Łap!
Jasne, a co to jest?
Nitrogliceryna
– To był mutant – zakomunikował Jessice, która nienerwowo zbierała z dywanu resztki okna i rozbitego dzbanka. Sądząc po kolorze plamy na ścianie, kiedyś był w nim sok pomarańczowy.
– To mógł być mutant – sprostowała. – Równie dobrze to mógł być udawany mutant.
Położyła na niskim, kawowym stoliku (musiała go odwrócić, kiedy Clint podziwiał widoki z dachu) opakowanie po tic-takach. Zamiast cukierków w środku znajdowały się drobne różowe kryształki.
– Co to jest? – Clint wziął pudełeczko w dwa palce i obejrzał ze wszystkich stron.
– MGH.
Mutants' Growth Hormone. Doskonały przykład tego, jak półświatek znajduje świetne zastosowanie dla odpadków z pracy naukowców. A później wzrasta liczba porwań młodych mutantów. Jessica parę razy obserwowała proces pozyskiwania narkotyku. Po pierwszych trzech przestała wymiotować.
– To jest MGH?
– To może być MGH. Od tego dużo zależy.
– W takim razie przekonajmy się. – Hawkeye otworzył pudełeczko.
– Nie! – Jess zatrzymała rękę przyjaciela. – Powiedz mi, że nie jesteś tak głupi.
– To jest jedyny sposób. – Spróbował się wyrwać, ale nie miał szans w starciu z jej supersiłą. – Ty ryzykowałaś na mecie, ja zaryzykuję z MGH.
– Ale wizyta na mecie była wliczona w cenę. Ja takie rzeczy robię codziennie, w dodatku mieliśmy osłonę w osobie Cage'a i...
– Jess – zaczął delikatnie. Zamiast się szarpać, wolną ręką odgarnął jej włosy za ucho. – Próbujesz powiedzieć, że masz większe prawo do ryzyka niż gość, który zajmuje się skakaniem z dachu na dach z łukiem w ręku. Dajże spokój, to ryzyko wliczone w cenę.
– Cenę czego? – zapytała, patrząc na niego tak, jak małe dziewczynki czasami patrzą na starszych braci. Jakby zaraz miała mu przywalić dla jego własnego dobra.
– Powiedzmy, że przyjaźni. – Clint oswobodził rękę, otworzył wieczko i wytrząsnął trochę proszku na rękę. Nagle się zawahał. – Masz zapalniczkę?
Jessica przez chwilę nie wiedziała, co robić. Patrzyła to na Clinta, to gdzieś w przestrzeń. Powoli sięgnęła do kieszeni i podała mu zapalniczkę.
Hawkeye skrzesał płomień i zbliżył do narkotyku. Zgasił go już po trzech sekundach.
– Coś się stało? – zaniepokoiła się Jess.
– Owszem – odparł posępnym tonem. Następnie uniósł rękę do ust i zanim kobieta zdążyła krzyknąć, duża dawka MGH znalazła się na języku agenta.
– Oszalałeś?! Mało masz ostatnio odlotów?
– Weź sobie trochę na uspokojenie – poradził Clint wyjątkowo przytomnym tonem.
Nieufnie nabrała na palec parę drobinek i oblizała. Kiedy rozpoznała substancję, nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać.
– Kiedy się zorientowałeś?
– Nie zauważyłem, żeby którykolwiek z nich miał to w rękach. Więc strzelałem, że to nie MGH. Czyli mutant był prawdziwy.
Jessica pokiwała głową i nasypała sobie na dłoń więcej pokruszonych landrynek. Normalnie nie przepadała za truskawkowymi, ale te były nawet smaczne.
Z mała pomocą Clinta doprowadziła mieszkanie do względnego porządku. Hawkeye wyjął z ramy okna resztki szkła i za pomocą garści gwoździ oraz paru koców zasłonił pustą ramę. Szyba i tak będzie najwcześniej jutro. To oraz plama po soku, która uporczywie nie chciała zejść, stanowiły jedyne ślady bójki.
– Weź trochę ubrań, przenocujesz u mnie – zarządził, odkładając młotek na bok.
– Pewnie masz już mnie dość...
– To nie zmienia faktu, że oni mogą wrócić. Załatw Danielle opiekę na jedną noc, rano po nią pojedziesz.
Jessica nie oponowała. Myślała przede wszystkim o tym, że gdyby rzeczywiście tutaj wrócili, jej córka nie byłaby bezpieczna. W świetle tego argumentu wszystkie inne traciły na znaczeniu.
➠➠➠➠
Krople deszczu spływały po szybach samochodu, akompaniując i tak deszczowej piosence Pink Floyd. Większość piosenek tego zespołu dało się rozpisać na opady atmosferyczne. Jessica rejestrowała otoczenie tak, jakby było jedynie realistycznym snem. Miała półprzymknięte powieki i nie odzywała się.
Clint obudził ją dopiero na parkingu, gdy zatrzymał samochód. Zabrała torbę, wysiadła i przeciągnęła się.
– Chyba ktoś do ciebie – wskazała na stojącego przy wejściu do bloku mężczyznę o wyglądzie typowego bandziora. Palił papierosa, nie pierwszego, sądząc po petach leżących dookoła jego stóp. Hawkeye rozpoznał w nim Siódemkę. Przyszło mu do głowy, że nie pogniewałby się, gdyby choć raz czekał na niego śpiewający telegram.
Dał klucze Jessice i podszedł do Siódemki. Ten bez słowa skierował się w wąski zaułek między budynkami. Przez drobne obniżenie terenu zebrało się tam wody prawie po kostki. Pływały w niej śmieci wyrzucone przez bezdomne koty z dużych kontenerów. Taka sceneria najwidoczniej odpowiadała Virgilowi, który we własnej osobie stał przy końcu zaułka. Za nim dwóch starszych Afroamerykaniów; jednego znał z mieszkania Cherry, drugi mógł być jego bratem bliźniakiem.
– Pieniądze – powiedział Virgil, robiąc krok do przodu.
– Mam czas do wtorku. Nie było mowy o zmianie reguł.
– Ale je zmieniłem. Bo to ja dyktuję warunki. Pieniądze.
– Nie mam ich przy sobie – odpowiedział Clint, chociaż zdążył zrozumieć, że rozmowa jest tylko pozorna.
– Posłuchaj – Virgil stanął tak blisko, że Hawkeye czuł jego oddech na twarzy. – Potrzebuję pieniędzy. A ty chcesz uratować życie jednej suczce. Taki jest układ.
– Mało sprawiedliwy – zauważył Clint, stając szerzej na nogach. Wiedział, co zaraz nastąpi.
– Sprawiedliwość jest dla turystów – warknął Virgil i rzucił się na agenta jak w zapasach.
Wbrew zamierzeniom Virgila, Barton nie upadł. Po chwili on sam zaliczył bliskie spotkanie z ziemią. Dwaj ochroniarze gangstera wyciągnęli błyszczące Colty. Minutę później dwa Colty bez magazynków upadły obok swoich właścicieli. Clint miał naprawdę paskudny humor i nie zamierzał po raz drugi tego dnia uważać, by nikogo nie skrzywdzić. Zbierał się już do odejścia, kiedy Virgil stanął na nogach i niecelnie wymierzył cios. Jego pięść minęła czoło Clinta, ale trzymał coś ostrego, może kawałek szkła, co rozcięło łuk brwiowy. Mocne kopnięcie pozbawiło Virgila przytomności.
– A ty? – zwrócił się Clint do Siódemki. – Nie zamierzasz mnie pobić?
– Po co? – Siódemka wzruszył ramionami. – Nikt z nich nie zdoła sobie przypomnieć, że nie walczyłem, powiem, że też oberwałem. Ja się w to nie angażuję.
– No ty popatrz, a z moich obserwacji wynika coś zupełnie innego.
– Robię, co muszę – westchnął Siódemka i oparł się o mur. – To rodzinny interes, ale mnie nie kręci. Po prostu nie mam wyboru.
– Masz wybór. Nikt cię nie widzi, możesz obrobić im kieszenie, kupić bilet do Kentucky i Siódemka przestanie istnieć.
– Zostanę – odparł i zerknął na swoje ubranie. Westchnął, po czym osunął się w dół po murze, siadając w kałuży wody i odpadków.
– Właśnie wybrałeś – poinformował go Clint.
– Daj spokój, nie jesteś z programu resocjalizacji. Zgłoś się gdzieś, gdzie ci uświadomią, że świat jest gówniany. Chcesz, to mogę nawet zacząć. Powiem ci prawdę o Cherry: jest zakochana w Virgilu i dla niego robi numery z niewinną dziewczyną w rękach gangu. Ktoś płaci Virgilowi, a ona po paru dniach wraca. Takie zawsze wracają.
➠➠➠➠
– Długo ci to zajęło – powiedziała Jess. Stała w kuchni przy zlewie. Widocznie czuła się w moralnym obowiązku posprzątać stos nieumytych kubków. – Jesteś cały mokry... I krwawisz!
Clint spojrzał na swoje odbicie w przeszklonej szafce. Z rozcięcia pociekło tyle krwi, że wyglądało to, jakby ktoś postrzelił mężczyznę w głowę. Zbliżył palce do rany, ale Jessica złapała go za rękę.
– Nie dotykaj! Chodź, zrobię z tym porządek. – Pociągnęła Clinta w stronę łazienki.
Znów była bardzo delikatna. Jak w rozmowie z Jettersem, a może jeszcze bardziej. Powierzchownie wyczyściła skaleczenie, kazała mężczyźnie przebrać się w suche ubrania i położyć się na kanapie. Uklękła, kładąc na podłodze skromną zawartość apteczki, ułożyła na czole Clinta okład z lodu i pokazała, jak powinien trzymać. Wtedy opowiedział jej to, co usłyszał od Siódemki.
– Nie ruszaj głową – fuknęła po raz kolejny. – Bo będę musiała to zszywać.
– Oszustwo, rozumiesz? Sztuczka Virigla na wyłudzenie kasy.
– Barton, chcesz leżeć przykuty? – zdenerwowała się, poprawiając topniejący lód.
– O ile tym razem to ty będziesz bez ubrań – odrzekł, mając w pamięci sytuację jeszcze z czasów jego małżeństwa z Bobbi.
Jessica pokręciła głową. Obejrzała skaleczenie, które już krwawiło znacznie mniej. Przycisnęła nasączoną czymś gazą. Najpierw Clint poczuł zapach wódki, potem zaczęło paskudnie szczypać.
➠➠➠➠
Obeszło się bez szycia. Druga dobra wiadomość była taka, że deszcz tracił na sile, żeby zupełnie ustać kilka minut po pierwszej w nocy. Clint siedział przy otwartym oknie i obserwował światła Brooklynu. Machinalnie obracał strzałę, których mnóstwo poniewierało się po całym mieszkaniu. Przy tej czynności zastała go Jessica, kiedy zapaliła światło.
– Nie śpisz jeszcze? – zapytała, ziewając.
– Ostatnio wyspałem się za cały najbliższy tydzień – mruknął, nie przestając obracać strzały.
– Coś ci nie daje spokoju – stwierdziła i przeszła do kuchni, żeby nalać sobie wody.
– Dziwisz się? Chciałem dobrze, okazało się, że inni znowu robią mnie w balona. Zaangażowałem cię w sprawę syna Jettersa, którego już prawdopodobnie nie znajdziemy, bo jacyś idioci zniszczyli jedyną poszlakę.
– Byłeś niezłym detektywem. I, hej, masz dziesięć tysięcy dolarów! To niezła wiadomość.
– Tyle trzeba, żeby kupić licencję na Mount Everest – zauważył bez związku z całą rozmową. Miała rację, coś nie dawało mu spokoju. Jakby podświadomość chciała mu coś powiedzieć, wykrzyczeć prosto w twarz.
– Świetna mi rozrywka... Tygodnie treningu przygotowawczego, osiem stref śmierci do przejścia i ewentualność, że zabraknie ci tlenu, tracisz dziesięć kilo i wyglądasz jakby cię pół roku trzymali w piwnicy. Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać – dodała po dwóch sekundach przerwy.
Krótko po zniknięciu Jess, Clint podniósł się, zostawił strzałę na podłodze i poszedł do sypialni. Nie zapalał światła i po ciemku nadepnął na mały przedmiot. Podniósł to: kostka do gier, którą zabrał z sypialni Waltona. Hawkeye uśmiechnął się. Już wiedział.
➠➠➠➠
Jessica cieszyła się, że Clint sam zaproponował odwiezienie, ale nie rozumiała, dlaczego skręcił do domu Jettersa. Zegarek pokazywał dwunastą, kiedy wysiedli z samochodu.
– Pamiętasz, czy warsztat był wczoraj otwarty? – zapytał Barton, patrząc na kolorowy szyld z nazwą firmy Jettersa.
– Nie zwróciłam uwagi, możliwe.
Zamiast do domu, weszli do warsztatu, który mieścił się w dobudówce. Dwóch mechaników robiło przegląd wysłużonego Forda. Jeden grzebał pod maską, drugi oglądał podwozie. Clint podszedł do pierwszego.
– Pamiętasz mnie? To ja ci załatwiłem wczoraj siniaka na szczęce. Zaprowadzisz mnie do swojego kumpla?
Mechanik odparł coś bełkotliwie, co zapewne miało oznaczać „złamałeś mi szczękę”. Jednak wskazał drzwi na tyłach warsztatu.
– Clint, co my właściwie robimy? – zapytała szeptem Jess.
– Mam pewną teorię – odparł i otworzył drzwi. Za nimi kryło się małe pomieszczenie socjalne z często używaną mikrofalówką i ekspresem do kawy. Ważniejsze, że siedział tam ostatni z wczorajszych włamywaczy.
– Ładny dzień, prawda Walt? Wreszcie przestało padać.
– Dostarczycie mnie policji? – zapytał Walton Jetters.
– Gorzej, twojemu ojcu.
➠➠➠➠
Tylko ktoś o bystrym oku mógł zauważyć podobieństwo między mechanikiem, a nastolatkiem ze zdjęć. Walton schudł dobre dziesięć kilo, ściął włosy i ufarbował na czarno. Dorobił się też złamanego nosa i przytomniejszego spojrzenia. Nadal miał w sobie coś z wieprza, ale to było widać dopiero po dłuższej obserwacji. Zatrudnił się w warsztacie swojego ojca dwa tygodnie po tym, jak zaginął. Początkowo pracował parę kilometrów stąd, ale na początku miesiąca został przeniesiony. Miał fałszywe papiery, według których nazywał się Stephen Mackenzie i pochodził z Pensylwanii. Udało mu się uciec od swojego poprzedniego życia.
Nastolatkowie są mistrzami kamuflażu.
➠➠➠➠
– Dobra robota, Scully – powiedziała Jessica Jones, wkładając do portfela swoje trzydzieści tysięcy.
– Ty powinnaś być Scully – zauważył Hawkeye, siedząc już w samochodzie. – Podwieźć cię?
– Moja matka mieszka dwie przecznice stąd, przejdę się.
Potem, co zaskoczyło również samą Jess, uścisnęła Clinta. Uśmiechnął się i uruchomił silnik. Odjeżdżając, pomachał jej jeszcze przez szybę.
Patrzyła za fioletowym dodge'em i zastanawiała się, czy Hawkeye mówił poważnie, kiedy w drodze tutaj wspominał, że zawsze chciał umieć sztuczkę z kładzeniem motoru pod jadącą ciężarówką.
Przeszła może pięćdziesiąt metrów, kiedy zatrzymał się przy niej czarny citroen z przyciemnionymi szybami. Ta od strony kierowcy odsunęła się, ukazując Nicka Fury'ego.
– Zamierzałam się przejść...
– Nastąpiła zmiana planów. Wsiadaj.
Po jego tonie wnosiła, że nie ma wyboru. Usiadła na tylnym siedzeniu.
– Powiem krótko, Jones. Słyszałaś o projekcie Young Avengers?
– Słyszałam.
– A nie powinnaś.
– Wiem, że zostałam wyznaczona do koordynowania tego projektu, bo ktoś zapomniał, że nie należę już do Avengers. Czego ode mnie chcesz, Fury?
– Żebyś oficjalnie przyjęła swoje obowiązki. Wszystkie.
Zrobiła w myślach szybki rachunek sumienia. Nie była pewna, ile dokumentów odnośnie projektu podpisała jako ktoś inny, ale na pewno sporo.
– Wiedziałeś?
– Stark robi więcej zakrętasów. Zgódź się. Albo wyślę kogoś, żeby ci wybił więcej okien.
Jessica pozwoliła sobie na uśmiech. Fury sięgnął do schowka i rzucił na kolana kobiety kartę ID Jewel.
..................................................................
Mały bonus dla wszystkich, którzy dotarli aż tutaj. Wyjaśnienie wszystkich przypuszczalnie niejasnych żartów i nawiązań. Odnośnie tych żartów, to dwa są dobre, jeden śmieszny i reszta beznadziejna.
1) Hart Island - tam znajduje się zbiorowy cmentarz, na którym kończy się smutna dola nowojorskich bezdomnych. Chociaż z tymi bezdomnymi to nie warunek, tam przypuszczalnie leży też chłopiec, który dubbingował Piotrusia Pana w tej bajce Disneya, którą tak lubicie.
2) Komórki w mikrofalówce naprawdę nie da się namierzyć, bo każda mikrofalówka ma na drzwiach sprytne urządzonko, które sprawa, że podczerwień zostaje w pudełku.
3) W Skazanych na Shawshank Morgan Freeman naprawdę gra Irlandczyka, ale to wiedzą tylko ci, którzy przeczytali książkę.
4) Tekst "Tu jest Johnny" wypowiada w Lśnieniu Jack Nicholson, pomachawszy uprzednio siekierą.
5) Necronomicon to taka czarnoksięska księga wymyślona przez Lovecrafta.
6) MGH to zryty pomył, nie? Ale nie jest mój, pojawił się już w komiksach Marvela. Po zażyciu narkotyk wywołuje na jakiś czas supermoce u zwykłych ludzi.
7) Scully to bohaterka serialu Z Archiwum X. Współpracuje z agentem Mulderem, pewnie o nich słyszeliście.
Tytuł znów nie ma związku z opowiadaniem. Podtytuły jeszcze bardziej. O ile ten pierwszy jest żywcem wzięty z piosenki zespołu Strawberry Alarm Clock, to te drugie zostały wymyślone przeze mnie i mają jeszcze mniej sensu. Teraz łapka w górę, komu skojarzyło się z Larssonem?
I podziękowania dla autorki Starka, która wyjaśniła mi, jak położyć motor pod ciężarówką.
Brak komentarzy:
Stan Lee patrzy na to, co piszesz...
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.