt. – Muszę mieć tylko pewność, że w to wchodzisz.
– Potrzebuję tych pieniędzy.
– Oddaj mi komórkę.
Zawahał się, ale spełnił polecenie. Jess wyłączyła telefon i schowała go do mikrofalówki. Sięgnęła za urządzenie i odłączyła wtyczkę. Odetchnął z ulgą.
– Środki ostrożności – wyjaśniła i wyjęła z szuflady przestarzałą Nokię na kartę. – Ma zapisany mój numer, więcej nie będziesz potrzebował.
– Ty nie chowasz telefonu?
– Uprzejmość Quatermaina – odparła lekkim tonem. – Kiedyś przypadkiem ja upuścił, a potem zabrał się do naprawy. Nie wiem dokładanie, ile części wyjął i wymienił na szpiegowskie, ale telefon jest nie do namierzenia. I robi inne fajne przydatne rzeczy.
– Mój włożyłaś do mikrofali...
– I teraz też jest nie do namierzenia. Nie będzie cię rozpraszać.
– Jestem szpiegiem – przypomniał jej. – Mnie nic nie rozprasza.
– Jesteś Clint Barton i rozprasza cię sama myśl o tym, że ktoś może zadzwonić i zapytać, dlaczego nie infiltrujesz właśnie tych płatnych zbirów z Chicago.
Wzruszył ramionami. Miała trochę racji. Inna sprawa, że bardzo nie chciał wiedzieć, skąd Jess, oficjalnie przecież niezwiązana z SHIELD, ma wiadomości o tych z Chicago.
➠➠➠➠
Ben Jetters należał do tych uczniów, którzy w liceum są o cztery lata starsi niż koledzy z klasy. Od zawsze nieprzeciętnie wysoki, z twarzą szczerą, ale zdradzającą tendencję do wolnego myślenia. Wyrzutek. Jessica po raz pierwszy spotkała go w dziewiątej klasie. Zajmował ostatnią ławkę, wciśnięty w kąt sali. Wyraźnie górował nad zgrają czternastolatków, samemu mając prawie siedemnaście. Połowa dziewczyn się w nim kochała, ale nie miał dziewczyny. Czternastolatki są dobre w dwóch rzeczach: zmywaniu krwi i rozpoznawaniu wyrzutków. Ben Jetters był właśnie takim wyrzutkiem. Rozstali się ponownie rok później, Ben miał zmieniać szkołę. Okazało się jednak, że jest za inteligentny na placówkę dla dzieci specjalnych. Wrócił do publicznego liceum. Pierwszego dnia powtarzania jedenastej klasy, Ben Jetters po raz pierwszy poczuł, że nie jest sam. Wśród uczniów pojawił się ktoś, kto tak samo jak on odstawał od reszty. Wyrzutek. Wreszcie ktoś oprócz niego został wywołany sakramentalnym „Jessica, wyjdź na środek i przedstaw się klasie”. Potem usłyszał o jej wypadku i naprawdę chciał pomóc. Tak, jak wszyscy uprzejmi, został brutalnie odtrącony i wyszydzony przez Dziewczynę-Śpiączkę. Jednak w odróżnieniu od wszystkich, Ben Jetters nigdy nie uznał tego za osobisty przytyk i nie wymagał przeprosin. Dalej był uprzejmy, pomocny i nie ściągał na testach z fizyki. A kiedy Jessica Jones raz się nad nim ulitowała i pozwoliła mu spisać odpowiedzi, uratowała go od oblania kolejnego roku i za jednym zamachem zyskała oddanego przyjaciela. Trzymał się jej przez cały rok, a gdy zdała maturę (wciąż tkwił w jedenastej klasie) wymógł obietnicę, że będą do siebie dzwonić. Jess nie zadzwoniła nigdy, Ben nadal przysyłał kartki na święta i w jej urodziny.
Dlatego nie chciała tego zlecenia. Za każdym razem, gdy o nim myślała, czuła się paskudnie. Wiedziała już, jakie to uczucie, zawieść przyjaciela. Klamka zapadła, musiała pomóc Clintowi. Nawet jeśli będzie wiązało się to z naprawianiem błędów cholerycznej nastolatki, którą była.
➠➠➠➠
Z ciężkim sercem zapukała do domu Bena Jettersa. Mieszkał tam, gdzie w czasach liceum. Z tą tylko różnicą, że bez rodziców. Ci uznali, że syn jest na tyle dorosły, by mogli zostawić go samego i wyjechali do Kalifornii, pić herbatę z gwiazdami filmów. Mieli rację: Ben Jetters wreszcie dorósł. I nie chodziło tylko o to, że przywitał gości w szytym na miarę garniturze. Benjamin Jetters handlował używanymi samochodami, można powiedzieć, że nieoczekiwanie trafił na żyłę złota. Obecnie był właścicielem kilku dobrze prosperujących warsztatów oraz czterech punktów sprzedaży używanych aut. Jak na licealnego tępaka, poradził sobie wyśmienicie.
Mogła to być zasługa samego liceum. Zważywszy na to, że zarówno Jetters, dziś całkiem zamożny biznesmen, Parker, dziś Spider-Man i Jones, dziś bliska znajoma najbardziej liczącej się grupy superbohaterów w Nowym Jorku, chodzili przez rok do jednej klasy.
– Tak się bałem, że nie ma już żadnej nadziei – przyznał Jetters, prowadząc gości do biblioteczki. – Moja żona tego nie wytrzymała, od trzech tygodni odpoczywa w Hot Springs.
– Zrobimy, co w naszej mocy, Ben – obiecała Jessica zaskakująco delikatnym jak na nią tonem. – Jeśli jest cień szansy, na znalezienie twojego chłopaka, to ja go znajdę i przyprowadzę do ciebie.
Gdyby Clint miał gorszy wzrok, uznałby, że mu się przywidziało, jednak taka opcja odpadała. Zatem w oczach Jettersa pojawiły się prawdziwe łzy. Hawkeye zwrócił uwagę na kolor tęczówek mężczyzny; były intensywnie zielone, niepodobne to tęczówek Waltona. Całe podobieństwo między ojcem i synem zawierało się jedynie w płowych włosach.
Ben odwrócił się i otworzył kluczykiem jedną z wielu szuflad w komodzie. Po pokoju rozeszła się delikatna nuta starego drewna. Jetters wyciągnął plik kartek, przewiązany zwykłym sznurkiem, być może z braku innego materiału pod ręką.
– Jefferson, mój prawnik, wynegocjował kopię raportów z dochodzenia policji – wyjaśnił, wręczając dokumenty Jessice. Ta natychmiast przekazała je Clintowi.
Z przyzwyczajenia pobieżnie przejrzał raporty. Osiemdziesiąt procent do niczego się nie przyda, z pozostałych dwudziestu, dziesięć to teorie aspiranta Wilsona. Dobre do poczytania do poduszki.
– Możemy zobaczyć pokój Waltona? – zapytał Barton, składając dokumenty w równy stos. Jess spojrzała na niego z aprobatą i schowała wszystkie kartki do osobnej przegrody w torbie.
– Policja już go przeszukiwała, więc pewnie nic tam nie znajdziecie. Zaprowadzę was.
Przeszli przez korytarz, który przypominał miniaturową galerię. Obrazy przedstawiały głównie mgliste, nieco tajemnicze leśne i górskie pejzaże. Różniły się od wystroju reszty domu. Od dedukcji była tutaj Jones, ale Clint mógł się założyć, że akurat te obrazy należały do ulubionych Jettersa, który dużo czasu spędzał w biblioteczce, pełniącej również funkcję gabinetu, a jego żona z kolei nie przepadała za malowidłami. Wolała wazoniki, które stały w każdym kącie domu.
Pokój Waltona mieścił się na pierwszym piętrze. Chłopak był jedynakiem, dzięki czemu przypadał mu cały metraż sypialni, w której spokojnie mogłoby sypiać i odrabiać lekcje jeszcze dwoje rodzeństwa. W środku panował idealny wręcz porządek.
– Ktoś tutaj wchodził? – zapytała Jess zanim przestąpiła próg. – Oprócz policji?
– Wynieśli się po tygodniu i zostawili straszny bałagan. Mildred, nasza gosposia, sprząta tutaj dwa razy w tygodniu. Raz w miesiącu zmienia pościel. Myślę, że trochę boi się zarazków – odpowiedział Ben. Zatrzymał się w takim miejscu, żeby drzwi zasłoniły mu widok na sypialnię syna. – Pozwolicie, że was tutaj zostawię? Gdybyście mnie potrzebowali albo mieli jakieś pytania, jestem w biblioteczce. Nie wahajcie się wchodzić bez pukania. Ściany są tutaj bardzo grube i wołanie nic nie daje.
Jessica skinęła głową i położyła rękę na ramieniu Bena w pocieszającym geście. Clint od kwadransa nie mógł odgadnąć, co spowodowało tę nagłą zmianę w zachowaniu kobiety. Ponaglony jej wzrokiem wszedł do sypialni Waltona.
Brak komentarzy:
Stan Lee patrzy na to, co piszesz...
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.