12 maja 2013

Wycieczka z dziewczynami, o której nie dowie się tata [2]


- 116a. Trzeba znaleźć jakiś subtelniejszy sposób na dostanie się do środka – mruknęła Kate...
Sif przez dłuższą chwilę próbowała ponownie przyzwyczaić się do faktu, że znów stoi na pewnym gruncie. Dałaby sobie rękę uciąć, że co jak co, ale do podróży samochodem nigdy się nie przyzwyczai. Co innego przemieszczanie się pomiędzy światami za pomocą swojego miecza, przecież to było naturalne. Ale chowanie się w blaszanej puszce sterowanej kółkiem? Nie do pomyślenia. Rozejrzała się wokół, starając się odnaleźć jakąkolwiek drogę do budynku, Kate słusznie zauważyła, że nie mogą po prostu wejść głównym wejściem, bo najprawdopodobniej skończy się to dla nich kulką w łeb. 
Może i na wpół przerdzewiałe schody ewakuacyjne nie były wymarzonym wejściem smoka, ale najwyraźniej nie miały innego wyjścia.

- Sif, przypomnij mi proszę, żebym następnym razem to ja znalazła dla nas jakąś alternatywną drogę, dobrze? – powiedziała, siląc się na żartobliwy ton. 
Faktycznie, schody nie wyglądały na najbezpieczniejsze na świecie i przede wszystkim było duże ryzyko, że ich głośne skrzypnięcia słychać nawet w Asgardzie, ale innej drogi nie było. Sif weszła pierwsza. Ostrożnie stawiała kroki na kolejnych stopniach, modląc się do Odyna, by schody wytrzymały. Gdy w końcu znalazła się na jednym z ostatnich pięter, odetchnęła z wyraźną ulgą. Po chwili podała rękę Kate i pomogła jej stanąć na nogach tuż obok siebie. Wtedy właśnie miała pierwszy przebłysk racjonalnego myślenia. A co jeśli zaraz wyskoczy na nich banda uzbrojonych po zęby facetów, których jedynym celem będzie zlikwidowanie przeszkód stojących im na drodze do zamachu? One niewątpliwie były właśnie takimi przeszkodami.

- Mimo całego entuzjazmu dla tej sprawy i tego, że w tym momencie jestem chyba najszczęśliwszym człowiekiem w całym Midgardzie... Jeśli sytuacja będzie wyjątkowo niebezpieczna, wycofujesz się, tak? Nie chcę żeby Clint urwał mi głowę, za to, że coś ci się stało, Kate. Mamy umowę? - przygoda przygodą, ale jakieś zasady BHP powinny być przez nie przestrzegane, np takie, że jak ktoś próbuje cię zabić, to robisz wszystko, żeby udaremnić mu plany. Nie darowałaby sobie, gdyby coś jej się stało. Nie chodziło nawet o to, że Clint rozstrzelałby ją ze swojego łuku. Miała tą świadomość, że na czas treningu wzięła na siebie odpowiedzialność za tę dziewczynę i nie chciała, żeby choćby włos spadł jej z głowy .

      Coraz bardziej obawiała się tego, że prędzej czy później ktoś je usłyszy, co mogło sprowadzić na nie falę nieszczęść ze wściekłym Clintem na samym końcu uroczych myśli. Odgoniła od siebie wizję okropnych konsekwencji, po czym z ulgą podeszła do jednego z okien, które było lekko uchylone.
- Najwyraźniej mamy dzisiaj więcej szczęścia, niż wydawało mi się na samym początku - przyznała i podsunęła szybę nieco do góry. Materiał zaskrzypiał, zaklinował się dwukrotnie, ale w końcu został odepchnięty na tyle wysoko, że obie panie mogły wejść do środka. Korytarz był pusty, kilka stłumionych głosów piętro nad nimi, sugerowało, że dzieli ich troszkę więcej niż początkowo zakładały. Może to i lepiej, miały chwilę czasu na obmyślenie planu, który nie będzie z góry zakładał masakry strzałami i mieczem. Sprawę trzeba było załatwić po cichu, a przynajmniej tak cicho jak tylko się dało.

- Nie możemy tam po prostu wejść i ich pozabijać... - mruknęła Kate sprawdzając zawartość magazynku swojej broni. Pewnie gdyby nie okoliczności, Sif z pełnym zafascynowaniem przyglądałaby się niewielkiemu pistoletowi, który dziewczyna trzymała teraz w dłoniach. Broń palna ją fascynowała, była mała, ale potrafiła zrobić więcej zamieszania, niż miecz i łuk razem wzięte. Gdyby tylko móc użyć takich w Asgardzie... Oderwała wzrok od dłoni panny Bishop i spojrzała na oddalone od nich o dobre pięć metrów schody prowadzące na górę.

- Musimy przede wszystkim zorientować się, ile osób jest w pomieszczeniu. Jeśli niewiele, to spokojnie możemy sterroryzować ich bronią... No wiesz, nikt nie podskoczy do dwóch kobiet z mieczem i łukiem... Chyba, że wezmą nas za dwie wariatki, które uciekły z balu przebierańców albo zjazdu miłośników Władcy Pierścieni, czy czegoś takiego – dodała po chwili zastanowienia.
– Podejdziemy pod drzwi, będziemy nadsłuchiwać. Jeśli okaże się, że pod drzwiami stoi ktoś na straży, będziemy musiały ich unieszkodliwić... Jeśli będą mieli broń, strzelisz do nich z łuku, to dużo cichsze niż broń palna. Jeśli nie będą mieli... To będziemy myślały na miejscu – zakończyła ruszając przed siebie. 

      Miała dosłownie kilka minut na opracowanie planu genialnego, którego chwilowo nie miała, a to, co przed chwilą powiedziała Kate było naprędce wymyślonym scenariuszem, nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością. Nie mogły zabić nikogo niewinnego, to  w ogóle nie wchodziło w grę, z drugiej jednak strony – kto niewinny planuje atak terrorystyczny na siedzibę rządu? Powoli wchodziła po kolejnych stopniach drewnianych schodów z wyciągniętym przed siebie mieczem. Na ich szczycie odwróciła się do Kate i przyłożyła palec do ust, sugerując żeby na tą jedną sekundę zamilkła całkowicie. Wychyliła się zza rogu i odetchnęła z ulgą widząc, że na korytarzu nie ma ani jednego żywego ducha. Kate wychyliła się zaraz za nią, a Sif jedynie przewróciła oczami próbując stłumić śmiech. No tak, liczyła po cichu na to, że dziewczyna będzie spełniała jej polecenia tak, jak robiła to na treningach, ale najwyraźniej ciekawość wygrała ze zdrowym instynktem, którego obu paniom w dniu dzisiejszym zdecydowanie brakowało.

- Są w ostatnim pomieszczeniu... - powiedziała szeptem chowając broń i wyciągając przed siebie łuk. Najwyraźniej żadne formy ewentualnej dyplomacji nie wchodziły w grę. - Pójdziemy tam, staniemy po obu stronach drzwi... Spróbujemy wychwycić ile osób siedzi w środku, po czym ja wyważę drzwi... I załatwimy wszystko w pięć minut – zadecydowała Kate, a Sif powoli odwróciła się w jej stronę z lekkim wyrazem zaskoczenia na twarzy – Chyba, że ty chcesz wyważyć drzwi... Nie mam nic przeciwko... - dodała szybko robiąc przy tym niewinną minę.

      Po kilku chwilach stały już pod drzwiami, z wyciągniętym przed siebie bojowym sprzętem. Starały się ograniczyć nawet oddychanie, żeby niczym nie zdradzić swojej obecności pod siedzibą terrorystów-amatorów
Wyraźnie słyszały tylko cztery głosy. To niewiele, biorąc pod uwagę, że mógł tam siedzieć cały sztab terrorystycznych ekspertów. Dwa na dwa, to całkiem niezły wynik. Sif skinęła głową na Kate, po czym dziewczyna, z nieukrywaną radością, z całej siły kopnęła w drzwi. Asgardianka ruszyła pierwsza, zaraz za nią do pokoju wpadła Kate z wysoko uniesionym łukiem. Problem w tym, że w pokoju zamiast czterech osób, siedziało około piętnastu. Piętnastu mężczyzn uzbrojonych w broń palną.

- Damska wersja Robin Hooda i Xena Wojownicza Księżniczka? Ktoś zamawiał striptizerki? - zapytał jeden z wyraźnie oszołomionych facetów. Dziewczyny też były w szoku, nie dlatego że ktoś nazwał je striptizerkami, ale głównie dlatego że piętnaście, wycelowanych w nie luf powoli uniosło się w powietrze. Miały kłopoty.

To był idealny moment na plan b, plan awaryjny, którego oczywiście nie miały, bo przecież wszystko miało pójść zgodnie z planem. Sif stanęła nieco przed Kate, starając się zasłonić ją jak najbardziej w miarę własnych możliwości. W razie potrzeby mogła przyjąć na siebie większą część ciosów, dając jej tym samym potrzebny czas na ucieczkę. Były w martwym punkcie. Miały  za sobą otwarte drzwi prowadzące na korytarz, z którego musiałyby zbiec pięć pięter w dół po dość stromych schodach. Z drugiej strony miały przed sobą rosłych, uśmiechniętych ironicznie facetów, gotowych do strzału w każdym momencie. Jeden z nich wstał gwałtownie przez co Kate mocniej naprężyła cięciwę łuku.

- Nawet... Nie... Drgnij... - mruknęła niemal błagalnie, ale było już za późno. Strzała z łuku Hawkette wbiła się prosto w klatkę piersiową jednego z mężczyzn. Wszystkie oczy skierowały się na bruneta, opadającego powoli na kolana, a Sif uznała że to prawdopodobnie jedyny moment na ewentualną ucieczkę

– BIEGNIJ! - krzyknęła niemal wypychając Kate z pomieszczenia. Miały to szczęście, że grupka facetów była tak skołowana faktem, że ktoś postrzelił ich kumpla strzałą z łuku, że przez dłuższą chwilę nikt ich nie gonił. Niestety, kiedy stanęły na półpiętrze oddzielającym czwarte piętro od trzeciego, usłyszały za sobą głośne krzyki i tupanie ciężkich, męskich butów. Obróciły się na moment, po czym znowu zaczęły zbiegać po schodach. Walić konspirację i pokojowe nastawienie do życia, teraz najważniejsze było to, by bezpiecznie wyjść z budynku i wsiąść do samochodu. Z hukiem otworzyły ciężkie drzwi wejściowe, po czym pędem rzuciły się w stronę zaparkowanego niedaleko samochodu Bartona. Grupa mężczyzn wybiegła z budynku dokładnie wtedy, gdy ruszały z piskiem opon spod Queensbridge 116a


- Dlaczego strzeliłaś?!
- Miałam czekać, aż zrobi to pierwszy?! - Zgoda, zachowanie Kate pozostawiało wiele do życzenia, ale nie mogła czekać pokornie na to, co i tak zdawało się być już przesądzonym. Kupiła dla nich odrobinę czasu. Marny ochłap, ale wystarczający na tyle, by miały szansę dobiec do samochodu. Teraz to liczyło się najbardziej.
Niewiele myśląc, Kate przymknęła na moment oczy, zaczerpnąwszy do płuc większą dawkę świeżego powietrza. Chciała coś powiedzieć. Tak wiele myśli kłębiło się teraz w jej głowie, tworząc chaotyczny wir, którego nie sposób rozwikłać. W tym samym momencie, w czasie trwania którego otworzyła usta, by wypowiedzieć pierwsze z nasuwających się jej słów, ciszę panującą w zadbanym samochodzie przeszył głośny, przeszywający trzask.
      W towarzystwie pędu i nieplanowanych komplikacji, nigdy nie pomyślałaby o tym, co wydawało się tak banalnie oczywiste. Dopiero drobne odłamki szkła, które rozsypały się dookoła, wypełniając sobą niemal całą przestrzeń, pozbawiły łuczniczkę jakichkolwiek złudzeń. Szyba. Tylna szyba?!
Niech to szlag.
Odruchowo obejrzała się do tyłu, próbując zagłuszyć początki totalnej paniki i dezorientacji. Nie mogły sobie na to pozwolić. Nie teraz, nie tutaj.
Z piskiem opon szarpnęła samochodem, brutalnie kierując go na sąsiedni pas i zjeżdżając po chwili w najbliższą, prostopadłą ulicę.
Jedyne, co w tym momencie przebiegło jej przez myśl, to naiwne błaganie, by nikt, czy też nic nie stanęło im teraz na drodze. Kate była niemal stuprocentowo pewna, że w obliczu dodatkowych komplikacji, ich szanse diametralnie spadną.
- Sif, chwyć kierownicę – nakazała, automatycznie wychylając się do tyłu.
- Ale...
- Chwyć! - Nie mogła robić kilku rzeczy jednocześnie, choć do niedawna była przekonana, że nadaje się do tego jak nikt inny. Nic nie okazuje się tak niebezpieczne, jak przecenienie własnych możliwości. Prędzej czy później wpędzi ją to do grobu, co nie byłoby znów takie złe, gdyby tylko jej tonący statek nie ciągnął na dno dodatkowych osób. Odpowiedzialność. Kolejna ze spraw, od których włos jeżył się na głowie. Miała świadomość, że Asgardianka prawdopodobnie nigdy nie prowadziła samochodu, ale nie miały czasu na doszukiwanie się lepszych rozwiązań. Każda sekunda mogła zaważyć na wszystkim.
      Kiedy ostatkiem silnej woli zmusiła się do tego, by jakimś cudem przecisnąć się na tylne siedzenie, samochodem zarzuciło niebezpiecznie, przez co dość boleśnie uderzyła prawym ramieniem o drzwi dodge’a.
Niewiele myśląc, chwyciła za niezawodny łuk, naciągnęła cięciwę do granic możliwości i... strzeliła; wprost przez wyrwę w szkle, dzięki której przeżyje wkrótce piekło. O ile już do niego nie trafiły. Strzała pomknęła przed siebie, brutalnie wdzierając się przez przednia szybę do szoferki samochodu, z którego oddano niedawny strzał.
Hawkette starała się nie myśleć o tym, ile drobnych odłamków raniło właśnie jej kolana ani o tym, jak zdezorientowana musi być Sif, w której ręce powierzyła coś tak dziwnego, jak kierownica. Bez odrywania wzroku od ścigającego je celu, sięgnęła po kolejną strzałę, która sekundę później pędziła torem wyznaczonym przez jej poprzedniczkę.
- Błagam, jeszcze trochę – mruknęła pod nosem, nie wiedząc, czy Sif zdołała usłyszeć ją w gąszczu chaotycznych dźwięków, które niewiele wspólnego miały z jej nader spokojnym – zważywszy na sytuację – szeptem. – Sekunda.
Być może wypowiadanymi słowami próbowała uspokoić samą sobie. Strzelanie w rozpędzonym samochodzie, który lawirował między krawędziami wyznaczonego pasa, nie należało do najłatwiejszych zadań, postawionymi dotychczas przed Kate, ale nie zasilało również grona tych całkowicie niewykonalnych. Wiedziała o tym prawie tak samo dobrze, jak o tym, że nie może spudłować. Nie teraz, kiedy miała do dyspozycji jedynie marną garstkę strzał. Pochyliła się, by sięgnąć po następną, dokładnie w tej samej chwili, w której kolejna z kul prześlizgnęła po wnętrzu samochodu. Dwie następne minęły go o odległość przyrównywaną do długości wysłużonego ołówka.
Teraz... albo nigdy.
Mocniej zacisnęła palce na jednej ze strzał, naciągnęła cięciwę i zawzięcie wpatrywała się w ścigający je samochód. Przypomniała sobie słowa Clinta, które niedawno uparcie wciskał jej do głowy. Oddech. Oddech. Kate, na miłość boską, opanuj oddech.
Po chwili przyrównywanej do kilku uderzeń jej ludzkiego serca, powoli wypuściła z siebie nie tylko powietrze, ale i strzałę. Strzałę, która tnąc przestrzeń między nimi, poszybowała w stronę kierowcy, trafiając wprost w jego ramię.
Czarny samochód zakołysał się niebezpiecznie, wbijając się po chwili w jedną z przydrożnych, opuszczonych budek, w której niegdyś mieścił się pewnie niewielkie stragan z warzywami, czy też gazetami.
Kate opadła na siedzenie, dysząc ciężko i kurczowo przyciskając łuk do klatki piersiowej.
Mocno zaciskała powieki, zupełnie tak, jak gdyby bała się, że przy ich ponownym otwarciu, kłopoty pojawią się tuż przed nimi, śmiejąc się do rozpuku wprost w ich przerażone twarze.
Nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek zdoła uspokoić bieg swojego rozszalałego serca.
- Sif – mruknęła w końcu, nadal nie ruszając się z miejsca. Nie wiedziała, ile tkwiła bez ruchu w takiej pozycji. Nie miała najmniejszego zamiaru zaprzątać sobie tym głowy – Warsztat. Musimy znaleźć warsztat...

***



- Clint mnie zabije! – jęknęła, nerwowo przeskakując z nogi na nogę. – Sif, już jestem martwa.
- Może nie zauważy?

Mechanik pracujący w obskurnym warsztacie samochodowym położonym gdzieś w najbardziej podejrzanej części Queens, nie wyglądał na takiego, który chciałby im w czymkolwiek pomóc. Wykręcał się brakiem czasu i tym, że same są sobie winne, toteż same powinny sobie z tym poradzić. Przynajmniej nie zawracałyby mu teraz głowy i mógłby spokojnie pić piwo z puszki, siedząc na jednym z chybotliwych krzeseł, ustawionych przed warsztatem. Dziewczyny nie miały jednak głowy do dyplomatycznych próśb i przekonywań, więc ani się obejrzały, a trzymały faceta na 'muszce' łuku i miecza. Skoro i tak miały przerąbane i cudem uciekły bandzie rozjuszonych facetów, to mogły pogrozić nieco staruszkowi w umazanym kombinezonie. Nic nie traciły, a mogły zyskać nową szybę, dzięki której Clint ich nie zabije. A przynajmniej taką miały nadzieję. Sif miała wrażenie, że Kate zaraz się rozpłacze, patrząc jak mechanik zgarnia resztki roztrzaskanej szyby z wnętrza auta, więc niewiele myśląc weszła do małego sklepiku i wróciła po chwili z paczką żelek w rękach.

- Masz... - uśmiechnęła się pocieszająco. - Ten miły pan wstawi nową szybę i wszystko się jakoś ułoży. Przecież Barton nie zna na pamięć wszystkich zarysowań na szybach, prawda? Możemy mu ją nawet nieco przybrudzić, żeby było bardziej wiarygodnie... - dodała z rozbawieniem lekko obejmując ją ramieniem – I pojedziemy do tej pralni, a potem na mrożony jogurt...

      Powinny to zrobić od razu, powinny olać chęć ratowania świata i po prostu pojechać na jogurt, który z pewnością nie był tak niebezpieczny jak piętnastu czternastu typów z pistoletami. - Ale wiesz? Ten strzał prosto w klatkę piersiową był fantastyczny... A widziałaś ich miny? Wątpię, że w ogóle spodziewali się że kiedykolwiek zobaczą babkę z łukiem, strzelającą do ich kumpla. I mam nadzieje, że raz na zawsze pożegnają się z chęcią prowadzenia jakichkolwiek zamachów. Będziesz im się śniła po nocach... - mruknęła ze śmiechem i odetchnęła z ulgą, widząc nikły uśmiech na twarzy Kate. - Clint byłby z ciebie dumny... Jestem tego pewna. 

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Swoją drogą:   
Sif: zdecydowanie nie jest kobietą, której można powierzać pod opiekę osoby poniżej czterdziestego roku życia. W dodatku takie z łukiem. Młodzież z łukiem źle na nią działa...
Kate: Mamy nadzieję, że nikt nie ucierpiał bardziej, niż jest to konieczne. Wizja apokaliptycznego upadku z lekkim przymrużeniem oka i humorem, który wwiercił się w mózg po seansie Iron Man 3. Jak wyszło? Mamy nadzieję, że lepiej, niż można by się tego spodziewać. 
 W tym miejscu kierujemy również serdeczne pozdrowienia w stronę fenomenalnej autorki Hawkeye'a. <3 Nie zabijaj nas...

Brak komentarzy:

Stan Lee patrzy na to, co piszesz...

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon sponsoruje OSCORP. Przy jego tworzeniu nie ucierpial zaden pajeczak.