11 maja 2013

TROUBLE IN GENOSHA: PART I

UWAGA! Zero dialogów, zero akcji, sucha relacja wydarzeń z życia Polaris z punktu widzenia jej alter-ego. Kto tego nie lubi niech omija szerokim łukiem, czytacie na swoją odpowiedzialność.



Jesteś jedną z tych osób, które nie mając o co się martwić, czują się nieswojo. Wszystko szło zgodnie z planami, a cisza i spokój, który chwilowo narastał w szeregach Akolitów powodował, że bardziej niż zwykle nastawiałaś uszu, pilnowałaś się podwójnie, przestałaś jeść w towarzystwie. Mimo chłodnego, aczkolwiek uprzejmego uśmiechu, którym nauczyłaś się operować, rzucałaś swoim towarzyszom przelotne, nieufne spojrzenia, zaś cichy głos w twojej głowie, który nie był mną, podpowiadał ci, że to jedynie cisza przed burzą. Nie możesz spodziewać się niczego dobrego, jeżeli wszystko toczy się po twojej myśli – tego właśnie nauczył ciebie los przez dwadzieścia siedem, prawie dwadzieścia osiem, lat egzystencji. Zawsze byłaś osobą, która ściąga w swoje pobliże kłopoty, nawet jeżeli ich nie szukałaś, a wręcz próbowałaś się od nich odgrodzić grubym murem, nic więc dziwnego, że doświadczenie mówiło ci, że i tym razem coś się stanie. Jak na złość nie działo się nic – uczęszczałaś na spotkania Akolitów, słuchałaś uważnie ojca, ze zbolałą miną prowadziłaś audycję radiową, a nawet udało ci się nawiązać nić porozumienia z Gargouille, chociaż z Exodusem darłaś koty od pierwszego wejrzenia. Żyłaś z dnia na dzień, tydzień po tygodniu, nawet miesiąc po miesiącu, z dziwnym przeświadczeniem, że cała ta harmonia nie pasuje do twojego życia, a długie chwile spokoju zostaną okupione terrorem i przerażeniem. Wolałaś chyba, aby ten koniec nastał szybciej niż później, męczyło ciebie oczekiwanie i udawanie, że pokój, którym żyłaś jest ci dany raz na zawsze. I w końcu się doczekałaś...
Bańka mydlana prysła wraz z podbojem Genoshy. Początkowo odbywało się to bez większych ofiar, opozycjoniści jednak skryli się w ostatnim bastionie niezależnych ludzi – na Carrion Cove, które było nie tylko furtką do władzy na państwo-wyspie, ale również pokaźnym zapleczem technologicznym, które pozwoliłoby Magneto osiągnąć pełnię władzy. Przypatrywałaś się temu wszystkiemu w milczeniu, wykonywałaś swoje zadania dość pokornie, kiedy jednak ojciec oznajmił, że bastion trzeba zdobyć za wszelką cenę, nawet jeżeli tą ceną byłyby setki niewinnych, ludzkich żyć, coś w tobie drgnęło. Przez cały czas, kiedy stałaś u boku Magneto, nie dopuszczałaś do siebie myśli, że idea supremacji mutantów, mająca na celu eksterminację rasy ludzkiej, niekoniecznie przekonuje ciebie. Zmuszałaś siebie do wierzenia w słuszność wyborów ojca, może nawet sama zaczynałaś wierzyć w jego przekonania, potrzebowałaś jednak kolejnych miesięcy na to, aby umocnić swoją wiarę. Dylemat z Carrion Cove pojawił się zbyt wcześnie, wtedy kiedy jeszcze twoje poglądy nie były umocnione, kiedy jeszcze budowane były na piasku, nie posiadały odpowiedniego gruntu, nic więc dziwnego, że w końcu zmiotła je morska fala. Byłaś hipokrytką, dopiero teraz zdałaś sobie z tego sprawę, chociaż nigdy nie byłaś skora do wytykania swoich błędów i odszukiwania wad, w jednym momencie jednak dotarło do ciebie, że chęć obrony praw mutantów przybrała złą formę.
Zdałaś sobie z tego sprawę i co? Musiałaś stanąć przed największym dylematem w swoim życiu – czy jesteś w stanie udawać, może nawet ponownie zacząć wierzyć w cudze przekonania, narażając przy tym czyjeś bezpieczeństwo tylko po to, aby utrzymać iluzję domu i rodziny, którą roztoczył wokół ciebie Magneto? Czy czyjeś życie jest ważniejsze od Twojego? Nie jest, nigdy nie było i nigdy nie będzie, mimo tego jednak sprzeciwiłaś się woli Erica. Kiedy cię zganił skrzyżowałaś ręce na piersi i stanęłaś w rogu jego gabinetu niczym obrażona dziewczynka, wpatrując się w niego nieustępliwym wzrokiem, aż zmuszony był ciebie wyprosić. A ty uciekłaś, poczułaś się przegrana, a każdy kto cię zna dobrze wie, jak nie znosić przegrywać. Tylko czy przegrałaś w walce z Magnusem czy z sobą samą...?

Ojciec chyba był wściekły na ciebie, może bardziej rozczarowany, przeszło mu jednak po dwóch miesiącach, a w  progu twojego mieszkania, w jego imieniu, pojawił się Exodus, bezceremonialnie łapiąc ciebie za ramię i wyciągając na korytarz tak jak stałaś. Nie opierałaś się, czułaś bowiem, że jest to całkowicie zbyteczne, nie walczyłaś, kiedy wbrew twojej woli mężczyzna ciągnął ciebie za sobą, a następnie wrzucił do jeepa. Przyglądałaś się mijanym budynkom, a między wami nie padło ani jedno słowo i tak, w kompletnej ciszy, podjechaliście pod willę Franka Millera. A potem, ni stąd ni zowąd, znowu zostałaś wysłana na Genoshę i chociaż twoje zamiary były całkowicie inne, chociaż dałaś wciągnąć się w akcje ratunkowe x-menów, Magneto dał ci wolną rękę i tylko kręcił z niedowierzaniem głową. Może tak jak ty wcześniej przeczuwał, że stan rzeczy zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, sęk w tym, że w jakiejś potyczce został ranny, a ty wróciłaś do niego z podwiniętym ogonem, jak to zwykłaś robić wcześniej, kiedy nagłe wyrzuty sumienia, których nie potrafiłaś uciszyć, dawały się we znaki i miałaś ochotę rzucić Genoshę w cholerę. Wróciłaś do niego z podwiniętym ogonem i byłaś gotowa robić to co każe, byle tylko go nie stracić. Nie zniosłabyś jego straty, stawiałoby ciebie to na z góry przegranej pozycji. Zostałabyś sama, mimo że zabiegałaś o samotność nigdy nie chciałaś wszystkich stracić. Nie chciałaś i nie mogłaś stracić Magneto. 
Może dlatego ignorowałaś jego triumfalny uśmiech, kiedy jego podopieczni przynosili informacje na temat stabilizacji sytuacji politycznej na Genoshy, może dlatego ignorowałaś to, że w końcu dopiął swojego i zdobył Carrion Cove, zabijając przy tym setki ludzi, może dlatego ignorowałaś sumienie, które przypominało ci o chwili zawahania tamtego felernego dnia.
Chęć bezpieczeństwa, chęć przetrwania, chęć miłości jest jednak o wiele silniejsza od sumienia. Żadne życie nie było ważniejsze od twojego, żadne szczęście nie jest ważniejsze od twojego, a jeżeli osiągając swoje musiałaś iść po trupach to już pech kogoś innego.


______________
Ah, coś w Lornie drgnęło, czas na małe zmiany, nie mogę jej trzymać w zawieszeniu tak długo. Pewne szczegóły w historii uległy zmianie, mianowicie w komiksie Polaris dopiero po ataku na Carrion Cove dowiaduje się, że jest córką Magneto, ja na potrzeby bloga i rozwoju mojej postaci ujawniłam jej tę informację znacznie wcześniej.
Druga część pojawi się... kiedyś.

Brak komentarzy:

Stan Lee patrzy na to, co piszesz...

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon sponsoruje OSCORP. Przy jego tworzeniu nie ucierpial zaden pajeczak.